Teraz zaczyna się naprawdę skomplikowana i odpowiedzialna robota. Trzeba się mocno skupić.
Chwytasz wymazówkę i wytrząsasz zawartość. Przelewasz do wtórnej probówki. Jeszcze później określoną objętość materiału przelewasz do probówki, w której będziesz wykonywać badanie. Zgodnie z metodyką dodajesz kolejne odczynniki. One pozwolą na wyizolowanie RNA wirusa. Zaczyna się procedura izolacji. Aparat pracuje około półtorej godziny.
Po wyizolowaniu następuje kolejny etap: amplifikacja, czyli namnażanie materiału genetycznego za pomocą reakcji PCR*. Nakrapiasz w odpowiednie dołeczki odczynnik, nakrapiasz mikroobjętości próbki. Wklepujesz w oprogramowanie, odpowiednie próbki na odpowiedniej pozycji. Wkładasz to do analizatora, tam zachodzi reakcja. Mijają kolejne dwie godziny, po których analizujemy wyniki dla poszczególnych próbek. Wreszcie możemy wrzucić je w system.
W końcowym etapie już wyizolowany materiał przechodzi do czystej strefy. Tam już nie jesteś ubrany od stóp do głów. Masz tylko maseczkę, ochraniacze na buty, rękawiczki i fartuch jednorazowy.
Jeśli za wymazówkę chwytasz o godzinie ósmej, ostateczny wynik badania dostaniesz około trzynastej. Zmiennych jest tyle, że trudno mówić o normie. Wszystko zależy od procedury. Każde laboratorium działa według swojej. Tak, by się nie zakopać w próbkach.
Czas odgrywa jednak ogromną rolę. Za każdą probówką stoi człowiek. Dlatego non stop dzwoni telefon. Dobijają się zdenerwowani pacjenci, chcą poznać wyniki. Choć nie możemy udzielać takiej informacji – może to zrobić lekarz z oddziału, na którym był pobierany wymaz bądź sanepid – telefonów jest niezliczona ilość.
Wyniki są przesyłane do sanepidu najczęściej dwa razy dziennie: wczesnym popołudniem i wieczorem. Dziennie badamy około osiemdziesięciu próbek. W tym momencie w naszym laboratorium wyniki dodatnie to średnio od pięciu do piętnastu procent wszystkich zbadanych.
Daleko za Europą
Na co dzień jesteśmy szpitalem wieloprofilowym, mamy oddział zakaźny. Zostaliśmy przekształceni w szpital jednoimienny. Początkowo cała diagnostyka odbywała się w sanepidzie, ale sytuacja zaskoczyła wszystkich. Pod stację podlega całe województwo, więc szybko przestała być wydolna. Na wyniki czekało się nawet dziewięćdziesiąt godzin. Nagle nadeszło polecenie: wdrożyć diagnostykę w szpitalu.
Musieliśmy przeorganizować laboratorium. Przygotować czyste i skażone strefy, zbudować ścianki działowe, śluzy, tak by podczas pracy czuć się bezpiecznie. Pomogło wiele instytucji. Uniwersytet i laboratoria pożyczały drobny sprzęt, na przykład końcówki do pipet na małe objętości. My na co dzień rzadko z nimi pracujemy, a nagle okazało się, że potrzebujemy ich całą masę. Tak samo było z analizatorem. Czyli ze sprzętem, bez którego nie da się poddać próbek odpowiednim procesom.
Potrzebowaliśmy załatwić aparat do przeprowadzania pierwszego etapu, wydobycia wirusa z wymazów. Obecnie czas oczekiwania na taki sprzęt to około dwóch miesięcy, nam jakimś cudem się jednak udało – znalazł się w ostatniej chwili, zdążyliśmy, mamy go… Przeprowadziliśmy błyskawiczne, jednodniowe szkolenie. Kolejnego dnia mogłyśmy przystąpić do robienia badań.
Polska diagnostyka molekularna jest daleko za zachodnią Europą. Nic więc dziwnego, że liczba testów wykonywana w Niemczech czy Hiszpanii jest o wiele większa niż w Polsce. Oni tam mają sprzęt, ludzi, mniejsze braki kadrowe… A nam się nawet odczynniki kończą. Zamówiliśmy, czekamy na dostawę. Transport jedzie zza granicy. Jeśli nie dojedzie na czas, będziemy mieli przestój.
Podzieliłyśmy się na zespoły. Musimy pamiętać, że placówka wciąż funkcjonuje jako zwykły szpital. Są dyżury medyczne, musimy wykonywać podstawowe badania, morfologię, CRP i pozostałe parametry w zależności od potrzeb. Dodatkowo pacjent ma robione badanie w kierunku grypy. No i w kierunku koronawirusa. Próbek jest ogrom, a ludzi nie przybyło – wręcz przeciwnie… Codziennie rano przychodzę do pracy i nigdy nie wiem, o której stąd wyjdę. Nie wiem, co przyniesie kolejny dzień.
W mediach słychać: laboratorium wykonało badanie. Nie, to nie laboratorium je wykonało. Wykonał je personel, który tam ciężko pracuje. Ludzie myślą, że to wszystko robią aparaty, a my tylko wkładamy do nich probówkę. Przecież to wszystko trzeba przygotować, doprowadzić do stanu, w którym wynik jest wiarygodny. Zrobić kontrolę jakości. Jesteśmy lasem niewidzialnych rąk.
Laboratoria się nie wyrabiają. Jak mogłoby być inaczej, skoro zawsze traktowani byliśmy jako najmniej ważna część w szpitalu? Kto by pomyślał, że w ostatnich dniach tyle razy usłyszę, że jesteśmy jedną z najważniejszych części szpitalnej układanki. Ciekawe na jak długo i czy w końcu odpowiednie osoby zrozumieją, że bez tego ogniwa proces diagnostyczny nie może istnieć.
Cały zespół marzy o jednym: by żadna z nas nie złapała tego świństwa. A teraz po prostu robimy swoje. W końcu to jednak służba!
* PCR (ang. polymerase chain reaction), czyli reakcja łańcuchowa polimerazy, jest podstawową metodą stosowaną w laboratoriach genetycznych i molekularnych. Pozwala na wykazanie obecności DNA drobnoustroju w badanej próbce.
Raport z frontu, dzień jedenasty
Złodzieje mówią: „Teraz to już tylko wy możecie nas zarazić”. I trudno się z tym nie zgodzić
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.