Radio trzeszczało, wypluwając kolejne frazy o „dniach próby”, „panowaniu nad gniewem” i „losach ojczyzny”. Następnie padło słowo, którego Isabelle nigdy nie spodziewała się usłyszeć we Francji.
Kapitulacja.
Na obolałych stopach pokuśtykała do ogrodu, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza, bo zabrakło jej tchu.
Kapitulacja. Francji. Przed Hitlerem.
– To musi być najlepsze wyjście – usłyszała spokojne słowa siostry.
Kiedy Vianne wyszła za nią do ogrodu?
– Przecież wiesz, kim jest marszałek Pétain. To niekwestionowany bohater. Skoro on mówi, że musimy zaprzestać oporu, to musimy. Jestem pewna, że dogada się z Hitlerem. – Vianne spróbowała objąć Isabelle.
Ta odskoczyła jak oparzona. Na myśl o uspokajającym uścisku Vianne poczuła mdłości. Odwróciła się z trudem i spojrzała siostrze prosto w oczy.
– Nie dogadasz się z ludźmi pokroju Hitlera!
– O, ty wiesz lepiej niż nasi bohaterowie? – zaperzyła się Vianne.
– Wiem, że nie powinniśmy się poddać!
Vianne syknęła z dezaprobatą.
– Skoro sam marszałek Pétain uważa, że kapitulacja jest dla Francji najlepsza, to z pewnością tak jest. Koniec, kropka. Przynajmniej wojna się skończy i nasi mężczyźni bezpiecznie wrócą do domów.
– Jesteś głupia.
– No i dobrze – odwarknęła Vianne i poszła do domu.
Isabelle osłoniła dłonią oczy i spojrzała w jasne, bezchmurne niebo. Ile czasu upłynie, zanim na czystym nieboskłonie pojawią się ciemne sylwetki niemieckich samolotów?
Nie wiedziała, jak długo stała w ogrodzie, wyobrażając sobie najgorsze i wspominając, jak Niemcy otworzyli ogień do bezbronnych kobiet i dzieci, a pola spłynęły krwią.
– Ciociu Isabelle?
Cichy, nieśmiały głosik doszedł ją jakby z oddali. Powoli się odwróciła.
W tylnych drzwiach stała śliczna dziewczynka. Miała porcelanową cerę jak jej matka i wyraziste oczy jak u ojca, które z daleka wydawały się czarne jak węgle. Z taką urodą mogłaby wyjść prosto ze stronic baśni o Kopciuszku lub Królewnie Śnieżce.
– To niemożliwe – powiedziała Isabelle. – Ty nie możesz być Sophie! Kiedy cię ostatni raz widziałam… ssałaś swój kciuk.
– Teraz też czasem to robię – wyznała Sophie z konspiracyjnym uśmiechem. – Nie powiesz nikomu?
– Ja? Jestem świetna w dochowywaniu tajemnicy. – Isabelle podeszła do dziewczynki, myśląc: moja siostrzenica. Rodzina. – Powiedzieć ci mój sekret, żeby było sprawiedliwie?
Sophie entuzjastycznie pokiwała głową. Oczy jej się rozszerzyły.
– Mogę stać się niewidzialna.
– Nieee.
– Zapytaj mamę. – Isabelle dostrzegła zbliżającą się Vianne. – Wymykałam się przez okna, wślizgiwałam do pociągów, uciekałam z klasztornych lochów. A to wszystko dlatego, że potrafię znikać.
– Isabelle – powściągnęła ją surowo Vianne.
– Naprawdę? – zaciekawiona Sophie zadzierała ku niej głowę.
– Łatwo jest zniknąć – Isabelle zerknęła na siostrę – kiedy nikt nie patrzy.
– Ale ja patrzę – zawołała Sophie. – To czy możesz teraz zniknąć?
– Jasne, że nie! – roześmiała się Isabelle. – Magia działa najlepiej, kiedy nikt się jej nie spodziewa. Zgodzisz się ze mną, prawda? A teraz może byśmy zagrały w warcaby?
