Osłupiały Fried nie wiedział, co powiedzieć.
– Zapomnij o tym – odpowiedział.
Wyszedł i nigdy więcej nie odezwał się do Axa.
Jeszcze w roku 1978 w trakcie rozmowy Simonsa z Axem o możliwości dołączenia do jego finansowego przedsięwzięcia, Ax uważał rynki finansowe za nieco nudne. Zmienił zdanie po wizycie w biurze Simonsa i przyjrzeniu się pierwszym modelom transakcyjnym Bauma. Simons przedstawił mu inwestowanie jako doskonałą łamigłówkę, obiecując możliwość inwestowania na własny rachunek, jeśli tylko odejdzie z uczelni i skupi się na tradingu. Ax, głodny nowej rywalizacji i spragniony przerwy w pracy naukowej, zaczął się zastanawiać, czy potrafi rozgryźć rynek.
W roku 1979 dołączył do Simonsa pracującego w małym biurze zlokalizowanym w centrum handlowym między pizzerią a sklepem z damską odzieżą. Na początku skupiał się na fundamentach rynku, na przykład na tym, czy wzrośnie popyt na soję, czy złe warunki pogodowe będą miały wpływ na podaż pszenicy. Wypracowywane przez niego zyski nie były imponujące, więc zaczął pracować nad systemem transakcyjnym wykorzystującym jego wiedzę matematyczną.
Zagłębiał się w różnych danych, które wraz z zespołem zgromadził Simons, i opracowywał algorytmy do prognozowania, w jakim kierunku zmierzają ceny różnych walut i towarów.
Jego początkowe badania nie były zbyt oryginalne. Zidentyfikował słabe trendy wznoszące w kilku inwestycjach i sprawdził, czy przeciętne ceny na przestrzeni ostatnich dziesięciu, dwudziestu lub pięćdziesięciu dni mogą być podstawą do prognozowania przyszłych zmian. Było to podobne do pracy innych traderów, często nazywanych trenderami, badających średnie kroczące i wskazujących na trendy rynkowe, aby eksploatować je tak długo, aż się wyczerpią.
Modele prognostyczne tworzone przez Axa miały potencjał, ale były dość prymitywne. Zbiory danych, które zgromadził Simons ze współpracownikami okazały się niezbyt użyteczne, głównie dlatego, że było w nich mnóstwo błędów i nieprawdziwych cen. System transakcyjny Axa nie był także w żaden sposób zautomatyzowany – jego transakcje były zawierane przez telefon dwa razy dziennie – rano i na koniec dnia handlowego.
Chcąc zyskać przewagę nad rywalami, Ax zaczął korzystać z pomocy byłego profesora, który wkrótce objawił swoje ukryte talenty.
Urodzony w Filadelfii Sandor Straus uzyskał w roku 1972 w Berkeley tytuł doktora w dziedzinie matematyki i przeniósł się do Stony Brook, przyjmując posadę dydaktyczną na wydziale matematyki. Towarzyski i otwarty Straus był wysoko oceniany jako wykładowca. Doskonale funkcjonował wśród kolegów podzielających jego pasję do matematyki i komputerów. Sprawiał wrażenie człowieka, który odniósł sukces naukowy. Był nieposkromionym liberałem. Swoją żonę Faye poznał na antywojennym wiecu podczas kampanii prezydenckiej Eugene’a McCarthy’ego w 1968 roku. Podobnie jak wielu innych na kampusie nosił okulary lenonki, a długie ciemne włosy wiązał w koński ogon.
Z czasem jednak zaczął się martwić o swoją przyszłość. Czuł, że jest przeciętnym matematykiem. Wiedział, że nie spełnia wymogów polityki wydziału. Nie był przygotowany do przepychanek z innymi matematykami w walce o fundusze na finansowanie ciekawych projektów i rozumiał, że ma niewielkie szanse na otrzymanie stałego etatu w Stony Brook lub na innej uczelni z szanującym się wydziałem matematyki.
W roku 1976 rozpoczął pracę w centrum komputerowym Stony Brook, gdzie pomagał Axowi i innym pracownikom wydziału przygotowywać symulacje komputerowe. Jego roczne wynagrodzenie nie przekraczało 20 tysięcy dolarów, nie miał zbyt wielkich szans na awans. Był niepewny swojej przyszłości.
– Nie byłem jakoś superszczęśliwy – mówi.
