Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty. Jack Campbell. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jack Campbell
Издательство: PDW
Серия: Przestrzeń zewnętrzna
Жанр произведения: Историческая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788379645183
Скачать книгу
rozmawiamy? Tak. Mamy go na widoku. Nie poruszył się od chwili wylądowania.

      – Dlaczego nie zniszczyliście go teraz? Dlaczego czekacie, aż wystartuje?

      Mało brakowało, a Geary posłałby jej karcące spojrzenie. Z tego, jak zadała to pytanie, wynikało jednoznacznie, że zna już odpowiedź.

      Nkosi się skrzywił, po czym odparł z nieskrywaną niechęcią:

      – Nasze rozkazy są jasne. Nie możemy otworzyć ognia, dopóki dany obiekt nie spróbuje opuścić powierzchni Europy. Ten księżyc ma ciążenie nie przekraczające dziesiątej części ziemskiego. Każdy większy wybuch może wynieść na orbitę masę... odłamków.

      – Skażonych odłamków – uściśliła Rione. – Rozumiem. Dobrze. Zatem macie ten wahadłowiec na oku, ale jak go namierzycie, gdy wystartuje?

      Komandor posłał jej gniewne spojrzenie.

      – Damy sobie radę.

      – Szanowny panie – rzuciła pewnym głosem – od wielu lat mam do czynienia ze znanymi politykami, co więcej, sama należę do tej kasty. Wiem więc doskonale, kiedy ktoś nie jest ze mną całkowicie szczery. Zdążyliśmy poznać zdolności waszych systemów namierzania. Gdy ten wahadłowiec wystartuje z Europy, nie będziecie mieli wielkich szans, żeby go namierzyć.

      Nkosi odwrócił się na moment, po czym spojrzał na nią ponownie, tym razem bardziej wyzywająco.

      – Nie wstydzę się słabej predyspozycji do kłamania. Ma pani rację.

      – Zatem nie będzie pan w stanie zestrzelić tego wahadłowca, gdy opuści powierzchnię Europy – kontynuowała Rione, jakby sumowała to, co do czego się zgadzają – ale nie wolno panu otworzyć do niego ognia, dopóki znajduje się na tym księżycu. Jak zatem go pan powstrzyma, jeśli jego załoga zdecyduje się polecieć tam, gdzie zechce?

      – Wy możecie go namierzyć – upierał się Nkosi. – Wy nam go wskażecie.

      – Nie będziemy czekać tutaj w nieskończoność, aż oni odlecą – przypomniała mu Wiktoria także ostrzejszym tonem. – Wystarczy więc, że wahadłowiec pozostanie na powierzchni do chwili naszego odlotu. Niech to będzie tydzień albo miesiąc. Nie mamy pozwolenia na dłuższe przebywanie w waszym systemie. A gdy tylko stąd odlecimy, porywacze udadzą się tam, gdzie pierwotnie planowali, i nikt z was nie będzie w stanie ich zatrzymać. Blokada zostanie złamana.

      – Jeśli nawet im się uda, nikt nie pozwoli im wylądować ani zadokować. Rozwalą ich właśni przyjaciele – odparł Nkosi po chwili zastanowienia.

      – A skażone szczątki będą sobie dryfowały po całym systemie. Co ja mówię, przecież ten wahadłowiec może wylądować w jakimś odosobnionym miejscu na Ziemi albo na Marsie. Co wtedy, komandorze?

      Nkasi znów spuścił wzrok, a kiedy go na powrót podniósł, był już znacznie bardziej pokorny.

      – Ale wy twierdzicie, że powstrzymanie tego wahadłowca przed ucieczką wymaga posłania na Europę całego oddziału komandosów, którzy mają stamtąd odlecieć.

      – Słyszał pan naszą propozycję. Wysyłamy na dół komandosów w pancerzach bojowych, które są przystosowane do obrony przed skażeniami. Uwolnimy porwanych oficerów, wpakujemy ich do takich samych pancerzy, po czym nasi chłopcy odlecą na orbitę Europy, używając indywidualnych pędników. Gdy tylko opuszczą powierzchnię, ostrzelamy kolejne pancerze, tak by wysterylizować każdy centymetr kwadratowy ich powierzchni. Tym sposobem zabijemy wszystko, co mogło się przyczepić do warstwy ochronnej, która w wyniku tego ostrzału po prostu wyparuje. Pan i wyznaczeni przez pana ludzie, najlepiej z korpusu medycznego, możecie obserwować ten proces. Pozwolimy wam nawet na osobistą inspekcję sprzętu, który zostanie użyty podczas akcji.

