– Nie przejmuj się. To tylko piekarnik. Zapomniałam wyłączyć.
Jego talerz jest pusty, nóż i widelec leżą razem, na godzinie szóstej. Przynajmniej zachował dobre maniery.
– Dlaczego zasunęłaś zasłony?
– Żeby nie raziło cię światło, jak będziemy oglądać telewizję.
Oboje wiemy, że to nieprawda: dziś jest pochmurno.
Zabieram tacę z kolan Craiga i stawiam przy zlewie. Pozmywam później – nie warto zużywać ciepłej wody dla paru talerzy.
Myślałam, że choć jeden wieczór spędzimy w spokoju. Skazali mojego syna na długie więzienie, zamiast szukać prawdziwego zabójcy. Może jest o siedemnaście lat za późno, ale udowodnię, że oni wszyscy się mylili. Już tyle czasu szukam człowieka, który nazywa się Pete Lawton. Pracował w warsztacie samochodowym Andersona i Campbella na Poulton Street. Craig dokładnie powiedział policjantom, gdzie był, gdy zginęła Lucy, ale oni nie znaleźli pracownika o tym nazwisku. Wyszukałam adresy wszystkich Pete’ów Lawtonów i do każdego napisałam list. Dostałam tylko jedną odpowiedź. Pani B. Lawton powiadomiła mnie, że jej mąż nie żyje, nigdy nie był w Preston i z całą pewnością nie pracował jako mechanik.
Początkowo prowadziłam te poszukiwania z entuzjazmem, ale po tylu latach zaczynam tracić nadzieję. Wysłałam wiadomość do dwudziestu trzech Peterów Lawtonów na Facebooku – większość się nie odezwała, a trzy osoby jeszcze nie otworzyły wiadomości. Uważano, że Craig wyssał to z palca, ja jednak wiedziałam, że mój syn nie wymyśliłby czegoś takiego. A poza tym nawet jeśli my nie dotrzemy do prawdy, to prawda zawsze dotrze do nas, czyż nie?
*
Po zasłonach w mojej sypialni przemykają światła samochodów. Jest cicho. Czuję się bezpiecznie, mając Craiga w domu. Można powiedzieć, że nasze role się odwróciły. To ja miałam troszczyć się o jego bezpieczeństwo – łatwa rzecz, pomyślałby kto, ale i tak mi nie wyszło. Z pewnością nie dlatego, że wychowywałam go sama – moja mama dała sobie z nami radę i ani mój brat, ani ja nie wpadliśmy w kłopoty, jeśli nie liczyć, że zaszłam w ciążę, będąc panną, ale obecnie to nawet dość częste.
Zastanawiam się, czy mój ojciec żyje. Mama mówiła, że był z nami przez pierwsze tygodnie mojego życia, a potem czmychnął. Stwierdziłaby, że historia się powtarza, ale nie miałaby racji. Nie powiedziałam ojcu Craiga o narodzinach jego syna, a przynajmniej nie od razu.
Być może mojemu bratu udało się odszukać naszego tatę, ale zachował to dla siebie. „Chłopak ma ambicje – mówiła mama o Philipie. – Natomiast ty masz rozum, Erico. Możesz dojść do czegoś w życiu. Nie tak jak ja”.
Wyglądało na to, że samotne wychowywanie dzieci jest krzyżem, który musi znosić, ale nie było aż tak źle. W każdym razie nigdy nie dała nam tego odczuć.
Przewracam się na bok i kilkoma uderzeniami wzruszam poduszkę. Jestem trochę spokojniejsza, wiedząc, że wystawiłam pod drzwiami pojemnik na nieczystości, zaraz gdy Craig poszedł spać.
Idąc do swojego pokoju, przyłożyłam na chwilę ucho do drzwi jego sypialni i zapukałam.
– Wejdź, mamo! – krzyknął.
Leżał w łóżku, przykryty po pierś, trzymając w rękach książkę z biblioteczki na podeście.
– Którą wziąłeś? – Byłam zaciekawiona, bo przeczytałam wszystkie, zanim je tam wstawiłam.
– Kod Leonarda da Vinci.
– Podoba ci się?
– Jeszcze nie wiem. Nie jestem pożeraczem książek.
– Ale przecież… – Ugryzłam się w język.
Przez te wszystkie lata kupiłam mu chyba z trzysta książek. Mógł mi powiedzieć, żebym nie zawracała sobie głowy. Choć szczerze mówiąc, czytałam lepsze niż Kod Leonarda da Vinci. Mamie by się bardzo nie podobała: była zagorzałą katoliczką, gdy to jej pasowało.
