Ich tradycyjne podejście do inwestowania sprawdzało się tak dobrze, że gdy zlikwidowano butik zajmujący lokal obok, Simons wynajął również to pomieszczenie i przebił w ścianie przejście. Dodatkowa powierzchnia została przeznaczona na biura dla nowych pracowników, między innymi dla ekonomisty i innych osób z wiedzą ekspercką, które zawierały własne transakcje, starając się przyczynić do wzrostu zysków firmy. Równocześnie rozwijał swoją nową pasję: wspieranie obiecujących firm technologicznych, w tym firmy pracującej nad elektronicznym słownikiem, Franklin Electronic Publishers, która jako pierwsza zbudowała przenośny, podręczny komputer.
W roku 1982 Simons zmienił nazwę firmy z Monemetrics na Renaissance Technologies Corporation, co miało odzwierciedlać jego rosnące zainteresowanie raczkującymi firmami. Simons uważał się nie tylko za tradera, ale również za inwestora venture capital. Większą cześć tygodnia spędzał w biurze w Nowym Jorku, gdzie nawiązywał kontakty z inwestorami z funduszy hedgingowych i poświęcał czas swoim firmom technologicznym.
Znajdował też czas na opiekę nad dziećmi, z których jedno wymagało specjalnej troski. Paul, jego drugie dziecko z Barbarą, urodził się z rzadką chorobą genetyczną – dysplazją ektodermalną. Jego skóra, włosy i gruczoły potowe nie rozwijały się prawidłowo. Był bardzo niski jak na swój wiek, miał tylko nieliczne, zniekształcone zęby. Chcąc jakoś sobie radzić z wynikającym z tego brakiem pewności, Paul prosił rodziców, by kupowali mu modne i popularne ubrania, licząc, że dzięki temu dopasuje się do kolegów ze szkoły.
Problemy Paula ciążyły Simonsowi. Czasami woził go samochodem do Trenton w stanie New Jersey, gdzie dziecięcy dentysta wykonywał kosmetyczne poprawki zębów Paula. Później dentysta z Nowego Jorku wszczepił mu komplet implantów, co pozytywnie wpłynęło na jego samoocenę.
Baumowi nie przeszkadzało to, że Simons pracuje z biura w centrum Nowego Jorku, zarządzając zewnętrznymi inwestycjami i zajmując się sprawami rodzinnymi. Nie potrzebował zbyt wielkiej pomocy. Zarabiał tyle pieniędzy na handlu walutami, kierując się intuicją i instynktem, że pogoń za stworzeniem metodycznego inwestowania opartego na analizie ilościowej wydawała mu się stratą czasu. Tworzenie formuł było trudne i czasochłonne, a osiągane zyski były wprawdzie stabilne, ale nie spektakularne. A śledzenie na bieżąco notowań giełdowych, analizowanie artykułów prasowych i wydarzeń geopolitycznych wydawało się ekscytujące i dużo bardziej opłacalne.
– Po co mam tworzyć te modele? – zapytał Baum swoją córkę Stefi. Dużo łatwiej jest zarobić miliony na rynku, niż znaleźć na to matematyczny dowód.
Simons zbyt szanował Bauma, by mówić mu, jak ma zawierać transakcje. Zresztą Baum był na fali, a moc obliczeniowa komputerów była ograniczona, co sprawiało, że wdrożenie jakiegokolwiek automatycznego systemu wydawało się raczej niewykonalne.
Baum lubił analizować dane ekonomiczne i dane w ogóle. Zamykał drzwi do swojego gabinetu, kładł się na zielonej kanapie i długo rozmyślał nad swoim następnym ruchem na rynku.
– Tracił poczucie czasu – mówi Penny Alberghine. – Był trochę szurnięty.
Kiedy się pojawiał, zazwyczaj dawał zlecenia kupna. Będąc z natury optymistą, lubił inwestować w różne instrumenty i trzymać je tak długo, aż ich cena wzrośnie. Nieważne, jak długo by to było. Mówił do przyjaciół, że do utrzymywania pozycji inwestycyjnej potrzeba odwagi. Był dumny, że nie panikował i nie uginały się pod nim kolana.
