– Myślałem, że właśnie o to chodzi?
– Śmieszne. A w ogóle na co tak biadolisz?
– Powiedziałaś, że inni ojcowie też będą na pikniku.
– A, tak, myślałam, że będą – skłamała Karla z taką łatwością, że wydawało się dziwne, dlaczego ona i Erica, za życia tej drugiej, nie były lepszymi przyjaciółkami. – Poza tym, skoro ja muszę tu być, nie rozumiem, dlaczego ciebie miałoby nie być. Sama obstawiałam dwie ostatnie szkolne imprezy, podczas gdy ty rozbijałeś się po całym kraju, promując swoją książkę. Masz szczęście, że nie kazałam ci dzisiaj przyjść samemu.
– Co, puściłabyś mnie luzem między te wszystkie nasze szacowne sąsiadki? Nie odważyłabyś się.
Marcus Kaplan, zawdzięczający wszystko samemu sobie milioner, był lokalną znakomitością. Jego międzynarodowe bestsellery, poradniki Wyzwól swoją moc, Jesteś wszystkim, czego potrzebujesz i Niszczenie dawnego siebie, rozeszły się w ponad dziesięciu milionach egzemplarzy każdy, zajmowały pierwsze miejsca w rankingach „Sunday Timesa” i „New York Timesa”, a także zdobyły liczne nagrody, wiszące obecnie na ścianach jego wybudowanego w ogrodzie biura o powierzchni czterech metrów kwadratowych. Marcus podróżował po świecie, prowadząc treningi dla największych sław i urzędników rządowych, a nawet doradzał prezydentowi Stanów Zjednoczonych. Jego trzydniowe konferencje przyciągały tysiące ludzi chcących zmienić swoje życie na lepsze. Miranda próbowała kiedyś obejrzeć jedno z jego nagrań na YouTubie i usłyszała tyle niecenzuralnych słów, że po niespełna dziesięciu minutach je wyłączyła.
„Dziwisz mi się? – powiedziała do Marcusa. – Po ostatnim grillu Mary-Beth musiała wyjaśniać Teddy’emu, co to jest uzależnienie od heroiny. Nasze dzieci są otrzaskane, Marcusie, ale to wcale nie oznacza, że każdemu możesz gadać, co ci ślina na język przyniesie”.
No tak. Problemem Marcusa Kaplana było to, że znalazł się na ustach wszystkich mieszkańców Severn Oaks głównie dlatego, że w przeszłości brał narkotyki. Ale jeśli ktoś chce mówić ludziom, jak mają żyć, sam powinien wiedzieć, jak to jest stoczyć się na samo dno. A Marcus Kaplan o dnie wiedział wszystko. Jeśli przeczytasz którąś z jego książek, zobaczysz, że o włos uniknął śmierci i więzienia, zanim całkowicie odmienił swoje życie, stosując metody, które sam opracował, i został zarabiającym krocie trenerem rozwoju osobistego gwiazd. Skoro on mógł to zrobić, TY też możesz.
„Mary-Beth dostrzegła zabawną stronę tej sytuacji”, stwierdził wtedy Marcus, szeroko się uśmiechając.
Karla tylko pokręciła głową. W ich związku było coś, o czym większość ludzi nie miała pojęcia. Wszyscy uważali, że trzymanie się za ręce, głaskanie po twarzy i niemożność oderwania wzroku od tej drugiej osoby są częścią przedstawienia, jakie idzie w parze z byciem Kaplanami. Prawda wyglądała zupełnie inaczej: byli sobie oddani w prawdziwym znaczeniu słów „póki śmierć nas nie rozłączy”. Czyja śmierć, to inna sprawa.
– Felicity! – Karla pomachała ręką.
Przyjaciółka, wyraźnie zadowolona, że ją widzi, ruszyła przez boisko z biegnącymi przed nią bliźniaczkami.
– Dziewczynki! Zwolnijcie, bo któraś się przewróci!
Mollie i Amalie rzuciły się do Karli i Marcusa. Karla mocno uściskała Amalie, po czym przekazała ją Marcusowi, który już wziął Mollie na barana.
