Wkłada torbę do bagażnika i otwiera drzwi pasażera.
„Nigdy by tego nie zrobił”, powtarzam w myślach.
– Niedawno widziałem mamę Lucy – mówi Jason, ruszając z miejsca.
Te słowa mrożą mi krew w żyłach. Jason nigdy nie wracał do przeszłości, choć faktem jest, że ostatnio zamieniliśmy może ze dwa zdania, i to w przelocie.
– Rozmawiałeś z nią?
– Ależ skąd! Nie wiedziałbym, co powiedzieć. Poza tym wątpię, czyby mnie poznała. Bardzo się zmieniliśmy przez te wszystkie lata.
Zerka w moją stronę. Nad górną wargą i przy skroniach ma kropelki potu. Dziwnie pachnie… jakoś tak słodkomdło.
– Nadal mieszkasz u swojej mamy? – pytam.
Parska śmiechem.
– Jasne, że nie, kurde. Wyobrażasz to sobie? Zawracałaby mi dupę przez cały dzień. Jestem wolnym człowiekiem. – Spogląda na mnie. – Bez urazy. I przepraszam za słownictwo. – Znów ten śmiech.
– Nic się nie stało.
Jego matka w żadnym wypadku nie używałaby takiego języka. Na szczęście przestał mówić o Gillian Sharpe.
Podjeżdżamy pod mój dom. Aż się boję spojrzeć.
Nie muszę.
– Chryste Panie – syczy Jason, stając na chodniku. – Dopadnę tych małych skurwieli, Erico, i im dokopię.
Kładę rękę na jego ramieniu.
– Nie rób tego, skarbie, poradzę sobie. Spodziewałam się, że tak będzie. A poza tym chyba już nie są tacy mali.
Wyjmuje moją torbę z bagażnika. Podchodzimy do drzwi i stajemy w odległości metra. Smród jest koszmarny, aż mi się wywraca żołądek. Chcę stąd uciec.
– Przynajmniej nie zapaćkali dziurki do klucza – mówię pod nosem.
– Ściągnę Stu, tego, co myje okna. Zdarza mu się sprzątać psie kupy.
– Sama to zrobię. Dzięki za podwózkę, skarbie. – Biorę od niego torbę. – Uważaj na siebie.
Dzwoni jego komórka. Jason wyjmuje ją z kieszeni.
– Odezwij się, gdybyś mnie potrzebowała – rzuca na odchodne, po czym wskakuje do samochodu i odjeżdża z piskiem opon.
Podchodzę do drzwi. Już prawie nie zwracam uwagi na smród.
Tym razem w poprzek biegnie napis: DZIWKA. Nie spodziewałabym się, że zbiorą aż tyle kup, żeby napisać takie duże litery.
Wiem, że nie powinnam się przejmować, ale mimo to jest mi przykro. Gorszą obelgą już nie można mnie obrzucić. A wydawało mi się, że dostałam surową nauczkę za swój błąd.
Nie rozglądam się wokoło, bo jest mi wszystko jedno, kto na mnie patrzy. Ostrożnie wchodzę do środka – tym razem nic nie leży na wycieraczce.
Idę do kuchni. Wkładam mrożonki do zamrażalnika, a resztę zakupów zostawiam w torbie na blacie. Wciąż w płaszczu, osuwam się na podłogę i opieram się plecami o tylne drzwi. Powinnam podgrzać zapiekankę ziemniaczaną z mielonym mięsem; za chwilę zacznie się teleturniej. Kolana mi nawalają i nie wiem, czy zdołam wstać. Pozwalam sobie na kilka minut kwękania, po czym zbieram się z podłogi. Mam tyle roboty. Nie złamali mnie ostatnim razem, to i teraz nie złamią. Jestem silniejsza niż wtedy.
7
Tik-tak, tik-tak.
Wkrótce nadejdzie pora. Możecie sobie wyobrazić, o czym myślałem przez te wszystkie lata? Nic nie dało się zrobić – trzeba było czekać na idealny moment, jak wtedy. Ta chwila już się zbliża.
