Someone new. Laura Kneidl. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Laura Kneidl
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Книги для детей: прочее
Год издания: 0
isbn: 978-83-7686-912-4
Скачать книгу
i mogłabym przysiąc, że pojawił się na niej ślad rozbawienia.

      – Czy… to twoja twierdza? – zapytał i zrobił krok w stronę spiętrzonych pudeł.

      – Tak. Casa de la Owens. Podoba ci się?

      – Ehm… tak. – Pokręcił głową i zaśmiał się cicho. Zabrzmiało to trochę nerwowo, tak jakbym go całkowicie zaskoczyła, ale w pozytywny sposób. – Podoba mi się ten surowy, niedokończony wdzięk.

      Uśmiechnęłam się.

      – Niestety jeszcze nie zdążyłam jej tak wyszykować jak ty swój Empire State Building, ale w środku jest całkiem przyjemnie. Chodź i weź ze sobą pizzę.

      Uklękłam przed wejściem do twierdzy i włożyłam do środka kubki, papierowy ręcznik i colę, a potem się tam wczołgałam. Podłogę wyłożyłam dywanem z mojego starego pokoju. Leżały tam również poduszki i koce. Pod sufitem wisiało rozpięte ciemne prześcieradło. Na tym nie koniec. Jak chcę, to potrafię. Podpełzłam do małego otworu, przez który wcześniej przeciągnęłam przedłużacz i nacisnęłam włącznik. Nad moją głową zapaliły się setki światełek. Rozbłysły jak gwiazdy na niebie i spowiły twierdzę łagodnym światłem. Westchnęłam z zadowoleniem. Opłacało się poświęcić dwie godziny na urządzenie tego wnętrza. Po co komu normalne łóżko, szafa albo stół, skoro można mieć coś takiego? Dorosłość? Mam jej po dziurki w nosie.

      – Wow – powiedział Julian, kiedy wczołgał się do środka. – Ale masz tu miło.

      – Co nie?

      Nachyliłam się nad nim, tułowiem dotknęłam jego klatki piersiowej. Próbował się odsunąć, ale w twierdzy było mało miejsca. Rozplątując sznur, który podtrzymywał coś w rodzaju zasłony, poczułam na szyi jego oddech. W końcu materiał opadł i zasłonił wejście. W mojej kryjówce zrobiło się jeszcze mroczniej.

      Odwróciłam głowę i spojrzałam na Juliana. Nasze twarze były oddalone od siebie na szerokość dłoni.

      – No i? – zapytałam szeptem. – Co pan powie, panie architekcie, o moim budynku?

      – Statyka wejścia trochę mnie martwi, ale w sumie całość wygląda dobrze.

      Kiwnął głową z uznaniem. W jego oczach odbijały się światełka.

      – W każdym razie jest tu wygodniej niż na korytarzu.

      – Też tak myślę. – Uśmiechnęłam się i usiadłam prosto.

      Ze skrzyżowanymi nogami otworzyłam pudełko z pizzą. Na wieczku postawiłam plastikowe kubki, napełniłam je colą, potem położyłam kawałek pizzy na papierowym ręczniku i podałam go Julianowi.

      Kiedy odbierał ode mnie pizzę, jego palce dotknęły wierzchu mojej dłoni. To było delikatne muśnięcie i w innych okolicznościach pewnie nawet bym go nie zauważyła, ale w ciasnej, małej twierdzy, przy sztucznych gwiazdach, poczułam je bardzo wyraźnie. Przez plecy przebiegł mi przyjemny dreszcz, włoski na moich rękach stanęły na baczność, tak jakby chciały dotknąć Juliana.

      – Jak w ogóle wszedłeś do budynku bez klucza? – zapytałam, by zająć głowę czymś innym.

      – Pani Harvey mnie wpuściła.

      Nie znałam osobiście pani Harvey, ale wiedziałam, że to sąsiadka koło osiemdziesiątki, która mieszka na parterze razem ze swoim posiwiałym psem.

      – A gdzie Auri i Cassie?

      – Na LARP-ie – mruknął niewyraźnie Julian z kawałkiem pizzy w ustach. Kiedy przełknął, dodał: – W lesie nie mają zasięgu, a poza tym nie chciałem im przeszkadzać. Od dawna mówili tylko o tej imprezie. Rano zobaczyłem, jak Auri robi sobie peeling ust. A sądząc po ilości włosów pod prysznicem, ciało Cassie jest gładkie jak pupcia niemowlaka. Najwidoczniej Maylin i Gorwin mają na dzisiaj wielkie plany.