      – A co z wahadłowcem porywaczy?

      – Nasi komandosi tak uszkodzą jego systemy, że nigdy więcej nie wzbije się w powietrze.

      Nkosi się skrzywił, jakby rozgryzł coś gorzkiego.

      – Ci bandyci utracili szanse na przeżycie w chwili, gdy znaleźli się pięćdziesiąt kilometrów od powierzchni Europy, ale ja nie jestem okrutnym człowiekiem. Nie odczuwam satysfakcji z czyjejś śmierci. Nie zamierzacie ratować nikogo prócz swoich ludzi?

      – Nie możemy – wyjaśnił Geary. – Mamy tylko dwa zapasowe pancerze.

      – Moglibyście posłać na dół mniej komandosów.

      – Nie możemy, chyba że powie nam pan, ilu dokładnie bandytów znajduje się na pokładzie. Nie zaryzykuję dalszych strat, posyłając ludzi na ślepo. Jeśli ktoś ma tam zginąć, to na pewno nie moi chłopcy – dokończył Geary.

      Nkosi znów wbił spojrzenie we własne dłonie, leżące obecnie na konsoli jego stanowiska.

      – Trudno odmówić panu logiki, ale w tym wypadku nie ma żadnego „jeśli”. Załoga tego wahadłowca zginie. Tak samo jak pańscy oficerowie. Nie dlatego, że ja im źle życzę, tylko z powodu otrzymanych rozkazów, które nie przewidują żadnych wyjątków. Zapytam przełożonych, czy wyrażą zgodę na przeprowadzenie tej akcji.

      – Jak pan sądzi, ile czasu będą na to potrzebowali? – zapytał Geary, próbując nie okazać irytacji.

      – Wiele lat – przyznał komandor. – Tyle potrwa uzyskanie odpowiedzi. Wszystkie rządy Układu Słonecznego będą musiały poddać waszą prośbę pod głosowanie, a zgodę otrzymacie tylko wtedy, gdy wszystkie parlamenty ratyfikują ją jednomyślnym wynikiem.

      – Zatem odpowiedź niemal na pewno będzie odmowna – uznała Rione.

      – O ile się jej doczekamy za naszego życia – rzucił Nkosi. – Nie mogę odmówić pani racji. Jedyny sposób, by uniemożliwić ucieczkę temu wahadłowcowi, to wyrazić zgodę na przeprowadzenie waszej akcji. W przeciwnym razie wszyscy mieszkańcy tego systemu zginą, zanim debaty na temat wydania zgody dobiegną końca, a głosowania i tak się nie odbędą, bo wszystkie planety będą równie martwe jak dzisiaj Europa, zanim dojdzie do jakiegokolwiek konsensusu. A ja muszę zezwolić na taki obrót rzeczy, ponieważ za niewykonanie rozkazu grozi jedna kara.

      – Sąd polowy? – zapytał Geary.

      – Raczej pospieszne odczytanie wyroku – odparł komandor. – Który będzie na tyle surowy, by nikt inny nie ważył się przerwać kwarantanny. – Wskazał palcem w dół. – Bilet w jedną stronę na Europę.

      Geary poczuł, że kolejne słowa więzną mu w krtani.

      – Nie mogę prosić... – wydukał w końcu.

      – Chwileczkę, admirale. – Komandor machnął ręką, ale tym razem w innym kierunku. – Wie pan, co zrobimy, jeśli ta plaga wydostanie się z Europy i zostanie rozniesiona po innych planetach naszego systemu?

      – Wiem tylko, że okrętom biorącym udział w blokadzie zaraz po wybuchu epidemii nakazano bezwzględne zniszczenie wszystkich statków z uchodźcami.

      – Tak. To samo będziemy musieli zrobić z każdą planetą i instalacją, na której pojawi się bakteria. Nasze okręty zablokują także wszystkie punkty skoku i zafundowane nam przez Sojusz wrota hipernetowe. Będziemy musieli zniszczyć każdą jednostkę, która spróbuje opuścić nasz system, by szukać ratunku wśród gwiazd. Po zabiciu wszystkich uciekinierów i zniszczeniu ich statków, gdy w systemie nie pozostanie już nikt żywy, skierujemy nasze jednostki prosto w gwiazdę centralną. – Nkosi pokręcił głową, widać było, że jest przejęty tą wizją. – Myśli pan, że nie zaryzykowałbym własnego życia, byle tylko nie dopuścić do takiego obrotu spraw?

      – Czy możemy w jakiś sposób uchronić pana przed poniesieniem konsekwencji? – zapytała Rione.

      – Oficjalnie?