8
Kapitulacja była gorzką pigułką, ale marszałek Pétain to człowiek honoru. Bohater ostatniej wojny z Niemcami. Owszem, był już stary, ale Vianne, jak wielu innych, wierzyła, że pozwala mu to lepiej ocenić zaistniałe okoliczności. Marszałek wymyślił sposób szybkiego zakończenia wojny, żeby nie ciągnęła się latami jak poprzednia, a mężczyźni mogli wrócić do domów.
Vianne rozumiała to, co nie mieściło się w głowie Isabelle: Pétain skapitulował w imieniu Francji, aby ocalić życie wielu ludzi i to, jak żyli. Co prawda warunki kapitulacji były trudne. Francja została podzielona na dwie z grubsza równe części. Strefa okupowana, obejmująca północną część kraju i regiony nadmorskie (w tym Carriveau), miała znaleźć się pod zarządem Niemców. Środek kraju, tereny poniżej Paryża i aż do linii wybrzeża, miał stać się strefą wolną (nominalnie), zarządzaną przez nowo utworzony rząd z Pétainem na czele, ściśle współpracujący z Niemcami, a mający siedzibę w Vichy.
Natychmiast po kapitulacji zaczęło brakować żywności. Szare mydło stało się nie do zdobycia. Na kartki żywnościowe nie można było liczyć. Telefony i poczta zaczęły działać zawodnie. Okupanci skutecznie ograniczali komunikację między miastami i miasteczkami. Korespondencję można było wysyłać jedynie na oficjalnie wydawanych niemieckich pocztówkach. Ale nie to było dla Vianne najgorsze.
Isabelle stała się niemożliwa we współżyciu. Vianne przyłapywała ją wiele razy na nieruchomym gapieniu się w niebo, jakby zbliżało się stamtąd jakieś straszliwe niebezpieczeństwo.
Siostra była w stanie rozmawiać wyłącznie o potwornościach Niemców i ich determinacji, by pozbawić Francuzów wszystkiego, a zwłaszcza życia. Wyrażała się przy tym bez ogródek, a ponieważ Vianne nie chciała tego słuchać, publiką i nieodłączną towarzyszką Isabelle stała się Sophie. Ciotka napełniała główkę nieszczęsnego dziecka okropnymi obrazami tego, co z pewnością niedługo się stanie; Sophie miała nawet przez to koszmary. Vianne obawiała się zostawiać je razem, więc wzorem poprzednich dni zabrała je ze sobą do miasta, żeby kupić trochę żywności na kartki.
Od dwóch godzin stały w kolejce do rzeźnika i niemal przez cały ten czas Isabelle narzekała. Najwyraźniej stanie po zakupy w sklepie nie miało dla niej sensu.
A teraz nagle powiedziała:
– Vianne, spójrz tam. Mój Boże…
I z większym naciskiem:
– Vianne, patrz!
Tamta odwróciła się, chcąc uciszyć siostrę, i wtedy ich zobaczyła.
Niemców.
Wzdłuż ulicy niósł się odgłos zatrzaskiwanych okien i drzwi. Ludzie rozpierzchli się tak szybko, że Vianne dopiero po chwili skonstatowała, iż stoi na chodniku sama, jedynie z córką i siostrą. Złapała Sophie i pociągnęła ją pod zamknięte drzwi sklepu.
Za to Isabelle buntowniczo wyszła na jezdnię.
– Isabelle – syknęła Vianne, ale siostra nie posłuchała. Zielone oczy miotały błyskawice, bladą, delikatną twarz wykrzywiała nienawiść.
Zielona ciężarówka na czele zahamowała przed dziewczyną. Z tyłu żołnierze siedzieli na ławkach naprzeciw siebie, trzymając karabiny między kolanami. Byli młodzi, starannie ogoleni, w nowiutkich hełmach, niektórzy mieli medale lśniące na szarozielonych mundurach. Najbardziej rzucał się w oczy ich młody wiek. To byli zwykli chłopcy, nie żadne potwory. Wyciągali