Anioł życia z Auschwitz. Historia inspirowana życiem Położnej z Auschwitz. Nina Majewska-Brown. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Nina Majewska-Brown
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Документальная литература
Год издания: 0
isbn: 9788311158658
Скачать книгу
nazwisko, data urodzenia, miejsce zamieszkania, zawód.

      Wreszcie dostaliśmy płócienne naszywki z numerami i polecenie naszycia ich na ubrania. Nie wiedziałam, jak mam to zrobić, bo nikt nie dał nam igły i nitki, w dodatku wydawało się, że oczekiwali, że wykonamy polecenie natychmiast. A może zwyczajnie nie zrozumiałam, co mówili. Nie tylko ja sprawiałam wrażenie zdezorientowanej.

      Dotarliśmy tu z dużą grupą młodych warszawiaków, którzy opowiadali koszmarne rzeczy o powstaniu. Mieli do siebie żal i robili sobie wyrzuty, że nie mogą dalej walczyć, opowiadali, jak ginęli ich bliscy. Podobno kamienica po kamienicy, ulica po ulicy miasto przestawało istnieć, a mimo to żyli jakąś złudną nadzieją, że się uda. Słuchaliśmy tego z ogromnym podziwem, ale też ze zdziwieniem, nie rozumiejąc, jak mieli zamiar walczyć z czołgami i całą tą wojenną machiną. W większości byli to młodzi ludzie, którzy w młodzieńczym zapale porwali się z motyką na słońce. Ale może właśnie tak trzeba, może to ja zwyczajnie nie rozumiałam…

      Nie dane mi było długo tego rozważać. Maciek już dawno zniknął mi z oczu i mimowolnie położyłam dłoń na brzuchu, jakbym tym gestem mogła ochronić naszą kruszynkę. Najwyraźniej zwróciło to uwagę stojącej obok starszej kobiety, która niespodziewanie pochyliła się w moją stronę i cicho zapytała:

      – Jesteś w ciąży?

      Kiwnęłam głową, niezdolna do wyduszenia z siebie słowa.

      – Nie przyznawaj się, nie dotykaj brzucha.

      Choć nie pojmowałam, o co jej chodzi, moja dłoń odruchowo odskoczyła od małego wzgórka i bezwładnie zwisła wzdłuż ciała.

      – Dlaczego?

      – Tak będzie lepiej.

      – Dlaczego? – pytałam jak nierozumiejąca świata trzylatka.

      – A wiesz, co nas tu czeka?

      Nikt z nas nie wiedział, nie był w stanie przewidzieć, co nas spotka. Nie spodziewałam się też upokorzenia, które stało się naszym udziałem. Nas, kobiet, ale podejrzewałam, że ten sam los spotkał mężczyzn: zostałyśmy niczym stado owiec zagnane do budynku, który przypominał pustą oborę, gdzie kazano nam się rozebrać.

      Początkowo stałyśmy bezradnie. Był upalny dzień i żadna z nas nie miała pojęcia, jakiej właściwie części garderoby miałaby się pozbyć. No bo chyba nie sukienki?

      Okazało się, że miałyśmy ściągnąć z siebie wszystko, dosłownie, a rzeczy włożyć do papierowych worków. Z wyjątkiem naszywek, które miały odtąd stać się naszym imieniem i nazwiskiem.

      Po chwili w akompaniamencie wrzasków esesmanów stałyśmy zupełnie gołe, usiłując zasłonić wzgórki łonowe i piersi. Kilkoro dzieci, które trafiły tu z nami, nieprzywykłych do takich obrazków, spoglądało na nas w osłupieniu. Podejrzewam, że po raz pierwszy widziały gołego dorosłego człowieka, zwłaszcza własną matkę. Najdziwniejsze było to, że nawet w tych okolicznościach przypominałyśmy sobie niedoskonałości naszych ciał, nie mając świadomości, że nadmierne kilogramy, fałdki, obwisłe piersi niebawem będą naszym najmniejszym zmartwieniem. W dodatku to, co nam tu zgotowali Niemcy, sprawi, że upodobnimy się do siebie w kościotrupim stylu niedowagi, wystających kości i wielkich, wytrzeszczonych oczu.

      Mnie oczywiście los nie sprzyjał: zostałam ogolona wszędzie. W dodatku mężczyzna, który się mną zajmował, choć starał się mi nie przyglądać, chyba dostrzegł mój nieco wystający brzuch, bo jego ręka z nożyczkami lekko zadrżała. Odruchowo usiłowałam go wciągnąć, ale ciąży nie da się ot tak „zassać”.

