Komando śmierci. Janusz Szostak. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Janusz Szostak
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Биографии и Мемуары
Год издания: 0
isbn: 9788366252028
Скачать книгу
I przyznaje się, że za jego namową wystawił „Maksa” i „Postka”. „Marian” nie obciąża w tej sprawie o zabójstwo ani „Wojtasa”, ani „Ternita”.

      Wojciech S. jest także podejrzany o wydanie wyroku na Marka K., pseudonim „Muł”, bossa gangu z Piaseczna. Jego śmierć miała być odwetem „Mokotowa” na „Mutantach”. Rzekomo poszło o postrzelenie Sławomira B., pseudonim „Biały”, na dyskotece w Chynowie. Latem 2002 roku „Kierownik” ponoć dostarczył kilerom dwa pistolety maszynowe uzi. Do zamachu na „Muła” jednak nie doszło, gdyż Marek K. zorientował się, że jest celem mokotowskich.

      Jednak wojna „Mokotowa” z „Mutantami” o wpływy w podwarszawskich miastach nie odbyła się bez ofiar. Tylko w latach 2001–2003 w bandyckich porachunkach zginęło kilkunastu gang-sterów oraz kilka przypadkowych osób.

      – Po co wam była wojna z „Mutantami”? – pytam Andrzeja K., pseudonim „Koniu”.

      – To „Bukaciak” miał wojnę z „Mutantami”, a nie my. Ale on nie miał kim wojować, to nas poprosił o pomoc: „Weźcie, pojedźcie z nami, pokażemy się większą grupą, to się wystraszą”. Tak nas w to wciągnął. Tak dokładnie było, to była wojna „Bukaciaka”, a nie nasza. W efekcie Wojtek dostał dożywocie za to pomaganie, chociaż nie ma tam żadnej jego winy. „Wojtas” kiedyś mi zdradził, że dostał dożywocie za „Bukaciaka”, za rzekome zabójstwo „Maksa” i „Postka”. Powiedział mi, jak to naprawdę było. On tam był, ale nie wykonywał żadnego wyroku. Jednak dostał dożywocie, jakby kogoś zabił.

      – „Bukaciak” był przecież swego czasu dobrym kolegą „Wojtasa”.

      – Był taki okres, że się bardzo kolegowali, a później „Bukaciak” Wojtka ugotował.

      – Wracając do wojny z „Mutantami”, skoro jej nie było, dlaczego chcieliście odstrzelić Marka K., pseudonim „Muł”, jednego z bossów tej grupy?

      – Konflikt z „Mułem” to także był problem „Bukaciaka”, a nie nasz. To „Janek” chciał zabić „Muła”, gdy prokuratorzy wzięli „Janka” w obroty, to nagle sobie przypomniał, że zamierzał to zrobić. Wojtek nie miał z tym nic wspólnego – zapewnia mnie „Koniu”.

      Potwierdził to także sam „Muł”. Marek K. „Muł” zeznał 8 maja 2017 roku w Sądzie Okręgowym w Warszawie:

      – Znam Wojciecha S. od początku lat 90. z uwagi na to, że przyjaźniłem się ze Zbigniewem C. [„Daksem” – przyp. aut.], który pracował wtedy w klubie Remont w Warszawie i tam poznałem Wojciecha S. Utrzymywaliśmy kontakt o charakterze koleżeńskim, jak to w dyskotece. Spotykaliśmy się w klubie i tak przebiegała nasza znajomość. Dość często się spotykaliśmy – dodaje „Muł”. – W żadnym wypadku nie byłem skonfliktowany z Wojciechem S. Nie posiadam wiedzy, by w latach 2001-2003 zamierzał on przejąć teren Piaseczna ode mnie i członków mojej grupy. Słyszałem o zaginięciu „Postka”, „Pająka” i „Maksa”, byli to moi koledzy. Z mojej wiedzy, z poczty pantoflowej i wielokrotnych przesłuchań wiem, że te osoby były ofiarami konfliktu między mną a „Bukaciakiem”. Sprawcą tych zabójstw jest „Bukaciak”, ale celem jego makiawelicznych działań byłem ja. „Bukaciak” usiłował mnie zabić. Wiem to, bo nie krył się z tym nigdy. „Wojtas” absolutnie nie chciał mnie nigdy zabić, wyłączam taką sytuację. Mieliśmy pozytywne kontakty, spotykaliśmy się często w klubach, restauracjach. Mogę wskazać osobę Zbigniewa C. „Daksa” jako tego, który przekazywał mi informacje i mnie ostrzegał przed „Bukaciakiem”, mówiąc, że mi się upiekło. „Bukaciak” mi zdecydowanie groził.

