Ale Joe Lynskey już wówczas nie żył.
Śmierć – może w drobnym akcie dobroci, a może w akcie straszliwego okrucieństwa – przyszła po niego w osobie przyjaciółki639. Dolours Price zjawiła się w domu jego siostry, by przetransportować go za granicę. Nie powiedziała mu, że czeka go egzekucja. Miała go tylko zabrać do Republiki Irlandii na ważne spotkanie.
Lynskey zszedł na dół, prosto z kąpieli i świeżo ogolony. W ręku trzymał torbę podróżną z rzeczami na jeden nocleg, jak gdyby wybierał się na weekend na wieś. Wsiedli do auta i ruszyli w kierunku granicy. Joe mówił niewiele640 i do Price dotarło, że jej przyjaciel zdaje sobie sprawę z celu podróży. Byli sami. Lynskey mógłby ją obezwładnić, ale tylko siedział pokornie, trzymając swoją małą torbę na kolanach. W pewnym momencie próbował wyjaśnić Dolours, co tak naprawdę się wydarzyło. Odpowiedziała: „Nie chcę wiedzieć, Joe. Nie chcę nic wiedzieć. Mam po prostu trudną misję do wykonania”641.
Siedział na tylnej kanapie. Price przyglądała mu się we wstecznym lusterku. „Zabiorę go na prom – pomyślała. – Zabiorę go na prom i powiem, że zwiał”642. Mógłby uciec do Anglii i nigdy już nie wrócić. Ale jechała dalej. „Dlaczego nie próbuje wyskoczyć z samochodu? – zastanawiała się. – Dlaczego nie walnie mnie w łeb i nie zwieje? Dlaczego nie chce ratować skóry?”643 Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że Lynskey nie ucieka z tego samego powodu, dla którego ona sama nie potrafiła mu pomóc. Oboje byli zbyt oddani sprawie: Price przysięgała wykonywać wszelkie polecenia przełożonych, Lynskey najpewniej pogodził się z tym, co go czekało644.
W hrabstwie Monaghan, tuż za granicą, pod latarnią645 w umówionym miejscu czekała na nich grupka mężczyzn. Lynskey podziękował za transport i powiedział Dolours, żeby się nie martwiła. Uścisnął jej dłoń646.
„Do zobaczenia, Joe” – odparła Price647, choć wiedziała, że już się więcej nie spotkają. Płakała przez całą drogę do domu.
9
Sieroty
W styczniu 1973 roku do St. Jude’s Walk przyjechała ekipa telewizji BBC648. Dziennikarze szukali dzieci Jean McConville, która zniknęła bez śladu przeszło miesiąc wcześniej. Miejscowa prasa dowiedziała się o sprawie po publikacji w biuletynie Northern Ireland Civil Rights Association, noszącej tytuł Where Is Jean McConville [Gdzie jest Jean McConville]649. W tekście pisano, że owdowiała matka dziesięciorga dzieci zaginęła 7 grudnia, „kiedy pod przymusem została zabrana z domu”. „Belfast Telegraph” podchwycił temat i 16 stycznia opublikował krótki artykuł Snatched Mother Missing a Month [Uprowadzona matka od miesiąca nie wróciła do domu]. Gazeta wspomniała, że żadne z jej dzieci nie powiadomiło policji o porwaniu650. Następnego dnia „Belfast Telegraph” zaapelował do czytelników o pomoc w rozwiązaniu zagadki „tajemniczego zniknięcia”651.
Ekipa BBC zastała Helen i młodsze dzieci żyjące bez opieki dorosłych. Rozstawiono kamery i sprzęt. Mali McConville’owie zbili się w grupkę na kanapie na tle pasiastej żółtej tapety, po czym opowiedzieli o swoich przejściach.
– Do kuchni weszły cztery młode dziewczyny. Kazały wszystkim dzieciom pójść na górę, a potem po prostu zabrali moją mamę – mówiła cicho Agnes. – Mama wyszła na korytarz, włożyła płaszcz i poszła z nimi652.
– Czy twoja mama powiedziała coś, wychodząc? – spytał dziennikarz.
– Bardzo płakała – odrzekła Agnes.
– Czy wiecie, dokąd zabrano waszą mamę?
Dzieci nie wiedziały. Helen była ładną nastoletnią dziewczyną. Po matce odziedziczyła wąską twarz i jasną cerę, ciemne włosy miała zaczesane na obie strony. Trzymała Billy’ego na kolanach i nerwowo odwracała wzrok od kamery. Chłopcy byli rudzi. Tucker siedział na kolanach Agnes w niebieskim golfie i szortach, choć był środek zimy. Dzieciaki wierciły się, rzucały spojrzenia na wszystkie strony. Michael usiadł koło Helen, ledwie mieścił się w kadrze. Patrzył w obiektyw, mrugając oczami.
– Helen, rozumiem, że teraz to ty opiekujesz się rodziną – ciągnął dziennikarz. – Jak sobie radzisz?
– W porządku.
– Jak myślisz, kiedy znowu zobaczycie mamę?
– Nie wiem.
– Nikt się z wami nie kontaktował?
Agnes wspomniała, że dzieci widziały się z babcią McConville.
– To już na pewno starsza pani – powiedział dziennikarz.
– Jest ślepa – odparła trzynastoletnia Agnes. Dodała, że jej mama miała na nogach czerwone buty, kiedy ją zabrano. Brzmiało to jak szczegół z bajki albo trop dla poszukiwaczy. Agnes mówiła też, że wszystkie dzieci „modlą się, by mama wróciła”.
Może to właśnie ze względu na babcię McConville dzieci nie zgłosiły zniknięcia matki na policję653. Babcia powtarzała, że się boi, aczkolwiek nigdy nie zdradziła, czego konkretnie. Dzieci były absolutnie przekonane, że matka wkrótce wróci do domu, sprawy zaczynały jednak wyglądać ponuro. Mali McConville’owie mogli na szczęście pobierać rentę Jean, ale z drugiej strony mimo silnych więzi społecznych panujących w Belfaście nikt się nimi nie zaopiekował, nikt nie wpadał z ciepłym posiłkiem, nikt nie pomagał Helen w zajmowaniu się rodzeństwem. Zdawało się, że cała społeczność Divis Flats postanowiła zwyczajnie zignorować dzieci żyjące bez opieki w mieszkaniu przy St. Jude’s Walk. W tamtym okresie ludzie mieli mnóstwo własnych zmartwień na głowie, ale niewykluczone, że pozostawienie McConville’ów samym sobie wynikało z mroczniejszych pobudek. Jakkolwiek było, ludzie po prostu odwrócili wzrok.
Krótko po tym, jak nieznajomi zabrali Jean, w mieszkaniu pojawiła się pracownica socjalna654. Służby zostały powiadomione przez telefon o rodzeństwie żyjącym bez opieki. Kobieta założyła rodzinie teczkę i zanotowała, że matkę prawdopodobnie uprowadziła „jedna z organizacji” – czyli ugrupowanie paramilitarne. Rozmawiała z babcią McConville, która nie wydawała się szczególnie zaniepokojona. Według notatek z tamtego spotkania teściowa Jean stwierdziła, że Helen to „bardzo zaradna dziewczyna”, która dobrze opiekuje się rodzeństwem655. Helen, podobnie jak Jean, nie dogadywała się z babcią McConville. „Żadnego uczucia sympatii” – zanotowała pracownica