– Zadzwonię do ochrony. Ktokolwiek zabrał stąd płód, raczej nie zdążył jeszcze wyjść poza teren szpitala.
Macleod rozejrzał się po pomieszczeniu. Drzwi do toalety były otwarte, ale nie było tam nic poza sedesem i małą umywalką.
– To niedorzeczne – powiedział. – Ten, kto zabrał dziecko, musiał czekać na zewnątrz, aż pielęgniarka wyjdzie i pozostawi je bez nadzoru. Ale skąd mógł wiedzieć, że ona w ogóle stąd wyjdzie, chociaż na chwilę? Poza tym ktoś, kto chciał go zabrać, musiałby mieć jakąś torbę, pudło, karton… W ostateczności można było go zawinąć w płaszcz albo koc.
Profesor Karounis schował telefon.
– Jedynie dwie osoby opuściły budynek w ciągu ostatnich dziesięciu minut – oznajmił. – Kurier, który dostarczył książkę z Amazona, i siostra Nanda, która skończyła pracę i miała przy sobie jedynie torebkę. A zatem wszystko wskazuje na to, że złodziej wciąż jest w środku. Wydałem polecenie, aby przeszukano cały szpital od piwnic po dach.
– Powiedział pan ochroniarzom, czego powinni szukać?
– Poinformowałem ich, że porwano wcześniaka z oddziału… bardzo zdeformowanego wcześniaka. Nie powiedziałem jak bardzo, bo zapewne by mi nie uwierzyli.
– Mój Boże, to jakiś koszmar. Wciąż myślę, że się zaraz obudzę i że to się naprawdę w ogóle nie wydarzyło – powiedział doktor Macleod.
– Bardzo pana przepraszam, doktorze – wyszeptała pielęgniarka. – Proszę mi wybaczyć.
– Już dobrze, siostro. Nie powinna była pani zostawiać go samego, ale przecież czegoś takiego nikt nie potrafiłby przewidzieć. W każdym razie nikt z nas.
– Co będzie, jeżeli on umrze?
– Jeżeli umrze, to… szczerze mówiąc, odda wszystkim przysługę, także samemu sobie. W takim stanie, w jakim się znajduje, i tak nie może długo żyć.
– W tej części oddziału nie ma wideonadzoru, ale oczywiście monitorowane są wszystkie półpiętra, klatki schodowe i windy – oznajmił Karounis. – David Brennan z ochrony zaczął już przeglądać najnowsze zapisy. Powiedział mi, że jeśli ktoś chciał stąd wykraść płód i uniknąć zarejestrowania przez kamery, musiał skorzystać z drogi pożarowej. Jednak każde użycie drogi pożarowej automatycznie uruchamia alarm w jego biurze, wystarczy, że ktoś otworzy drzwi ewakuacyjne.
– Wciąż nie mogę sobie wyobrazić, dlaczego komukolwiek mogłoby zależeć akurat na tym płodzie – powiedział doktor Macleod. – Przecież właściwie nikt z zewnątrz nie wiedział, że się u nas urodził.
– Może matka wspominała jakiejś przyjaciółce, że poddaje się aborcji?
– Cóż, to jest możliwe. Mam jednak wrażenie, że ta kobieta była zbyt zakłopotana swoją sytuacją, by komukolwiek o niej opowiadać. Mąż opuścił ją kilka miesięcy temu i wrócił do Nigerii, a od tego czasu jedynym mężczyzną, z którym miała bliski kontakt, był mąż jej kuzynki. To on ją zapłodnił, przez niego zdecydowała się na aborcję, po której jednoznacznie dała mu do zrozumienia, co się stanie, jeżeli jeszcze raz jej dotknie. Nawet jeśli się na to zdecydował, nawet jeżeli znów zafundował jej kolejną ciążę, to i tak nie wiadomo, dlaczego on sam lub ktokolwiek inny miałby wykraść zdeformowany płód.
– Muszę przyznać, że czuję się tak samo jak ty, Stuart. Jestem berdeménos, kompletnie skołowany.
Wrócili do gabinetu profesora Karounisa.
– Musimy tu wezwać członków zespołu, który asystował przy cesarskim cięciu, wszystkich po kolei – powiedział profesor Karounis. – Tylko oni widzieli płód i z wyjątkiem pielęgniarek z neonatologii tylko oni wiedzieli, że płód przetrwał zabieg. I żył w chwili, kiedy widziała go ostatnia uprawniona do tego osoba.
