Dzieci zapomniane przez Boga. Graham Masterton. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Graham Masterton
Издательство: PDW
Серия: horror
Жанр произведения: Зарубежные детективы
Год издания: 0
isbn: 9788381887687
Скачать книгу
Dopiero po dwóch czy trzech miesiącach przekonałam się, że potrafi być strasznym chamem. W jego pokoju było jak w chlewie i nawet koledzy, z którymi mieszkał, krytykowali go za to, że jest bałaganiarzem. Nigdy nie zmieniał pościeli, a brudne ubrania rzucał po prostu na podłogę.

      – Dlaczego więc go nie rzuciłaś? – zapytał Mallett.

      – Och, daj spokój, Jeżozwierzu – zareagował Jerry. – Z tych samych powodów, dla których kobiety nie odchodzą od facetów, którzy regularnie je biją. Zawsze wydaje im się, że to one ich w końcu zmienią. Poza tym jest jeszcze coś takiego jak miłość.

      – Kochałam go, tak – powiedziała Dżoja. – Był nieokrzesanym brudasem, ale nigdy mnie nie uderzył. Czasami dziko się kłóciliśmy, zwykle jednak Rusul był zabawny, sympatyczny, hojny i… cóż…

      – Dobry w łóżku?

      Dziewczyna zaczerwieniła się i odwróciła wzrok.

      – Rozumiem, że tak – oznajmił Jerry. – Kiedy się zorientowałaś, że jesteś w ciąży?

      – Kto panu o tym powiedział?

      – Sam Rusul.

      Dżoja milczała przez kilkanaście sekund. Jej przyśpieszony oddech podpowiedział Jerry’emu, że jest bliska załamania. – Dwa miesiące temu – powiedziała wreszcie. – Jedenastego sierpnia.

      – Jednak nie powiedziałaś o tym Rusulowi? Dlaczego?

      – Mieliśmy wtedy problemy. Rusul stracił pracę w warsztacie, ponieważ ciągle się spóźniał. I poza tym…

      – Słucham cię. Co poza tym?

      – Poszłam do mojej bhawiszja kahenara.

      – Naprawdę? A kto to taki?

      – Moja wróżka. Przyjaciółka mojej cioci. Ma na imię Hazima i mieszka w Mitcham. Skądś wiedziała, że przyszłam do niej, ponieważ jestem w ciąży. Wiedziała, zanim powiedziałam jej, że to dziecko Rusula.

      Dżoja zamilkła i długo siedziała w ciszy, a pod jej czarnymi rzęsami pojawiły się łzy. Jerry i Mallett stali cierpliwie i czekali, aż zapanuje nad sobą.

      – Hazima pobłogosławiła mnie – podjęła Dżoja. – Później położyła rękę na moim brzuchu i zamknęła oczy. Dzięki temu mogła mi powiedzieć, jak będzie wyglądało życie dziecka. Coś ją zaniepokoiło, powiedziała, że dziecko nie rozwija się tak, jak powinno.

      – Skąd o tym wiedziała? Miała w dłoniach promienie Roentgena czy co? – zapytał Mallett.

      – Wszystko, co kiedykolwiek powiedziała mi Hazima, sprawdziło się – oznajmiła Dżoja. – Kiedy miałam zaledwie czternaście lat, powiedziała mi, że spotkam mężczyznę, który będzie lubił się bić, i że dam mu dziwne dziecko. Powiedziała mi też, że później wyjdę za mąż za bogatego mężczyznę, znacznie ode mnie starszego.

      Jerry z krzywą miną popatrzył na Malletta.

      – Muszę się spotkać z tą Hazimą – odezwał się Mallett. – Może zdradzi mi wyniki najbliższego losowania Lotto?

      – Kocham Hazimę – powiedziała Dżoja. – Kocham ją i ufam jej. Mogę jej mówić takie rzeczy, o jakich nigdy nie porozmawiałabym z mamą albo tatą.

      – A więc… po tym, co opowiedziała ci o dziecku… zdecydowałaś się na przerwanie ciąży? – zapytał Jerry.

      – Nie od razu. Jednak zniechęciłam się do Rusula. Któregoś wieczoru poszłam do klubu karate, żeby z nim porozmawiać, i poznałam Attafa.

      – Wtedy zerwałaś z Rusulem?

      – Attaf był słodki, delikatny i wyrozumiały. No i jego rodzina przyjęła mnie bardzo ciepło. Kiedy przychodziłam do jego domu, matka Attafa uczyła mnie, jak przyrządzać khir z kardamonem.

