Zdjął czapkę, włożył pod pachę i uśmiechnął się. Był przystojnym mężczyzną, wysokim, barczystym, wąskim w biodrach, o bladej cerze i jasnoszarych oczach. Vianne oszacowała, że mógł być mniej więcej w jej wieku. Polowy mundur był nienagannie wyprasowany i wyglądał na nowy. Pod wysoko zapinanym kołnierzem wisiał Krzyż Żelazny. Miał na szyi futerał z lornetką, a u szerokiego skórzanego pasa kaburę. Vianne zerknęła mu przez ramię i dostrzegła stojący na poboczu drogi motocykl z koszem, na którym był zamontowany karabin maszynowy.
– Mademoiselle. – Skłonił lekko głowę, trzaskając obcasami.
– Madame – poprawiła, pragnąc by jej głos brzmiał pewnie, ale nawet ona słyszała w nim strach. – Madame Mauriac.
– Jestem kapitan Wolfgang Beck. – Wręczył jej urzędowo wyglądające pismo i znów trzasnął obcasami. – Słabo mówię po francusku. Proszę mi wybaczyć. – Gdy się uśmiechał, na jego policzkach ukazywały się wyraźne dołeczki.
– Nie znam niemieckiego – bąknęła Vianne, obracając kartkę w dłoniach.
– Czego pan chce? – zapytała Isabelle ostrym tonem, stając obok siostry.
– Pani dom jest bardzo piękny i stoi blisko lotniska. Ile macie sypialni?
– Bo co? – zapytała Isabelle, a Vianne w tej samej chwili odpowiedziała:
– Trzy.
– Będę kwaterował w to miejsce – oznajmił kapitan niezdarnie po francusku.
– Kwaterował? – zdziwiła się Vianne. – To znaczy… będzie pan tu mieszkał?
– Tak, proszę pani.
– Kwaterował? Pan? Mężczyzna? Hitlerowiec? Nie, nie! – Isabelle kręciła głową. – Wykluczone!
Uśmiech nie znikał z twarzy oficera.
– Była pani w mieście – zwrócił się do Isabelle. – Widziałem panią, jak wjeżdżaliśmy.
– Zauważył mnie pan?
– Jestem pewien, że każdy pełnokrwisty mężczyzna w naszym pułku zwrócił na panią uwagę. – Uśmiech stał się szerszy.
– Ciekawe, że wspomina pan o krwi – wycedziła Isabelle.
Vianne szturchnęła ją pod żebro.
– Przepraszam, kapitanie. Moja młodsza siostra bywa nieuprzejma. Chodzi o to, że jestem mężatką, mój mąż przebywa na froncie, mieszkam tu tylko z siostrą i córeczką, więc sam pan widzi, jak niewłaściwe byłoby przebywanie pana z nami pod wspólnym dachem.
– A zatem woli pani zostawić mi dom. To musi być dla pani trudna sytuacja.
– Zostawić? – powtórzyła Vianne, nie pojmując sensu jego słów.
– Nie zrozumiałaś pana kapitana – wtrąciła Isabelle, mierząc go twardym spojrzeniem. – On chce się tu wprowadzić, zająć twój dom, a to pismo to nakaz rekwizycji, który mu na to pozwala. I rozejm Pétaina, oczywiście. Mamy do wyboru albo dać mu pokój, albo wynieść się z domu, który od pokoleń należy do naszej rodziny.
– Tak to, niestety, wygląda. – Oficer miał lekko zakłopotaną minę. – Obawiam się, że wielu mieszkańców Carriveau ma podobny problem.
– Jeśli opuścimy dom, to czy go odzyskamy? – chciała wiedzieć Isabelle.
– Nie wydaje mi się.
Vianne odważyła się postąpić krok w jego stronę. Może jednak zdoła się z nim porozumieć.
– Przypuszczam, że mój mąż na dniach się tu pojawi. Czy nie mógłby pan zaczekać do jego przybycia?
