– Czy… to twoja twierdza? – zapytał i zrobił krok w stronę spiętrzonych pudeł.
– Tak. Casa de la Owens. Podoba ci się?
– Ehm… tak. – Pokręcił głową i zaśmiał się cicho. Zabrzmiało to trochę nerwowo, tak jakbym go całkowicie zaskoczyła, ale w pozytywny sposób. – Podoba mi się ten surowy, niedokończony wdzięk.
Uśmiechnęłam się.
– Niestety jeszcze nie zdążyłam jej tak wyszykować jak ty swój Empire State Building, ale w środku jest całkiem przyjemnie. Chodź i weź ze sobą pizzę.
Uklękłam przed wejściem do twierdzy i włożyłam do środka kubki, papierowy ręcznik i colę, a potem się tam wczołgałam. Podłogę wyłożyłam dywanem z mojego starego pokoju. Leżały tam również poduszki i koce. Pod sufitem wisiało rozpięte ciemne prześcieradło. Na tym nie koniec. Jak chcę, to potrafię. Podpełzłam do małego otworu, przez który wcześniej przeciągnęłam przedłużacz i nacisnęłam włącznik. Nad moją głową zapaliły się setki światełek. Rozbłysły jak gwiazdy na niebie i spowiły twierdzę łagodnym światłem. Westchnęłam z zadowoleniem. Opłacało się poświęcić dwie godziny na urządzenie tego wnętrza. Po co komu normalne łóżko, szafa albo stół, skoro można mieć coś takiego? Dorosłość? Mam jej po dziurki w nosie.
– Wow – powiedział Julian, kiedy wczołgał się do środka. – Ale masz tu miło.
– Co nie?
Nachyliłam się nad nim, tułowiem dotknęłam jego klatki piersiowej. Próbował się odsunąć, ale w twierdzy było mało miejsca. Rozplątując sznur, który podtrzymywał coś w rodzaju zasłony, poczułam na szyi jego oddech. W końcu materiał opadł i zasłonił wejście. W mojej kryjówce zrobiło się jeszcze mroczniej.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na Juliana. Nasze twarze były oddalone od siebie na szerokość dłoni.
– No i? – zapytałam szeptem. – Co pan powie, panie architekcie, o moim budynku?
– Statyka wejścia trochę mnie martwi, ale w sumie całość wygląda dobrze.
Kiwnął głową z uznaniem. W jego oczach odbijały się światełka.
– W każdym razie jest tu wygodniej niż na korytarzu.
– Też tak myślę. – Uśmiechnęłam się i usiadłam prosto.
Ze skrzyżowanymi nogami otworzyłam pudełko z pizzą. Na wieczku postawiłam plastikowe kubki, napełniłam je colą, potem położyłam kawałek pizzy na papierowym ręczniku i podałam go Julianowi.
Kiedy odbierał ode mnie pizzę, jego palce dotknęły wierzchu mojej dłoni. To było delikatne muśnięcie i w innych okolicznościach pewnie nawet bym go nie zauważyła, ale w ciasnej, małej twierdzy, przy sztucznych gwiazdach, poczułam je bardzo wyraźnie. Przez plecy przebiegł mi przyjemny dreszcz, włoski na moich rękach stanęły na baczność, tak jakby chciały dotknąć Juliana.
– Jak w ogóle wszedłeś do budynku bez klucza? – zapytałam, by zająć głowę czymś innym.
– Pani Harvey mnie wpuściła.
Nie znałam osobiście pani Harvey, ale wiedziałam, że to sąsiadka koło osiemdziesiątki, która mieszka na parterze razem ze swoim posiwiałym psem.
– A gdzie Auri i Cassie?
– Na LARP-ie – mruknął niewyraźnie Julian z kawałkiem pizzy w ustach. Kiedy przełknął, dodał: – W lesie nie mają zasięgu, a poza tym nie chciałem im przeszkadzać. Od dawna mówili tylko o tej imprezie. Rano zobaczyłem, jak Auri robi sobie peeling ust. A sądząc po ilości włosów pod prysznicem, ciało Cassie jest gładkie jak pupcia niemowlaka. Najwidoczniej Maylin i Gorwin mają na dzisiaj wielkie plany.