Tyle że teraz muszę postępować ostrożniej. W dzisiejszych czasach oni wiedzą dużo więcej. Filmują nas niemal wszędzie, podsłuchują telefony, monitorują komputery. Zwykłemu człowiekowi wydaje się, że nikt go nie obserwuje, ale to nieprawda. Mają go na oku, zwłaszcza w sieci, bo to łatwizna. Tym wielkim firmom internetowym mnóstwo rzeczy uchodzi na sucho. Zastanawialiście się dlaczego? Wszystko o nas wiedzą. Zatem trzeba być sprytnym. Jeżeli chcecie coś zrobić – nie będąc w zasięgu radaru, by tak rzec – w żadnym wypadku nie bierzcie ze sobą komórki (te ustrojstwa ciągle są podsłuchiwane) i zawsze sprawdzajcie, gdzie zamontowano kamery. Ludzie – ci normalni – kierują kamery na podjazdy przed domami… chronią swoją własność. Myślę, że to ma sens, ale dlaczego równie starannie nie chronią swoich najbliższych?
Wystarczy, że raz mnie namierzą, i trafię za kraty. Znowu.
Może jednak warto.
Czyli muszę zadziałać szybko, zrobić jak najwięcej.
Lucy była dobra, wiecie. Taka czysta. Platynowa blondynka, niemal anioł… taka ufna. Może teraz patrzy na mnie z wysokości: mój własny anioł stróż. Na zawsze będziemy ze sobą połączeni. Czasem do niej mówię, a ona za każdym razem coś odpowiada.
Nie myślę o tym, co powiedziała pod koniec. Nie o to jej chodziło. Kochała mnie, jestem przekonany. Wydobyła ze mnie dobro.
W tamtych czasach było inaczej. Rzadziej widywało się telefony komórkowe – a jeśli już, to te gówniane nokie. Lucy nie miała komórki. Jej rodzice nie ufali tym gadżetom.
Ale ufali mnie.
Jej tato był nadopiekuńczy. Nie chciał, żeby dorosła… żeby mężczyźni ją zepsuli.
Już nie musi się tym martwić.
8
Erica
Byłam na miejscu dwie godziny przed czasem, na wszelki wypadek. Trzy razy obeszłam osiedle po drugiej stronie ulicy. Przydałoby się otworzyć tam kawiarnię albo coś w tym rodzaju.
Jestem bardzo zmęczona. Nastawiłam budzik na trzecią rano – niepotrzebnie. Przez całą noc słyszałam stukania i walenia w drzwi wejściowe i w okno salonu. Dopóki nie ustały, bałam się zasnąć. Brzmiało to tak, jakby hałasowały dzieci, ale przecież rodzice nie pozwoliliby im przebywać nocą poza domem. Kiedy sprawy toczą się złym torem, ludzie powinni wyciągać z tego wnioski, więc dlaczego nie uczą się na naszych błędach?
Gdy o trzeciej zaterkotał budzik, o mało nie dostałam zawału. Na dworze było cicho. Poszłam do kuchni, wstawiłam wodę i wyjmując z szafki dettol, zobaczyłam kilka par gumowych rękawic, szczotki ryżowe i cztery butle z wybielaczem, które nawet nie wiem, kiedy kupiłam. Po co mi tyle tego?
Od wczorajszego popołudnia nie padało, więc wszystko pewnie zaschło na drzwiach i wlazło w pęknięcia farby.
Za pierwszym razem zmywałam psie kupy cała we łzach, ale tej nocy wzięłam się do roboty, wyobrażając sobie, co podam Craigowi na kolację, gdzie usiądziemy i o czym będziemy rozmawiać. Niewiele tematów przychodziło mi do głowy. W więzieniu oglądał telewizję i do tej pory była to nasza jedyna wspólna płaszczyzna.
Wiem, że teraz, gdy czekam na niego pod bramą więzienia, nie mam powodu do zdenerwowania, a jednak nie potrafię się uspokoić. Nie powiedziałam mu wszystkiego o swoim obecnym życiu. Raczej nie zainteresowałyby go moja grupa dyskusyjna ani robienie na drutach. Tak naprawdę znudziły mi się robótki ręczne. Mama chciała mnie nauczyć, ale opanowałam tylko podstawowy ścieg. „Erico, skup się! Jeszcze wydłubiesz sobie oko tym drutem”. Wydziergałam tyle kwadratów, że chyba przykryłyby całe nasze hrabstwo.
Mogłabym