Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty. Jack Campbell. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jack Campbell
Издательство: PDW
Серия: Przestrzeń zewnętrzna
Жанр произведения: Историческая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788379645183
Скачать книгу
Jedynie przez chwilę, jak sądzę. Tania zabiłaby panią za coś takiego.

      – Najprawdopodobniej tak by się to skończyło. Aczkolwiek przypuszczam, że pańska kapitan do usunięcia mnie wolałaby znaleźć lepszy powód niż pańska śmierć. – Rione usiadła na tym samym miejscu, masując czoło dłonią. – Nie zdołałam rozwikłać jednej zagadki, a pan jest jedyną osobą na pokładzie, która może mi w tym pomóc. Na razie udało mi się ustalić ponad wszelką wątpliwość, że wszyscy troje senatorowie przebywający tu z nami wiedzieli o nowej flocie, której budowy nie przerwano pomimo oficjalnych deklaracji, że prace nad tymi okrętami zakończono w chwili ogłoszenia pokoju. To by oznaczało, że Suva i Costa przystały na takie rozwiązanie, choć dzieli je wszystko, łącznie z wyznawaną ideologią. Co mogło je przekonać, że tworzenie w ukryciu nowej armady jest sensowne?

      – One nie zgadzały się w wielu kwestiach – przyznał Geary, wpatrując się w hologram Układu Słonecznego – ale po ceremonii pochówku ciała tego nieszczęśnika przywiezionego przez Tancerzy jakby... znalazły wspólny grunt.

      – To chwilowe – zapewniła go Rione. – Ważniejsze jest to, że już dawno temu musiały wyrazić zgodę na budowę tajnej floty, na długo przed tym, nim Tancerze dali im powody do przemyślenia powodów wzajemnej niechęci.

      – Z tego, co pani mówi, senator Sakai także za tym głosował. Powiedziano pani, kto ma stanąć na czele tej floty?

      Rione posłała mu pytające spojrzenie.

      – Nie. A pan to wie?

      – Senator Sakai powiedział mi, że to będzie admirał Bloch.

      Nie odpowiadała przez prawie minutę, po czym pokręciła głową ze zbolałą miną.

      – Dlaczego? Dlaczego Wielka Rada miałaby zgodzić się na coś takiego? Przecież to nie ma sensu. Bloch wyrobił sobie opinię wielkiego dowódcy floty, choć między nami mówiąc, nie ma to pokrycia w faktach, ale nawet gdyby politycy uwierzyli, że może się z panem równać, to przecież wiedzą, że planował przewrót na długo przed tym, nim został schwytany przez Syndyków. Gdyby atak na System Centralny nie okazał się totalną porażką, dzięki której pan przejął dowodzenie, gdyby udało mu się wygrać i pokonać wroga, użyłby zwycięskiej floty do obalenia własnego rządu. Wielka Rada była tak głodna sukcesu, że mimo to odważyła się zaryzykować.

      – Dlatego pani poleciała z nim, by w razie czego go zabić, nawet gdyby to miało kosztować panią życie.

      – Sądziłam, że mój mąż poległ. Nie widziałam innego sensu życia niż ocalenie Sojuszu. I tak, choć pan nigdy nie pytał, mogę przyznać, że część moich kolegów z senatu wiedziała o tych zamiarach. Byłam ich zabezpieczeniem mającym powstrzymać Blocha. – Znów zamyśliła się na dłuższą chwilę. – Musieli uwierzyć, że tym razem mają inne zabezpieczenie, które uchroni ich przed buntem Blocha, ale jakie?

      Geary usiadł naprzeciw niej, spojrzał jej prosto w oczy.

      – W czasie pobytu na Midway poznaliśmy kilka syndyckich sposobów na trzymanie w ryzach oficjeli.

      – Nie. – Rione znów pokręciła głową. – Costa pewnie zgodziłaby się na wzięcie rodziny Blocha na zakładników, ale Suva na pewno by zaprotestowała. Podobnie jak Sakai. Mówimy o sposobie, na który wyraziłaby zgodę cała Wielka Rada, a ja naprawdę nie mam pojęcia, co by to mogło być.

      – Dowiemy się tego prędzej czy później.