Ze zdumieniem przechyliłam głowę.
– Co masz na myśli?
– No, wielkie plany. – Julian znacząco uniósł brwi. – Sama wiesz.
Zmarszczyłam czoło.
– Mówisz o seksie?
– Nie, o przywołaniu deszczu tańcem. – Przewrócił oczami. – Jasne, że o seksie.
– Poczekaj. – Coś mi tu nie grało. Miałam wrażenie, że na siłę połączyłam ze sobą dwa puzzle, a teraz zobaczyłam, że to nie miało sensu. – Myślałam… Jak długo oni są razem?
– Auri i Cassie?
Przytaknęłam.
Julian pokręcił głową.
– Nie są parą.
– Co?
To nie mogła być prawda. Wydawali się tak zżyci. Można by nawet podejrzewać, że są razem już od liceum. Sposób, w jaki ze sobą rozmawiali, jak żartowali i jak patrzyli na siebie. Tego wieczoru, gdy się poznaliśmy, wymieniali znaczące spojrzenia. Tylko zakochani patrzą tak na siebie.
– Nie są parą – powtórzył i wypił trochę coli.
– Rozumiem, co mówisz, ale… oni są sobie przeznaczeni! Są moją OTP w realu!
Byłam tak wzburzona jak dwa lata temu, kiedy po raz pierwszy oglądałam z Adrianem Przyjaciół i Rachel z Rossem właśnie się rozstawali.
Julian ze zdziwieniem uniósł brew.
– Co to jest OTP?
– OTP. One True Pairing – wyjaśniłam. – Idealna para, która jest dla siebie stworzona. Dlaczego nie są razem?
– Nie wiem, ich musisz zapytać.
Prychnęłam, ugryzłam kawałek pizzy i przeżuwałam ją z wściekłością, nie zwracając uwagi na smak. Oczywiście, zdawałam sobie sprawę, że nie powinno mnie obchodzić, czy oni są razem czy nie. To ich sprawa. Tyle że lubię patrzeć na szczęśliwych ludzi, a ta dwójka była razem szczęśliwa, to jasne. Dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego Cassie, opowiadając o Maylin i Gorwinie, była tak zaaferowana. Myślałam, że to LARP tak ją fascynuje, ale najwyraźniej chodziło o coś więcej. Wykorzystali z Aurim LARP jako sposób na wyznanie sobie uczuć.
– Do kitu – rzuciłam.
– Wiem – potwierdził Julian. – Gdybym za każdym razem, kiedy obstawiałem, że nadchodzi „ta noc” Auriego i Cassie, robił zakład, to byłbym teraz biedny. – Zająknął się. – Bardzo biedny.
Auu. Jak nie z lewej, to z prawej. Pomału zaczynało mnie gryźć sumienie. W głowie już układałam kolejne przeprosiny za to, co się stało ponad dwa miesiące temu. Nie chciałam jednak wystraszyć Juliana, przypominając mu o tym incydencie. Postanowiłam odłożyć to na później.
– A u ciebie jak? Masz dziewczynę?
– Nie. – Odpowiedź Juliana przypominała strzał z pistoletu, a jego głos zimny metalowy nabój. Podejrzewałam, że chodzi o jakąś byłą dziewczynę i trudne rozstanie.
– Rozumiem. Myślałam, że kogoś masz, bo tak rzadko cię tutaj widuję. – Wzruszyłam ramionami z pozorną obojętnością. – Gdzie się w takim razie podziewasz przez cały czas? – zapytałam, mając nadzieję, że nie poruszyłam w ten sposób kolejnej bolesnej struny.
– Często chodzę się uczyć do biblioteki albo do pracowni robić modele. Poza tym dużo pracuję.
– Gdzie pracujesz? – To pytanie wydawało mi się bezpieczne, mimo że wyleciał z kateringu. Sam przecież poruszył temat pracy i najwyraźniej miał jakieś zajęcie.
– To prace dorywcze. Ciągle się zmieniają. Teraz porządkuję regały w supermarkecie, a w niektóre wieczory siedzę na recepcji