– Owszem, trzeba tak zrobić. Nie wierzę jednak, że wykradła go któraś z tych osób. To by nie miało najmniejszego sensu.
Asystentka profesora połączyła się ze wszystkimi członkami zespołu doktora Macleoda i wezwała ich do gabinetu. Glenda – położna – zjawiła się pierwsza. Kiedy doktor wyjaśnił jej, co się stało, szeroko otworzyła oczy. Była zaskoczona i nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała.
– Myślałam, że to szaleństwo już się skończyło – odezwała się po chwili. – Stan tego płodu już i tak wystarczająco mną wstrząsnął. Właśnie chciałam pójść do Mary Masimby i poprosić ją, żeby zastąpiła mnie podczas następnego porodu.
– Niestety, muszę zapytać, czy to nie pani zabrała płód z inkubatora – powiedział profesor, unosząc dłonie na wysokość twarzy niczym prokurator na sali sądowej. – A jeśli pani tego nie zrobiła, czy jest pani w stanie nam powiedzieć, kto inny mógł porwać to nieszczęsne dziecko?
– Oczywiście, że go nie zabrałam! Na miłość boską! Przecież to stworzenie mnie przerażało! Ta twarz i te oczy wbite we mnie… Będę miała koszmary do końca życia!
– Zatem nie domyśla się pani, kto mógł zabrać płód i dlaczego?
Glenda wydęła usta i w milczeniu pokręciła głową. Była niewątpliwie głęboko zbulwersowana tym, że profesor Karounis ośmielił się chociaż przez chwilę podejrzewać ją o jakiś związek ze zniknięciem płodu.
Kiedy wyszła z gabinetu, Macleod pochylił się nad biurkiem i powiedział przyciszonym głosem:
– Nie chciałbym pana urazić, profesorze, ale uważam, że powinien pan postępować trochę ostrożniej i nie rzucać oskarżeń tak prosto z mostu. Chyba nie zależy nam na tym, aby odpowiadać przed sądem na oskarżenia o nękanie personelu?
– Co więc sugerujesz? Że mamy zapomnieć o tym zdarzeniu?
– To nie tak, panie profesorze. A zresztą może rzeczywiście będzie lepiej, jeżeli o nim zapomnimy? W końcu ilu nieprawidłowo rozwiniętych płodów pozbywamy się każdego roku? Ten konkretny był niezwykły, owszem, głównie z powodu licznych deformacji, ale musimy pogodzić się z tym, że nie miał szansy przetrwać przez dłuższy czas. Musimy sami sobie zadać pytanie, czy mieliśmy do czynienia z żywym człowiekiem, czy po prostu ze zbiorem zdeformowanych tkanek.
– Stuart, sam powiedziałeś, że powstrzymałeś się od eutanazji z powodu jego spojrzenia. Nie to jest jednak w tej sprawie najbardziej istotne. Chodzi o to, że ktoś złamał zasady bezpieczeństwa i zabrał płód. Nie ma najmniejszego znaczenia, czy ten był żywy, martwy, czy znajdował się w stanie pośrednim pomiędzy życiem i śmiercią. Powinniśmy powiadomić policję. Przecież następnym razem ktoś nam wyniesie zdrowego noworodka! Wyobrażasz sobie, w jakie wtedy wpadniemy kłopoty? W jednej chwili nasze dobre imię zostanie zszargane. To chyba dobre słowo, nie sądzisz? Zszargane.
Doktor Macleod nie był w nastroju do sprzeczek.
– Doskonale – odpowiedział. – Ale zanim wezwiemy policję, poczekajmy, aż Brennan skończy przeszukiwać budynek i przejrzy materiały z monitoringu. Przecież może to tylko zwykła pomyłka. Może płód przestał oddychać, kiedy siostry Chen tam nie było, ktoś go zabrał, żeby mu udzielić pierwszej pomocy?
– Och, daj spokój. Ktoś zabrał płód, żeby mu pomóc? Zabrał coś, co wyglądało jak… nie wiem, jak ośmiornica? Czy ty także zabrałbyś to z inkubatora? I w jaki sposób chciałbyś prowadzić resuscytację? Metodą usta–usta? Wiem już, że ta istota ma anielską twarz, ale nie sądzę, żebyś się na coś takiego zdobył.
Macleod milczał. Wiedział, jak nieprawdopodobny jest