Wiosną 1980 roku, gdy Hullender przygotowywał się do odejścia z Monemetrics, Ax zarekomendował firmie zatrudnienie Strausa na stanowisku nowego specjalisty od komputerów. Simons, będący pod wrażeniem kwalifikacji Strausa i nieco zdesperowany, by wypełnić lukę pozostawioną przez Hullendera, zaproponował mu wynagrodzenie dwukrotnie wyższe od tego, jakie otrzymywał dotychczas. Straus był rozdarty – miał trzydzieści pięć lat, a wynagrodzenie, jakie otrzymywał w centrum komputerowym z trudem wystarczało na utrzymanie żony i rocznego dziecka. Ale myślał też, że jeśli wytrwa jeszcze kilka lat, to być może otrzyma podobne wynagrodzenie i stały etat na uniwersytecie. Ojciec i przyjaciele radzili mu, aby nawet nie myślał o porzuceniu stabilnej pracy i pójściu do nikomu nieznanej firmy tradingowej, która w każdej chwili może się zwinąć.
Straus jednak zignorował te rady. Przyjął propozycję Simonsa, ale zabezpieczył się, prosząc o roczny urlop w Stony Brook, nie zrezygnował natychmiast. Witając na pokładzie nowego pracownika, Ax poprosił go o pomoc w tworzeniu modeli komputerowych. Powiedział, że chce inwestować w kontrakty towarowe, walutę i kontrakty futures na obligacje, opierając się na analizie technicznej, znanej od lat sztuce inwestowania, której celem było formułowanie prognoz na podstawie historycznych danych z rynku. Ax zlecił Strausowi przekopanie wszystkich informacji historycznych, jakie tylko może znaleźć, by udoskonalić jego modele prognostyczne.
Straus, przeglądając dane z cenami, napotkał pewien problem. W tamtym czasie maszyny Telerate, dominujące na parkietach giełd, nie miały interfejsu umożliwiającego inwestorom zbieranie i analizowanie informacji. (Kilka lat później zwolniony niegdyś z pracy biznesmen Michael Bloomberg wprowadził konkurencyjną maszynę, która już miała te i wiele innych możliwości).
Starając się złożyć w całość tworzone na zamówienie bazy danych, Straus zakupił od mającej siedzibę w stanie Indiana firmy Dunn & Hargitt historyczne dane o cenach towarów zapisane na taśmach magnetycznych i połączył je z historycznymi danymi, które już wcześniej zgromadzili inni ludzie z jego firmy. Nowsze dane zdobywał osobiście, sprawdzając każdego dnia ceny na otwarciu i zamknięciu sesji oraz ich najwyższe i najniższe wartości w danym dniu. W końcu odkrył plik zawierający informacje (ang. tick data) o dziennych fluktuacjach cen różnych surowców i kontraktów terminowych. Wykorzystując komputer Apple II Straus napisał wraz z kolegami program do zbierania i przechowywania coraz większej ilości danych.
Nikt nie prosił Strausa, by gromadził aż tyle informacji. Simonsowi i Axowi wydawało się, że wystarczy mieć ceny otwarcia i zamknięcia. Nie znali nawet sposobu, jak można by wykorzystać wszystkie dane, które zebrał Straus. Ponieważ moc obliczeniowa komputerów wciąż była ograniczona, nie wydawało się, by mieli zmienić zdanie na ten temat. Jednak Straus zdecydował, że powinien nadal gromadzić te informacje, tak na wszelki wypadek, gdyby kiedyś jednak miały się przydać.
Popadł w swego rodzaju obsesję poszukiwania danych, zanim inni uświadomią sobie ich potencjalną wartość. Zbierał nawet informacje o handlu akcjami, na wszelki wypadek, gdyby grupa Simonsa potrzebowała ich kiedyś w przyszłości. Dla Strausa zbieranie danych stało się sprawą honoru.
Przeglądając góry danych, Straus zaczął się jednak martwić. Przez długie odcinki czasu ceny niektórych surowców prawie się nie zmieniały. Wydawało się to pozbawione sensu – mija dwadzieścia minut sesji i ani jednej transakcji? We wcześniejszych latach pojawiła się dziwna luka, kiedy na giełdzie w Chicago przez kilka dni nie doszło do ani jednej transakcji na kontraktach futures, pomimo że w tym samym czasie na innych rynkach był ruch. (Okazało się, że obrót na giełdzie chicagowskiej wstrzymała potężna powódź).
Niespójne sytuacje niepokoiły Strausa. Zatrudnił studenta, by pisał programy komputerowe do wykrywania niecodziennych pików, dołków i luk w ich zbiorach danych o cenach. W pozbawionym okna pomieszczeniu, tuż obok gabinetu Axa i poniżej gabinetu Simonsa, do którego prowadziły spiralne schody, Straus podjął