      W ramach gangsterskich potyczek dochodziło często do porywania innych przestępców. O swoim przypadku opowiadał 5 marca 2019 roku w Sądzie Okręgowym w Warszawie 45-letni Mariusz K., pseudonim „Kruk”, który został doprowadzony do sądu w kajdankach, gdyż od kilku lat przebywa w więzieniu. Ten diler narkotykowy nie był związany z żadną z dużych grup przestępczych, co ściągało na niego liczne problemy.

      – Od 2002 roku wiele grup chciało mnie porwać. Mówiło się wtedy, że mam dużo kasy. Z tego, co wiem, wielu z tych, co chcieli mnie porwać, już nie żyje. Kręcił się też wokół mnie „Bukaciak”. On chciał, abym mu pomógł w walce z „Mutantami”, żebym dał mu na to kasę – wyznał mężczyzna. – W 2002 roku byłem jako świadek na weselu Rafała K. Wtedy pierwszy raz usłyszałem, że chcą mnie uprowadzić. Od tego momentu cały czas chodziłem na oriencie [czaić się, być ostrożnym – przyp. aut.], byłem czujny, często zmieniałem samochody. Pod koniec czerwca 2002 roku pojechałem z kuzynem do Konstancina. Zostałem tam wystawiony „Mutantom”. Usiłowali mnie porwać z motelu. Ja zdołałem im uciec, ale zabrali mojego krewnego. Przetrzymywali go około tygodnia, w tym czasie trwały negocjacje. Dzwonili do mnie różni ludzie: „Maks”, „Pikus”, „Cieluś” – świadek wymienia członków gangu „Mutantów”. – Rozpoznawałem ich po głosach. Potem pod McDonaldem w Jankach wraz z żoną krewnego przekazywałem porywaczom pieniądze. Zabrał je motocyklista.

      Jak mówi Mariusz K., porwanie to mogło mieć związek z walką gangów o wpływy w Grójcu.

      – Kiedyś ktoś do mnie przyjechał z Grójca z prośbą, abym im pomógł, bo „Maks” ich tam mocno dojeżdża. Chciałem się z nim spotkać na rozkminkę [rozstrzygnięcie, rozwiązanie spornej sprawy – przyp. aut.]. Być może to było przyczyną, że chcieli mnie uprowadzić? – zastanawia się głośno świadek. – Na moim osiedlu na Gocławiu cały czas pojawiali się ludzie od nich. Były groźby, próby zastraszenia. W tym czasie, żeby uniknąć porwania, cały czas chodziłem do lasu na grzyby. Tak było do czasu, aż mnie aresztowali – Mariusz K. wyjawia swój sposób na „Mutantów”.

      ROZDZIAŁ 5. Mafijne egzekucje

      Mafijne egzekucje

      Prokuratura przypisuje „Wojtasowi” także udział w mafijnej egzekucji Włodzimierza C., pseudonim „Buła”, i Macieja S., pseudonim „Konik”. Tych dwóch gangsterów zastrzelono 17 października 2003 roku w siłowni Paker na warszawskim Gocławiu. Trzej zamaskowani bandyci wtargnęli do lokalu i zastraszyli obsługę. Aby po chwili w sali ćwiczeń oddać kilkanaście strzałów. „Buła” i „Konik” zginęli na miejscu.

      „Buła” w tym czasie pretendował do kierowania „Żoliborzem”, równocześnie usiłował przejąć kierownictwo gangu „Szkatuły”. Do tego poczuł się na tyle pewnie, że zaczął grozić „Korkowi” oraz „Daksowi”. Mówiło się nawet, że „Buła” wynajął na nich ruskich kilerów, którzy przyjęli zlecenie, wzięli zaliczkę i o wszystkim opowiedzieli bossom „Mokotowa”.

      Zdaniem niektórych była to wymyślona przez policję informacja, celowo wypuszczona do „Korka”. Ta prowokacja zakończyła się jednak tragicznie nie tylko dla „Buły”, który rzekomo nie miał nic wspólnego z planami zamachu na „Króla Mokotowa”.

      – „Buła” i „Konik” poczuli się mocni po tym, gdy przejęli okup za Krzysztofa Olewnika – twierdzi mój kolejny rozmówca z grupy mokotowskiej. Według tej wersji Wojciech Franiewski [członek grupy porywaczy Krzysztofa Olewnika – przyp. aut.] wynajął ich do odbioru pieniędzy.

      – Zgarnęli z tego ponoć sto tysięcy dolarów i sodówa im uderzyła do mózgów. Poczuli się wyjątkowo mocni. „Buła” przyszedł do „Korka” i mówi, że starzy z „Żoliborza” dali mu władzę i on będzie teraz pertraktował z „Mokotowem” w sprawie wpływów na Wolumenie.

      – A kim ty jesteś, żebym z tobą rozmawiał?! – zbeształ go ponoć „Korek”.

      Minęły trzy tygodnie, jak „Buła” pożegnał się ze