– Masz na myśli zemstę, jak w przypadku Valina? – spytał Boris.
– Nie mam jeszcze zdania, za wcześnie na to. Ale wiem, że okazana przez Philipsa beztroska oraz rozmiar obrączki każą przypuszczać, że tak właśnie wygląda wyjaśnienie tej sprawy.
– Coś tu jest.
Głos Kreppa dochodził ze stojącej niedaleko furgonetki techników i natychmiast przyciągnął uwagę całej trójki. Ruszyli do niej jednocześnie.
Ekspert siedział przy stole z aparaturą. Oglądał znalezioną na zwłokach obrączkę przez mikroskop.
– Nie ma odcisków palców – oświadczył. – Ale wewnątrz znajduje się napis, który wydaje mi się interesujący. – Wyciągnął rękę, żeby uruchomić monitor połączony z urządzeniem. Na ekranie ukazał się powiększony widok obrączki. – Jest jakaś data, jak przypuszczam, data ślubu… 23 września.
– Dzisiejsza! – wykrzyknął Boris, odczytawszy ją.
– Tak, ale wyryto ją z pewnością kilka lat temu – sprecyzował Krepp. – Świadczy o tym pokrywająca ją matowa patyna.
– A więc chodzi o którąś rocznicę – zauważył Gurevich.
– Oprócz daty jest jeszcze coś. – Ekspert obrócił obrączkę pod obiektywem mikroskopu, odkrywając kolejny napis, dodany kiedy indziej. Krój liter różnił się wyraźnie od poprzedniego. Napis był nieprecyzyjny, wręcz prymitywny, i z pewnością nie mógł być dziełem doświadczonej ręki złotnika. W bruzdach, wyglądających niemal jak zadrapania, metal był bardziej błyszczący.
– To zostało zrobione niedawno – stwierdził Krepp.
Ta ostatnia konstatacja przydawała wagi treści napisu:
h 21
Gurevich wymienił zaniepokojone spojrzenie z Borisem.
– Dwudziesty trzeci września, godzina dwudziesta pierwsza. Jak się wydaje, oprócz dwóch morderców, na których musimy zapolować, teraz mamy też do czynienia z zapowiedzią.
15
Nikt nie miał pojęcia, co może się wydarzyć o dwudziestej pierwszej.
Tymczasem zyskano pewność, że Randy Philips dotarł do Kaplicy Miłości własnym mercedesem. Jak przewidział Krepp, auto zostało znalezione na dnie jeziora. Morderca musiał więc mieć własny samochód, którym odjechał po dokonaniu zabójstwa.
Ponieważ wykluczono porwanie, należało się dowiedzieć, dlaczego adwokat okazał tak wielką łatwowierność, że wpadł w pułapkę, udając się samotnie w to opuszczone miejsce. Przypuszczenie Mili, że w sprawę mogła być wmieszana kobieta, podchwycono natychmiast.
Grupa policjantów przesiewała jeszcze archiwum prawniczego biura Randalla Philipsa w poszukiwaniu czegoś, co by pasowało do daty wskazanej na obrączce ślubnej.
Dzień dwudziesty trzeci września był jedynym punktem oparcia, jakim dysponowali wśród wielu, zbyt wielu, innych niejasnych tropów.
Pierwszym z nich był ewentualny związek między rzezią w willi a zabójstwem w kaplicy. Został on odkryty tylko dzięki przeczuciu Mili dotyczącemu dawnego numeru telefonu. Nie wydawało się, żeby cokolwiek łączyło ofiary, toteż związku można było upatrywać wyłącznie między sprawcami obu zabójstw.
Być może w latach, w których Roger Valin pozostawał z dala od całego świata, poznał kogoś – mogła to być kobieta – i razem opracowywali mordercze plany.
Mila doszła do takiej konkluzji, kręcąc się niczym zjawa po korytarzach wydziału. Jednak zagadki dotyczące tego, co już się wydarzyło, zostały zepchnięte na drugi plan przez pytania, co jeszcze może się wydarzyć.
Najpilniejsza była teraz zapowiedź, że coś się może wydarzyć o dwudziestej pierwszej.