– Dziewczynki! – jęknęła Felicity, kręcąc głową. – Biedny Marcus.
– W porządku, przynajmniej są lżejsze niż moja dwójka – powiedział Marcus, gdy obie pięciolatki uczepiły się jego szyi. – Co nie znaczy, że Brandon jeszcze prosi, żeby brać go na barana.
– Rozumiem, że go tu nie ma? – zapytała Felicity, wodząc wzrokiem dokoła.
Karla prychnęła.
– Miałby spędzać czas z rodziną? Mógłby na poczekaniu wymyślić sobie pięćdziesiąt lepszych atrakcji. Zach jest na trybunach, przesiedzi tam całe popołudnie. Może wujek Marcus zabierze dziewczynki na ciastka?
Bliźniaczki pisnęły z radości, a Marcus podskoczył kilka razy.
– A wy, panie, nie macie ochoty na ciasteczko?
– To nie dla mnie – odparła Felicity. – No i jest tam Miranda. Wiesz, że niedawno w zasadzie nazwała mnie wyrodną matką, bo zapisałam dziewczynki do Sówek na wakacje? Powiedziała, że zaczną mnie nienawidzić.
– Poważnie? – Karla uniosła brwi. – Gdybym była jej dzieckiem, błagałabym, żeby chodzić do szkoły przez okrągły rok.
Felicity się uśmiechnęła.
– Fakt. Jednak zrobiło mi się przykro. Bo przecież mają wakacje, a muszą tkwić w szkole.
– One uwielbiają Sówki – zapewniła Karla, biorąc Felicity pod rękę i pociągając ją w kierunku rozpostartego na trawie koca. – Ten jest nasz. W każdym razie moje dzieci wolały być w szkole niż ze mną. Tylko byś się stresowała i myślała o tym, że zawalasz pracę, a one godzinami by się nudziły. W Sówkach przynajmniej są wśród dzieci i mają tę irytująco radosną opiekunkę… Jak jej na imię? Jemma? Wciąż tam jest?
– Tak. – Felicity westchnęła. – Masz rację, tylko… kiedy Miranda to powiedziała, poczułam się jak najgorsza mama wszech czasów.
– Nie zwracaj na nią uwagi. Takie kobiety uwielbiają sprawiać, żeby inne mamy czuły się jak śmiecie. Wyniosły to do rangi misji.
– Chyba tak – przyznała Felicity. – Jak zobaczyła babeczki, które piekłam przez całą cholerną noc, wszem wobec oznajmiła, że są ze sklepu.
– Nie zwracaj na nią uwagi – powtórzyła Karla. – Tylko ty jedna z nas nie masz zmarszczek. Wierz mi, niepotrzebny ci w życiu taki stres.
Felicity się skrzywiła.
– Tyle że trudno jej unikać.
– Święte słowa – jęknęła Karla. – Właśnie tu idzie.
– Dzień dobry, moje panie! – Miranda podeszła do nich, promiennie się uśmiechając. – Marcus powiedział, że tu jesteście. Mogę się do was przysiąść?
4
– Mary-Beth do nas nie dołączy?
– Obiecała, że przyjdzie – odparła Karla, szukając w torbie okularów przeciwsłonecznych. – Kiedy spotkałam ją przy bramie. Szczerze mówiąc, miała taką minę, jakby już była na siebie zła, że to powiedziała. Niemal przystanęłam, żeby jej pomóc.
– Niemal? – Felicity uśmiechnęła się.
Karla wsunęła okulary na nos.
– No wiesz, nie chciałam zostawiać Marcusa samego.
– Dziwię się, że w ogóle przyszła – mruknęła Miranda.
Wszystkie zapewniły Mary-Beth, że zrozumieją, jeśli postanowi darować sobie tegoroczny piknik, bo to może być dla niej zbyt trudne: przyjść samotnie i patrzeć, jak ktoś inny obsługuje stoisko z ciastkami albo wręcza medale zwycięzcom wyścigu na trzech nogach. Jednak w tym roku nikt nie zawracał sobie głowy organizowaniem takich zawodów – wszyscy woleli leżeć