      – Ale to Attaf namówił cię na to, żebyś przerwała ciążę?

      – Tak. Wyznałam mu, że coś jest nie tak z dzieckiem, a on uznał, że w takiej sytuacji powinnam się go pozbyć. Jak powiedział, Makka al-Mukarrama uważał, że tak właśnie powinna postąpić kobieta, kiedy z dzieckiem w jej łonie jest coś nie w porządku.

      – Doskonale – wtrącił się Mallett. – Skoro tak uważa ten Makkah alCośTam, niczym się nie przejmuj.

      – To wielki uczony islamski – powiedziała Dżoja.

      – Rozumiem więc, że od lekarki z Brockley, do której zawiózł cię Attaf, dostałaś pigułki i dziecka pozbyłaś się w domu? – kontynuował Jerry.

      – W domu rodziców Attafa, kiedy wyjechali na weekend.

      – Przepraszam, że muszę cię o to pytać, wiem, że płód prawdopodobnie nie był wystarczająco rozwinięty, abyś mogła cokolwiek stwierdzić z całą pewnością, ale czy coś dowodziło, że nie jest prawidłowo zbudowany?

      Dziewczyna pokręciła przecząco głową i zadrżała, przypomniawszy sobie ponure i tragiczne chwile.

      – Poczułam, jak się ze mnie wyślizgiwał, ale na niego nie spojrzałam.

      – Zatem zadam ci jeszcze tylko jedno pytanie. Czy Rusul mówił ci, co myśli o Attafie? Powiedział, że jest wściekły albo zazdrosny? Czy groził, że zrobi mu krzywdę?

      – Kiedy dowiedział się o dziecku, przyszedł do mnie i zapytał, czy to jest prawda. Nie krzyczał, nie wrzeszczał, kiedy przytaknęłam, ale nie miałam wątpliwości, że jest bardzo zły. Powiedział tylko: dźiwana mate eika dźiwana, co znaczy „życie za życie”. Wtedy nie pojmowałam, co miał na myśli. Oczywiście teraz to rozumiem.

      – Czy będziesz gotowa powtórzyć to wszystko w sądzie, jeżeli cię o to poproszą?

      – On zabił Attafa. Kochałam Attafa. Gdyby to się zdarzyło w Pakistanie, Rusul zostałby powieszony.

      – Rozumiem więc, że tak?

      6

      Martin Elliot wysiadł ze swojego srebrzystoszarego audi i przeszedł przez ulicę. Tylko dzięki szybkiemu refleksowi nie wpadł pod motorower prowadzony przez dostawcę z firmy Deliveroo. Motorowerzysta, nie przerywając jazdy, krzyknął coś w jego kierunku, ale Martin usłyszał z tego tylko pytanie: „Jesteś, kurwa, ślepy?”.

      Jim Feather czekał na niego przy barierkach. Palił papierosa i rozmawiał z Newtonem. Kiedy tylko dostrzegł Martina, wrzucił niedopałek do rynsztoka i wypuścił w powietrze chmurę gęstego dymu.

      – Co słychać, Jim? – zapytał Martin. – Cześć, Newton, wszystko w porządku? Rzuciłem oko na twoje filmy. Wygląda na to, że mamy tutaj całkiem sporą przeszkodę. Gdzie jest Gemma?

      – Wróci za chwilę. Poszła po kawę i pączka.

      – O rety – jęknął Martin, machając dłonią przed twarzą. Nawet na otwartej przestrzeni czuł odór zjełczałych wyziewów z kanału ściekowego. – Musi mieć żołądek o wiele silniejszy od mojego.

      Bezustannie przypominał sobie, że jest tutaj szefem, ale był też aż nadto świadomy, że jego biały kombinezon ochronny jest nowiutki i świeży, nie ma na nim najmniejszej plamki. Także jego kask, nieskazitelnie czysty, bardzo się różnił od poobtłukiwanego i poplamionego kasku Jima. Martin poczuł się tak samo jak pierwszego dnia w szkole średniej, gdy wszedł do swojej klasy w marynarce przynajmniej o dwa rozmiary za dużej i ze sztywną, nowiutką plastikową torbą na ramię. Zupełnie nie pasował ani do tego miejsca, ani do tego towarzystwa.

      Gemma przebiegła przez Peckham Road. Trzymała w rękach zakupy ze sklepu Payless – kubek kawy, pączka oraz dwie