      – Zrobię co w mojej mocy, by tak się stało. – Zanim zdołała przywdziać maskę obojętności, Geary na moment dostrzegł w jej oczach udrękę. – Wystąpienie Wielkiej Rady przeciw panu, w chwili gdy popiera pan Sojusz, byłoby nieracjonalne, ale przyznam szczerze, że przestałam rozumieć motywację moich kolegów i koleżanek z kręgów najwyższej władzy. Stworzył pan coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyli, o czym nie śmieli nawet marzyć. Pokój. Nie umieją się w nim odnaleźć, więc działają, jak się obawiam, motywowani bardziej strachem niż zdrowym rozsądkiem. Nie wątpię, że zdołałby pan pokonać Blocha w otwartym starciu, nawet gdyby miał ogromną przewagę liczebną, ale to oznaczałoby wojnę domową, a na skutek jej wybuchu Sojusz poniósłby niepowetowane straty, po których rozpadłby się na kawałki.

      – Jest przecież taśma izolacyjna – zasugerował Geary, mając pełną świadomość, że ten żart jest marną próbą polepszenia nastrojów.

      Na ustach Rione pojawił się jednak cień uśmiechu.

      – Wątpię, by nawet to największe zdaniem Tancerzy osiągnięcie ludzkości było w stanie posklejać Sojusz po takim rozpadzie. Jak pan myśli, kto stoi za tutejszymi atakami?

      – Lady Vitali twierdziła, że sfinansowano je ze środków pochodzących spoza Układu Słonecznego.

      – Wierzę, że miała rację – zapewniła go Rione. – Pytanie więc: skąd napłynęły?

      – Okręty Tarczy Słońca nie polowały wyłącznie na Nieulękłego, ale także na przebywających na jego pokładzie senatorów Sojuszu – zauważył Geary. – A skoro oni politycznie reprezentują bardzo szerokie spektrum, nie od rzeczy byłoby szukanie źródeł tego ataku na terytorium Światów Syndykatu.

      – To możliwe, ale raczej mało prawdopodobne. Przestrzeń należąca do Syndyków leży za systemami Sojuszu, a one są bardzo odległe od Układu Słonecznego. – W jej spojrzeniu, gdy to mówiła, nie było nawet śladu rozbawienia. – Przyznaję, że zaskoczyła mnie śmiałość przypuszczonych na pana dzisiaj ataków, choć nie powinnam się temu dziwić. W Sojuszu jest wielu wpływowych ludzi, którzy gotowi byliby poświęcić życie współpracowników, a nawet przyjaciół w imię rzekomo wyższych celów. Zabicie swoich stronników wraz z prawdziwymi ofiarami to stara sztuczka kryminalistów i polityków, trik, dzięki któremu można stanąć po stronie poszkodowanych. Żartowaliśmy przed momentem, że mogłabym pana poświęcić, ale może mi pan wierzyć, że nie pozwoliłabym na coś takiego, bo uważam, że jest pan jedyną nadzieją Sojuszu. Pozostali sądzą jednak, że albo stoi pan na drodze forsowanych przez nich rozwiązań, albo jest pan największym z zagrożeń. Martwy Black Jack był idealnym herosem i męczennikiem, którym rządzący mogli się do woli posługiwać. Proszę nie mieć złudzeń, w kręgach władzy wciąż jest wielu takich, którzy uważają, że warto by wrócić do czasów, gdy mogli wykorzystywać wizerunek martwego, jak im się zdawało, Black Jacka, ponieważ nie mógł przeciw temu zaprotestować. A pan nie ma przecież bladego pojęcia, komu nie można ufać.

      Geary westchnął ciężko, spuścił na moment wzrok, a potem spojrzał jej prosto w oczy.

      – Skoro nie mogę ufać nikomu, to i tobie, Wiktorio.

      – Nie powiedziałam, że nie może pan ufać nikomu. Ma pan przecież tę swoją kapitan Desjani. Co do mnie, to nie proszę, aby pan mi zaufał, ponieważ jestem wzorem cnót wszelakich, któremu przyświeca światło żywych gwiazd. Wie pan dobrze, że daleko mi do ideału. – Znów się uśmiechała. – Nie, powinien mi pan zaufać z tego samego powodu, dla którego ja postanowiłam zaufać lady Vitali. We własnym interesie. Pragnę tylko ocalenia Sojuszu i uważam, że jedynym tego gwarantem jest żyjący Black Jack.

      Te słowa były zadziwiająco bliskie temu, co usłyszał od Tani na starożytnym murze, a skoro to samo mówiły te dwie kobiety, które tak rzadko się ze sobą zgadzały, postanowił poświęcić temu wątkowi więcej uwagi.

      – Niby jak mogę to zagwarantować?

      – Pozostając przy życiu. Jeśli pan zginie, wszystko może się zdarzyć.

      Trzy

      Godziny mijały jedna za drugą, a Nieulękły wciąż wisiał na