Wraz z upływającymi godzinami wymyślano ruchy mające zapobiec kolejnemu morderstwu albo zniechęcić do jego popełnienia. Wezwano na służbę wielu dodatkowych policjantów i zintensyfikowano dyżury. Morderca bądź mordercy powinni wiedzieć, że miasto zostało obstawione funkcjonariuszami, i w tym celu ustawiono blokady i zwiększono liczbę patroli samochodowych. Informatorzy, którzy zazwyczaj współpracowali z policją federalną, zostali uprzedzeni, że mają mieć oczy i uszy otwarte. Masowa obecność sił porządkowych w mieście powinna skłonić do współpracy niektórych członków grup przestępczych, zwłaszcza przestępczości zorganizowanej, choćby po to, żeby policja jak najprędzej wstrzymała patrolowanie ulic, które bardzo utrudniało prowadzenie nielegalnych interesów.
Żeby nie zaniepokoić mediów, został wydany komunikat zapowiadający wielką operację przeciwko przestępczości. Gazety, telewizja i internet zajęły się atakowaniem nie wiadomo już której niepotrzebnej akcji propagandowej wydziału organizowanej za pieniądze podatników.
Tymczasem w sztabie głównym odbywały się jedna po drugiej mniej lub bardziej tajne narady, mające na celu określenie strategii, jaką należało obrać. Najważniejsze linie działania określiła Sędzia osobiście. Opracowanie pozostałych powierzono osobom usytuowanym niżej na drabinie hierarchicznej. Pomimo wkładu wniesionego do śledztwa, Milę prędko odesłano do mniej ważnych spraw. Miała wyraźne wrażenie, że jej rola została celowo umniejszona, tak jakby ktoś chciał ją odciąć od śledztwa.
Około siedemnastej opuściła wyższe piętra wydziału, żeby wrócić do Przedpiekla. Nadchodzący wieczór zwiększał obawy o to, co mogło się wydarzyć, ale Mila nie spała od zbyt wielu godzin i czuła nieodpartą potrzebę wypoczęcia, obawiając się, że za chwilę utraci jasność umysłu.
Zaszyła się w dawnym schowku, do którego wstawiła składane łóżko w czasach, gdy zatrzymywała się w biurze po zakończeniu dyżuru. Zdjęła tenisówki i z braku koca przykryła się skórzaną kurtką. Mały pokoik, przytulny jako sekretna kryjówka, pogrążony był w mroku, jeśli nie liczyć żółtawego światła, które przedostawało się przez szczelinę pod drzwiami. Ta jasna smuga wystarczała, żeby mogła czuć się bezpiecznie, jakby na zewnątrz ktoś czuwał, podczas gdy ją otaczała ciemność. Położyła się na boku, z podkulonymi nogami i splecionymi rękami, ale nie mogła zasnąć, dopiero po jakimś czasie poziom adrenaliny opadł i zwyciężyło zmęczenie.
– Mamy.
Mila otworzyła oczy, niepewna, czy te słowa zabrzmiały rzeczywiście, czy tylko w jej śnie. Wypowiedziano je spokojnym tonem, żeby jej nie przestraszyć. Rozejrzała się przytomniej: drzwi były przymknięte, by nie oślepiało jej światło, a w nogach łóżka siedział Steph, ściskając w dłoniach parującą filiżankę. Wyciągnął ją w jej kierunku, ale Mila nie zareagowała, za to natychmiast sprawdziła godzinę.
– Spokojnie, dopiero dziewiętnasta, pora jeszcze nie nadeszła.
Podciągnęła się, usiadła i w końcu wzięła do ręki filiżankę, podmuchała do środka i dopiero potem się napiła.
– A więc, co takiego mamy?
– Poszukiwania w kancelarii prawnej Philipsa dały oczekiwany wynik, natrafiliśmy na nazwisko… Niejaka Nadia Niverman.
Mimo że jako pierwsza wyraziła takie przypuszczenie, Mila zdumiała się, słysząc, że kapitan wymienia właśnie kobietę.
– Nadia Niverman – powtórzyła, nie zauważając, że jej ręka z filiżanką znieruchomiała w powietrzu.
– To był ostatni przypadek zaginięcia, jakim zajmował się Eric Vincenti