      Wystraszyłam się, że komuś powie, i instynktownie się odsunęłam.

      – Nie ruszaj się.

      Najwyraźniej swoim zachowaniem zwróciłam uwagę pilnującej nas esesmanki, bo stukając nieprzyjemnie obcasami wysokich oficerek, podeszła do nas niespiesznie i uderzając się po nodze szpicrutą albo czymś, co ją przypominało, wpatrywała się w nas nienawistnym wzrokiem. Nie wiem, czy to ja sama, czy sprawił to człowiek, który się mną zajmował, ale stanęłam jakoś tak, żeby nie mogła widzieć mojego brzucha. Oddychałam coraz głębiej, gdy nagle, zupełnie bez powodu, szpicruta przecięła powietrze i z głośnym plaśnięciem opadła na moje plecy.

      – Au! – jęknęłam zaskoczona, kuląc się i tracąc równowagę. Zachwiałam się i niemal upadłam, wpatrzona w czarne, wypastowane cholewki. Po raz pierwszy ktoś mnie uderzył. Nigdy nie dostałam lania, choć jako dziecko czasem zasłużyłam na solidnego klapsa, nigdy nikt nie podniósł na mnie ręki. A co dopiero mówić o takich razach! Ten fizyczny ból dobitnie uświadomił mi, że mój świat właśnie rozpadł się na kawałki i już nigdy nie będzie taki sam.

      – Schnell!

      To nie był koniec upokorzeń. Lodowaty prysznic, który nam zafundowali, niemal ciął skórę jak żyletki, w moim przypadku szczególnie między łopatkami, gdzie zostałam uderzona. Nie sposób było uniknąć lejącej się z sufitu wody. Stałam skulona, zszokowana, bo jeszcze nigdy nikt tak mnie nie odarł z godności, czci i chyba wiary, która nagle się zachwiała. Ostra drzazga zwątpienia wbiła się w mój rozdygotany mózg. Boże, jeśli jesteś, dlaczego na to pozwalasz? To „jeśli jesteś” rezonowało najdłużej. Po raz pierwszy zwątpiłam. Wtedy jakoś nie wzięłam pod uwagę, że to ja mogę źle, za mało albo ze zbyt małym zaangażowaniem się do Niego modlić. Poczułam się jeszcze bardziej opuszczona. Niespecjalnie się rozglądałam, instynktownie pojmując, że w tym miejscu najlepiej stać się przezroczystą. Wpatrywałam się w swoje coraz bardziej posiniałe palce. Mimo upału ta kąpiel nie przynosiła ulgi, była najzwyklejszą torturą.

      Czułam się jak w malignie. Przesuwałam się wraz ze wszystkimi tam, gdzie akurat kazali nam iść, starając się być wewnątrz grupy. Szybko się zorientowałam, że kobiety po bokach i te opieszałe, w ostatnim rzędzie, bite są bez litości, bez powodu i bez wahania.

      Wreszcie mogłyśmy się ubrać. Niektóre z nas dostały przypominające koszule nocne szmaty w pionowe pasy – potem się dowiedziałam, że mówi się na nie pasiaki. Mnie przypadła okropna wełniana sukienka, zupełnie nieadekwatna do pory roku, i dwa lewe buty, z czego jeden za duży. Usiłowałam protestować, ale wrzaski esesmanek sprawiły, że zaraz zamilkłam. Schowałam w dłoni szorstką naszywkę, zastanawiając się, co jeszcze dla nas przygotowali.

      Esesmanki zachowywały się, jakby mogły wszystko: wrzeszczały, biły, kopały, katowały. Po raz pierwszy na własne oczy zobaczyłam, co znaczy to słowo.

      Gdy wyprowadzili nas z budynku, na niebie połyskiwały pierwsze gwiazdy, a światło niezwykle mocnych reflektorów tańczyło na srebrnych, gęsto zwiniętych kolczastych drutach[39]. Dopiero teraz spostrzegłam, ile ich jest. Były wszędzie: zasieki z drutów; pionowe, poziome, z wyraźnie widocznymi elementami instalacji elektrycznej, w górze zwinięte koliście niczym wąż. Po chwili zorientowałam się, że w niektórych miejscach zasieki są podwójne.

      Opadła mnie rezygnacja. Uświadomiłam sobie, że stąd nie ma ucieczki, że nie sposób się wydostać z tej przemysłowej, podpiętej do prądu pułapki. Czułam, jak łzy toczą mi się po policzkach, spływają po szyi, moczą sukienkę. Bezgłośnie szlochałam, zastanawiając