Rozmowy z psychopatami. Podróż w głąb umysłów potworów. Christopher Berry-Dee. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Christopher Berry-Dee
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Биографии и Мемуары
Год издания: 0
isbn: 9788381432290
Скачать книгу
zakończę ten rozdział, chciałbym wrócić na krótko do sprawy Paula Beechama, o którym wspomniałem wcześniej. Domyślam się, że Czytelnicy zadają sobie pytanie, dlaczego ten psychopatyczny morderca, zabójca czterech osób, został zwolniony ze szpitala Broadmoor po szesnastu latach izolacji.

      Z nielicznych dostępnych informacji wynika, że ojciec Beechama, Jim, i jego matka Margaret prowadzili zakład szkutniczy przy Bredon Road w Tewksbury w hrabstwie Gloucester. Pewnego wieczoru w 1968 roku, kiedy Jim i Margaret przyjmowali rodziców żony w swoim parterowym domu, Paul, mający wówczas dwadzieścia sześć lat, nagle wszedł i zastrzelił ojca z karabinu półautomatycznego. Wyjaśnił policjantom, że „ojciec go zirytował”. Następnie zastrzelił matkę i babkę, bo głośno krzyczały, a później, gdy do domu wrócił dziadek, jego również pozbawił życia, bo „został tylko on”. Paul relacjonował przebieg wydarzeń monotonnym głosem.

      W 1969 roku sędzia z Gloucester przyjął, że Beecham cierpi na chorobę psychiczną, po czym skierował go do szpitala psychiatrycznego Broadmoor (wcześniej zwanego „domem wariatów”), gdzie Beecham znalazł się pod nadzorem ówczesnego dyrektora, doktora Pata McGratha. Paul poznał w Broadmoor atrakcyjną działaczkę Ligi Przyjaciół, Ritę Riddlesworth. Rozwiedzionej matce dwóch synów bardzo podobały się obrazy olejne Beechama. (Na mnie również zrobiły wielkie wrażenie, do tego stopnia, że kupiłem jeden z nich, prawie idealną kopię Chińskiej dziewczyny Vladimira Tretchikoffa, zwanej również Zieloną damą).

      Dyrektor McGrath uznał, że prawdopodobieństwo, by Beecham znowu kogoś zamordował, jest niewielkie, i w 1985 roku zwolniono go z Broadmoor. Zamieszkał z Ritą w jej domu wartym dwieście pięćdziesiąt tysięcy funtów, usytuowanym przy Grange Road w Bracknell, zaledwie piętnaście kilometrów od Broadmoor, i założył firmę malującą szyldy, która odniosła wielki sukces. W 1995 roku Rita przeżyła załamanie nerwowe, wyzdrowiała, ale w 1996 roku nastąpił nawrót i znowu trafiła do szpitala. Dopiero w tamtym czasie ujawniła synom szczegóły przeszłości Paula – a zwłaszcza to, że zamordował cztery osoby. Nie co dzień dowiadujemy się o takich rzeczach, prawda?

      Synowie Rity odbyli rozmowę z Paulem, który zapewnił, że cała ta sprawa to przeszłość. Obaj uważali go za kochającego ojczyma, lojalnego męża matki i pracowitego człowieka. Wydawało się jednak, że coś jest nie tak; problemy mogły mieć związek z załamaniem nerwowym Rity.

      Przeprowadziłem w tej sprawie dłuższe śledztwo. Dotarły do mnie krążące po okolicy pogłoski, że Rita była neurotyczną, zaborczą kobietą, ale moje badania tego nie potwierdziły. Tragiczna prawda polega na tym, że stan psychiczny Paula zaczął się pogarszać: pojawiły się u niego objawy schizofrenii paranoidalnej, czemu towarzyszyła cała gama problemów psychiatrycznych, zbyt skomplikowanych, by je tu szczegółowo opisywać.

      Po tym, jak Beechama zwolniono z Broadmoor, utrzymywałem z nim sporadyczne kontakty; ustały one trzy miesiące przed tym, jak zamordował Ritę, a następnie popełnił samobójstwo. Dotyczyły głównie naszych wspólnych zainteresowań artystycznych, bo ja również maluję obrazy olejne. Kilkakrotnie wspominał przez telefon, że jakość jego malowideł znacznie się pogorszyła; spędzał dużo czasu samotnie w pracowni, zadręczając się swoimi kłopotami. Martwił się, że ludzie poznali jego przeszłość, i uważał, że Rita podsyca plotki na ten temat.

      Spytałem, czy rozmawiał o tym z żoną. Odpowiedział, że owszem, dyskutują prawie codziennie. Później wygłosił złowrogie oświadczenie:

      – Wszyscy się na mnie gapią… wytykają mnie palcami… To jej wina. Chce ze mną zerwać, bo się boi.

      – Spotkamy się i porozmawiamy o malarstwie? – spytałem, żeby zmienić temat.

      – Jasne, dlaczego nie? – odparł.