– Jeśli nie mam powodów, by coś robić, pozostawiam rzeczy samym sobie i nic nie robię – pisał do rodziny, wyjaśniając swoją taktykę inwestycyjną.
– Teoria taty polegała na tym, by kupować tanio i trzymać na zawsze – mówi Stefi.
Ta strategia umożliwiła Baumowi przetrwać rynkowe turbulencje i zarobić od lipca 1979 do marca 1982 ponad 43 miliony, czyli niemal podwoić wartość swojego udziału w inwestycjach Simonsa. W ostatnim roku (1982) Baum był tak bardzo nakręcony na inwestowanie w akcje, że postanowił zrezygnować z dorocznego rejsu jachtem Simonsa. Wolał śledzić rynek i kupować więcej kontraktów futures na akcje. Około południa, gdy chcąc nie chcąc musiał przyłączyć się do kolegów, Simons zapytał go, dlaczego jest taki ponury.
– Mam połowę tego, co chciałem – odpowiedział Baum – dlatego musiałem przyjść na ten lunch.
Prawdopodobnie powinien jednak zostać w biurze, bo przewidział historyczne załamanie na amerykańskim rynku akcji. Gdy ceny poszybowały w górę, podobnie jak jego zyski, Lenny i Julia kupili dom z przełomu wieków z sześcioma sypialniami, położony w Long Island Sound. Julia wciąż jeździła starym cadillakiem, ale nie musiała już martwić się o pieniądze. Życie w świecie operacji finansowych miało na jej męża mniej zbawienny wpływ, pomimo wciąż rosnących zysków. Odbierając późnym wieczorem telefony od Simonsa i innych kolegów i debatując, jak zareagować na wiadomości dnia, Baum – niegdyś wyluzowany i optymistyczny – stawał się poważny i zasadniczy.
– Był jakby innym człowiekiem – wspomina Stefi.
Upodobanie Bauma do utrzymywania pozycji inwestycyjnych w końcu doprowadziło do dysonansu z Simonsem. Napięcie zaczęło narastać jesienią 1979 roku, kiedy każdy z nich kupił kontrakty futures na złoto po około 250 dolarów za uncję. Pod koniec roku władze Iranu wzięły jako zakładników pięćdziesięciu dwóch dyplomatów i obywateli amerykańskich, a Rosja najechała na Afganistan, aby wspierać w tym kraju komunistyczny reżim. W konsekwencji niepewna sytuacja geopolityczna przyczyniła się do wzrostu cen złota i srebra. Ludzie odwiedzający biuro na Long Island patrzyli, jak Baum, zazwyczaj spokojny i introspektywny, wstał i żywiołowo cieszył się, że złoto drożeje. Siedzący w pobliżu Simons uśmiechał się.
Do stycznia 1980 roku ceny złota i srebra szybko pięły się w górę. Gdy w ciągu dwóch szalonych tygodni złoto osiągnęło 700 dolarów, Simons zamknął swoją pozycję, realizując na niej miliony dolarów zysku. Baum, jak zwykle, nie był w stanie podjąć decyzji o sprzedaniu. Pewnego dnia Simons rozmawiał z przyjacielem, który wspomniał, że jego żona, złotniczka, przeszukiwała jego szafę, wyjmując z niej złote spinki do mankietów i krawatów, które chciała sprzedać.
– Jesteście spłukani, czy co? – zapytał Simons z zatroskaniem.
– Nie, tylko ona koniecznie chce to sprzedać, już ustawia się w kolejce – odpowiedział przyjaciel.
– Trzeba stać w kolejce, żeby sprzedać złoto?
Przyjaciel wyjaśnił Simonsowi, że ludzie w całym kraju stoją w kolejkach, żeby sprzedać biżuterię i wykorzystać zwyżkę cen. Simons przeraził się; jeśli podaż złota się zwiększa, to może to spowodować załamanie cen.
Po powrocie do biura wydał Baumowi polecenie.
– Lenny, sprzedaj natychmiast.
– Nie, trend będzie się utrzymywał.
– Lenny, sprzedaj to pieprzone złoto!
Baum zignorował Simonsa, co doprowadziło go do szału. Siedział na przeszło 10 milionach zysku, cena złota wystrzeliła do ponad 800 dolarów za uncję, a on był przekonany, że w przyszłości może osiągnąć