– Niestety, jestem tylko kapitanem Wehrmachtu, a nie generałem… Nie wydaję rozkazów, lecz je wykonuję. A otrzymałem rozkaz zakwaterowania tutaj. Zapewniam jednak, że jestem osobą cywilizowaną.
– Wyjedziemy – oznajmiła Isabelle.
– Wyjedziemy? – zapytała Vianne z niedowierzaniem. – Przecież to jest mój dom. Czy mogę – zwróciła się do kapitana – liczyć, że będzie się pan zachowywał jak człowiek honoru?
– Oczywiście, madame.
Vianne spojrzała na siostrę, która wolno pokręciła głową.
Vianne wiedziała, że nie ma wyboru. Przede wszystkim musi zapewnić bezpieczeństwo Sophie, póki Antoine nie wróci z frontu. Niech on się zajmie tą niedogodnością. Skoro rozejm został podpisany, mąż będzie w domu lada dzień.
– Na parterze jest nieużywany pokój. Będzie tam panu wygodnie.
– Dziękuję pani. – Kapitan skinął głową. – Przyniosę swoje rzeczy.
– Czyś ty oszalała? – zapytała Isabelle, gdy tylko drzwi się za nim zamknęły. – Nie możemy mieszkać pod jednym dachem z hitlerowcem!
– Powiedział, że jest z Wehrmachtu. Czy to to samo?
– Mało mnie obchodzi ich schemat organizacyjny! Nie wiesz, do czego oni są zdolni, Vianne. Ja wiem, bo widziałam. Musimy opuścić dom. Przeniesiemy się obok, do Rachel. Możemy zamieszkać u niej.
– Dom Rachel jest za mały, nie pomieści nas wszystkich. A zresztą nie zostawię domu na pastwę Niemców.
Na to Isabelle nie znalazła odpowiedzi.
Niepokój sprawił, że Vianne poczuła znajome swędzenie w okolicy krtani. Dawny nerwowy nawyk drapania powrócił.
– Ty możesz wyjechać, ale ja muszę czekać na Antoine’a. Skapitulowaliśmy, więc niebawem wróci do domu.
– Vianne, proszę cię…
Rozległo się głośne stukanie do drzwi.
Vianne chwiejnie podeszła i drżącą dłonią nacisnęła klamkę.
W drzwiach stał kapitan Beck z wojskową czapką pod pachą i małą skórzaną walizką w ręku.
– Witam ponownie – rzucił niemal poufale.
Vianne bezwiednie podrapała się po szyi. Pod spojrzeniem tego mężczyzny czuła się dziwnie bezbronna.
– Tędy, panie kapitanie.
Powiodła wzrokiem po salonie dekorowanym przez trzy pokolenia mieszkających tu kobiet. Ściany koloru świeżo upieczonej brioszki, złotawe sztukaterie, posadzka z szarego kamienia, przykryta dywanem z Aubusson, obite wzorzystym materiałem ciężkie meble, porcelanowe lampy, grube złotoczerwone zasłony, kosztowne bibeloty z czasów, gdy ród Rossignolów był zamożny i zajmował się handlem. Do niedawna ściany zdobiły cenne obrazy. Obecnie zostało trochę malowideł bez wartości. Cenniejsze Isabelle ukryła w stodole.
Vianne zaprowadziła kapitana do niewielkiego pokoju pod schodami. Po lewej znajdowała się dobudowana na początku dwudziestego wieku łazienka. Przystanęła, zanim chwyciła za klamkę. Za plecami słyszała jego oddech.
Otworzyła drzwi. Ukazał się dość wąski pokój z dużym oknem obramowanym sięgającymi podłogi niebieskoszarymi zasłonami. Na malowanej komodzie były niebieska misa i dzban. W kącie stara dębowa szafa z lustrzanymi drzwiami. Przy podwójnym łóżku stał nocny stolik, na nim zabytkowy zegar z pozłacanego brązu. Ku zaskoczeniu Vianne wszędzie walały się ubrania Isabelle, jakby siostra pakowała się na długie wakacje. Vianne zebrała je pośpiesznie z przepraszającym uśmiechem.
Kapitan