      Ze zdumieniem przechyliłam głowę.

      – Co masz na myśli?

      – No, wielkie plany. – Julian znacząco uniósł brwi. – Sama wiesz.

      Zmarszczyłam czoło.

      – Mówisz o seksie?

      – Nie, o przywołaniu deszczu tańcem. – Przewrócił oczami. – Jasne, że o seksie.

      – Poczekaj. – Coś mi tu nie grało. Miałam wrażenie, że na siłę połączyłam ze sobą dwa puzzle, a teraz zobaczyłam, że to nie miało sensu. – Myślałam… Jak długo oni są razem?

      – Auri i Cassie?

      Przytaknęłam.

      Julian pokręcił głową.

      – Nie są parą.

      – Co?

      To nie mogła być prawda. Wydawali się tak zżyci. Można by nawet podejrzewać, że są razem już od liceum. Sposób, w jaki ze sobą rozmawiali, jak żartowali i jak patrzyli na siebie. Tego wieczoru, gdy się poznaliśmy, wymieniali znaczące spojrzenia. Tylko zakochani patrzą tak na siebie.

      – Nie są parą – powtórzył i wypił trochę coli.

      – Rozumiem, co mówisz, ale… oni są sobie przeznaczeni! Są moją OTP w realu!

      Byłam tak wzburzona jak dwa lata temu, kiedy po raz pierwszy oglądałam z Adrianem Przyjaciół i Rachel z Rossem właśnie się rozstawali.

      Julian ze zdziwieniem uniósł brew.

      – Co to jest OTP?

      – OTP. One True Pairing – wyjaśniłam. – Idealna para, która jest dla siebie stworzona. Dlaczego nie są razem?

      – Nie wiem, ich musisz zapytać.

      Prychnęłam, ugryzłam kawałek pizzy i przeżuwałam ją z wściekłością, nie zwracając uwagi na smak. Oczywiście, zdawałam sobie sprawę, że nie powinno mnie obchodzić, czy oni są razem czy nie. To ich sprawa. Tyle że lubię patrzeć na szczęśliwych ludzi, a ta dwójka była razem szczęśliwa, to jasne. Dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego Cassie, opowiadając o Maylin i Gorwinie, była tak zaaferowana. Myślałam, że to LARP tak ją fascynuje, ale najwyraźniej chodziło o coś więcej. Wykorzystali z Aurim LARP jako sposób na wyznanie sobie uczuć.

      – Do kitu – rzuciłam.

      – Wiem – potwierdził Julian. – Gdybym za każdym razem, kiedy obstawiałem, że nadchodzi „ta noc” Auriego i Cassie, robił zakład, to byłbym teraz biedny. – Zająknął się. – Bardzo biedny.

      Auu. Jak nie z lewej, to z prawej. Pomału zaczynało mnie gryźć sumienie. W głowie już układałam kolejne przeprosiny za to, co się stało ponad dwa miesiące temu. Nie chciałam jednak wystraszyć Juliana, przypominając mu o tym incydencie. Postanowiłam odłożyć to na później.

      – A u ciebie jak? Masz dziewczynę?

      – Nie. – Odpowiedź Juliana przypominała strzał z pistoletu, a jego głos zimny metalowy nabój. Podejrzewałam, że chodzi o jakąś byłą dziewczynę i trudne rozstanie.

      – Rozumiem. Myślałam, że kogoś masz, bo tak rzadko cię tutaj widuję. – Wzruszyłam ramionami z pozorną obojętnością. – Gdzie się w takim razie podziewasz przez cały czas? – zapytałam, mając nadzieję, że nie poruszyłam w ten sposób kolejnej bolesnej struny.

      – Często chodzę się uczyć do biblioteki albo do pracowni robić modele. Poza tym dużo pracuję.

      – Gdzie pracujesz? – To pytanie wydawało mi się bezpieczne, mimo że wyleciał z kateringu. Sam przecież poruszył temat pracy i najwyraźniej miał jakieś zajęcie.

      – To prace dorywcze. Ciągle się zmieniają. Teraz porządkuję regały w supermarkecie, a w niektóre wieczory siedzę na recepcji