– Jest jeszcze ten przenośny telewizor? – zapytał Craig.
– Nie wiem. Zobaczę – odpowiadam, trochę za szybko. – Dobranoc, synku.
Czym prędzej wychodzę. Nie chcę, żeby zobaczył moją minę. Po co tak głupio przejmować się paroma książkami?
Zamykam oczy, żeby nie patrzeć na staromodne zasłony w sypialni, które zawsze przepuszczały za dużo światła.
Wyobrażam sobie wolno stojący dom z półokrągłym podjazdem i dwiema bramami: wjazdową i wyjazdową. W domu śpi troje dzieci (dwie dziewczynki i chłopiec), każde w swoim pokoju, gdzie lampki nocne rzucają gwiaździste refleksy na sufity. Jestem w jadalni na parterze, siedzę przy dużym sosnowym stole, przy którym stoją trzy krzesła po jednej stronie i długa drewniana ława po drugiej. Jest tam również mężczyzna – nie widzę jego twarzy – który podaje mi schłodzone białe wino w kieliszku ozdobionym srebrnymi gwiazdkami. Stawia przede mną talerz z makaronem (tagliatelle z zapiekanym karczochem, posypane parmezanem).
Dolatuje mnie trzask zamykanych drzwi samochodu i moje marzenie pryska.
Ocieram łzę z prawego policzka. I tak nigdy nie lubiłam białego wina.
9
Luke
Pierwszy raz od niepamiętnych czasów Luke niemal wyskakuje z łóżka – choć daje mu się we znaki lekki kac.
Przed dwoma dniami „Chronicle” jak zwykle zamieściło na swojej stronie na Facebooku linki do artykułów Luke’a. Od tamtej pory dostał ponad trzysta smutnych i gniewnych buziek – całkiem nieźle jak na lokalną gazetę. Mimo woli wyobraża sobie, jak ludzie robią te miny, klikając na odpowiedni znak. Dostrzegają jego pracę, najwyraźniej pierwszy raz od miesięcy, może nawet lat.
Żeby zachęcić czytelników do klikania, redakcja dołączyła zdjęcie policyjne Craiga. Tyle że na tej fotce ma niecałe dwadzieścia lat. Dziś pewnie wygląda inaczej. Kiedy na początku nowego tysiąclecia Luke zbierał materiały o Craigu, oglądał w internecie zdjęcia dziewczyny, która kilkadziesiąt lat wcześniej zabiła kilkoro dzieci. Był przekonany, że rozpoznałby ją na ulicy. Myśli o swoich córkach: przez pierwsze dwa lata życia Megan była blondyneczką, potem jej włosy przybrały odcień szarobrązowy, a teraz całkiem ściemniały. Jego własna żona nie rozpoznała go na zdjęciu, na którym ma dziewięć lat.
Poprzedniego wieczoru przyglądał się, jak Megan odrabia lekcje. Miała opisać najstraszniejszego potwora, jakiego może sobie wyobrazić. Do wypracowania dołączyła rysunek: gęba stwora stanowiła niemal dwie trzecie łba i wystawało z niej co najmniej pięćdziesiąt ostrych zębów. „Chciałbym, żeby wszystkie potwory dało się tak łatwo rozpoznać”, powiedział Luke do Helen, zanim poszedł wykąpać dziewczynki.
Potem im czytał, jak zwykle, na małżeńskim łóżku. Megan z prawej strony, Alice bliżej ściany, ze strachu, że spadnie na podłogę, nadal przyzwyczajona do swojego łóżeczka ze szczebelkami, którego nie pozwalała rodzicom wyrzucić. Już przysypiały, gdy skończył czytać Miejsce na miotle. Patrzył na te małe buźki, na opadające powieki, i przysiągł sobie, że zawsze będzie czuwał nad bezpieczeństwem swoich dzieci. Nagle uderzyła go myśl: a jeśli to jego córka kogoś skrzywdzi? Wyobraził sobie taką scenę: dwudziestojednoletnia Megan, ciemnowłosa i wyższa kopia Helen, klęczy na kimś, zaciskając dłonie na gardle tej osoby. Przeszedł go dreszcz. Dlaczego to, o czym intensywnie pomyśli, zaraz staje mu przed oczami? Ma taką żywą wyobraźnię, a obrazy, które ona podsuwa, zapadają mu w pamięć.
Zaprowadził