      Umówiliśmy się na spotkanie w pobliżu Winchester i na spacer nad rzeką w okolicy uniwersytetu. I rzeczywiście się spotkaliśmy.

      Każdy artysta i kolekcjoner zgodzi się ze mną – jeśli spotkają się dwie osoby o podobnych zainteresowaniach, rozmawiają do upadłego. Paul i ja dyskutowaliśmy o krosnach malarskich, o tym, czy wolimy tradycyjny olej lniany czy dobrej jakości substytut. O tym, czy korzystanie z farb olejnych przeznaczonych dla początkujących malarzy jest kiepską oszczędnością, bo produkty dla zawodowych artystów zawierają więcej pigmentu, co oznacza, że przetrwają dłużej. Rozmawialiśmy o farbach produkowanych przez firmy Daler-Rowney, Winsor & Newton oraz firmę Rembrandt. Beecham śmiał się, kiedy moje dwa psy, William i Whisky, próbowały gonić kaczki.

      Spędził noc w moim domu w Wickham. Wyjechał wcześnie, bez pożegnania, ale rankiem, kiedy mocno spałem, obszedł po cichu dom i skrupulatnie oczyścił kuchnię. Zostawił następującą notatkę:

      Chris, widząc swoje obrazy na ścianach Twojego domu, dochodzę do wniosku, że jesteś jedyną osobą, która mnie rozumie. Najlepsze [obrazy] namalowałem w szpitalu, bo miałem spokój. Bardzo starałem się poprawić, ale głosy nie chcą ucichnąć. Teraz muszę odejść.

      Ritę po raz ostatni widziano żywą we wtorek 21 października 1997 roku, gdy małżonkowie jedli posiłek z przyjaciółmi.

      W środę 12 listopada 1997 roku (był to mroźny dzień) Paul Beecham w końcu pękł. Wziął strzelbę śrutową kalibru 12, zastrzelił Ritę i pochował ją na głębokości metra pod domowym patiem. Następnego dnia jeden z przyjaciół skontaktował się z Beechamem, by uzgodnić dostawę wolnych od cła papierosów zamówionych przez Ritę, po czym usłyszał, że wyjechała. Kiedy później zadzwonił jej syn Scott, Paul wyjaśnił, że matka wróci wieczorem i że Scott może przyprowadzić na kolację swoją dziewczynę. Znaleźli martwego Beechama w łożu małżeńskim; zginął od pocisków wystrzelonych z obu luf strzelby. Pięć dni później pies policyjny odkrył zwłoki Rity pod patiem.

      Paul był wybitnym artystą. Po zwolnieniu z Broadmoor nie mógłby odnieść sukcesu jako malarz szyldów, gdyby nie został „zresetowany psychicznie”. Uważał, że członkowie Klubu Rotariańskiego Berkshire, goście miejscowego pubu, mieszkańcy wioski, w tym sklepikarze i jego klienci, spiskują, by go zabić. Moim zdaniem są to objawy schizofrenii paranoidalnej.

      Szkoda, że specjaliści, którzy zwolnili Paula po zaledwie szesnastoletniej izolacji, wcześniej się ze mną nie skontaktowali. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że zastrzelił matkę, ojca, babkę i dziadka. Spędziłem z nim wiele godzin, spacerując po bujnych ogrodach Broadmoor. Głównym punktem spornym w trakcie naszych rozmów było to, że Beecham uważał, iż lekarze i pielęgniarki przybierają postać szczurów i much, a następnie szpiegują go w jego sali. W trakcie jednej z owych ciekawych konwersacji podszedł do innego pacjenta, który grabił liście jakieś sto metrów dalej. Przewrócił taczkę staruszka, mocno go uderzył, a potem wrócił do mnie i oświadczył: „To jeden z psychiatrów, którzy nas obserwują. Siedzi na lampie przy moim łóżku, kiedy gaszą światła”.

      Znając późniejszy rozwój wypadków, łatwo można podważać kompetencje profesjonalistów, którzy uznali, że psychopatyczny, schizofreniczny Paul Beecham jest na tyle zdrowy psychicznie, by wrócić do społeczeństwa – ich ocena okazała się błędna. Według relacji syna doktora Pata McGratha opublikowanej w „Mail Online” 7 września 2012 roku sytuacja w Broadmoor wyglądała następująco:

      Mój ojciec, doktor Pat McGrath, został mianowany dziesiątym dyrektorem zakładu psychiatrycznego Broadmoor. W 1957 roku szpital był w złym stanie. Panowało w nim przeludnienie: w ściśle strzeżonym kompleksie przeznaczonym dla pięciuset pacjentów przebywało ośmiuset chorych, mężczyzn i kobiet, którzy spali na korytarzach i w świetlicach. Personel składał się ze strażników więziennych noszących czarne mundury i czapki z daszkami; według mojego ojca pacjentami zajmowało się dwóch psychiatrów, jeden zatrudniony na pełnym etacie, a drugi na pół etatu.

      Gorąco