Dotarłszy do wejścia, zatrzymała się na chwilę, a potem zaczęła wchodzić po prowadzących do portalu stopniach. Zaglądając do środka, natychmiast poczuła na twarzy oddech mrocznego wnętrza. Rozpoznała ten zapach. Śmierć ma tę pozytywną stronę, że się nie ukrywa i z miejsca stawia jasno sprawy w relacjach z żywymi. Po chwili usłyszała odgłos. Cichy jak nakładające się na siebie szepty, uparty niczym mechanizm jakiejś maszyny.
Skierowała do wnętrza strumień światła latarki i w jednej chwili rozpierzchło się na wszystkie strony mrowie ruchliwych stworzeń. Jednak część z nich nie zwróciła na nią uwagi i pozostała, nie przerywając swego zajęcia.
Środek scenerii przywołującej na myśl średniowiecze zajmował brudny materac, na którym leżała postać unieruchomiona za pomocą pasów bezpieczeństwa.
Mila oddała pojedynczy strzał w powietrze, którego huk odbił się echem na placu aż po jezioro, i w końcu szczury oddaliły się od ciała. Tylko jeden zawahał się i obejrzał w jej stronę, żeby utkwić w niej na bardzo długą chwilę spojrzenie czerwonych, pełnych nienawiści oczu, tak jakby pytał, jakim prawem jakiś intruz przerywa mu posiłek. Potem również i on rozpłynął się w mroku.
Mila przez dłuższą chwilę przyglądała się trupowi. Był to mężczyzna w nieokreślonym wieku. Miał na sobie podkoszulkę i niebieskie bokserki.
Na głowę włożono mu plastikową torbę i zabezpieczono wokół szyi taśmą izolacyjną.
Mila zrobiła krok w tył, żeby wyjąć z kieszeni komórkę, i skierowała światło latarki w inną stronę, ale na materacu pozostał świecący punkt. Księżycowe światło docierało zza jej pleców i padając na dłoń zmarłego, odbijało się teraz od czegoś błyszczącego. Mila podeszła bliżej, żeby lepiej się przyjrzeć.
Na pozbawionym ciała palcu serdecznym lewej dłoni widniała obrączka ślubna.
14
Okolica została zamknięta dla osób postronnych.
Jezdnię zablokowano składanymi barierkami, a w celu ostatecznego zniechęcenia tych, którzy chcieliby zaryzykować jazdę nad jezioro, świetlny napis sygnalizował osunięcie ziemi wzdłuż drogi. Tymczasem jedynymi osobami przebywającymi w tym opuszczonym miejscu byli funkcjonariusze policji.
Oczekując na przyjazd kolegów, Mila usiadła na stopniach fałszywego kościółka. Czuwając przy trupie, obserwowała brzask jutrzenki, która wdzierała się zza linii horyzontu, żeby zalać dolinę. Lustro wody zabarwiło się na jaskrawoczerwony kolor, wyostrzony przez świeżo opadłe jesienne liście.
Blade światło dnia bezlitośnie obnażyło widok za jej plecami. Mila nie dostrzegała niczego, siedziała bez ruchu pogrążona w dziwnym spokoju, jakby wyczerpał ją strach. Najpierw usłyszała przybliżające się odgłosy syren, a potem zobaczyła migające koguty, które wyłoniły się zza wzniesienia w głębi drogi, niczym wyzwoleńcze wojska podążające w jej stronę.
W chwili gdy na miejscu zbrodni zapalono halogeny, wszelkie okropności zniknęły, ustępując miejsca chłodnej analizie tego, co mogło się tu wydarzyć.
Technicy z laboratorium kryminalistycznego zabezpieczyli już teren; zbierali materiał dowodowy, fotografowali wszystko i utrwalali ślady mogące odegrać rolę ewentualnych dowodów. W utartym schemacie wyznaczającym czynności, jakich należało dokonać przy zwłokach, przyszła kolej na lekarza sądowego, który pojawił się razem z drużyną grabarzy.
– Wszystko jest takie, jakim się wydaje, nic nie jest takie, jakim się wydaje – zabrzmiał zawiły werdykt Changa, pochylonego nad ofiarą.
Podczas gdy po placu kręcili się funkcjonariusze, wewnątrz kaplicy oprócz ekspertów obecni byli tylko Mila i Gurevich, który nie wydawał się zbytnio zadowolony z oceny doktora.
– Mógłby się pan wyrazić bardziej precyzyjnie?
Chang ponownie przyjrzał się ciału rozciągniętemu na materacu przesiąkniętym płynami organicznymi, okrytemu jedynie bielizną i plastikową torebką naciągniętą na głowę.
– Naprawdę nie mogę. – Odpowiedź lekarza ujawniała strach, jaki budził w nim inspektor.
Niezdecydowanie Changa irytowało Gurevicha.
– Musimy jak najprędzej ustalić, kiedy nastąpił zgon.
Problem stanowiły szczury, które zmieniły stan szczątków. Chodziło głównie o ręce i stopy trupa, niemal całkowicie odarte z ciała. Najgłębsze ubytki wystąpiły pod pachami i w pachwinach. Te deformacje utrudniały obiektywne zbadanie umożliwiające ustalenie chwili śmierci, toteż w tym momencie trudno było przypisać odpowiedzialność Rogerowi Valinowi.
Mila wzięła jednak pod uwagę fakt, że jeśli rzeczywiście było to dziełem masowego mordercy, to jego modus operandi uległ radykalnej i niezwykłej zmianie. Niezrozumiałe było przejście od tego, co mieli przed oczami, do użycia półautomatycznego karabinu Bushmaster .223, dzięki któremu morderca mógł uniknąć wszelkich kontaktów fizycznych z ofiarami. Z tego powodu wśród obecnych panowało tak wielkie napięcie.
Do kaplicy wszedł też Boris, stanął w kącie i zaczął się przysłuchiwać.
– Żeby sformułować wiarygodną hipotezę i ustalić, od jakiego czasu ofiara się tu znajduje, potrzebna jest sekcja zwłok – tłumaczył lekarz sądowy.
Zwiększyło to tylko poirytowanie Gurevicha.
– Nie proszę pana o oficjalny raport, ale jedynie o wyrażenie poglądu.
Chang zamyślił się jak ktoś, kto ma już gotową odpowiedź, ale mimo to nie chce zagalopować się za daleko z obawy, żeby nie popełnić błędu, który zostanie mu później rzucony w twarz.
– Powiedziałbym, że zgon nastąpił co najmniej dwadzieścia cztery godziny temu.
Odpowiedź implikowała dwa wnioski. Mniej ważny zakładał, że gdyby nawet ktoś wyjaśnił zagadkę związaną z numerem telefonu w pralni na żetony, człowiek z głową w plastikowej torebce nie zdołałby się uratować. Ale ważniejszą konsekwencją było to, że winnym tej zbrodni nie mógł być Roger Valin.
Najwyraźniej ta ostatnia możliwość nie napełniała Gurevicha entuzjazmem.
– Kolejny zabójca. Inna ręka. – Inspektor potrząsnął głową, myśląc o skutkach, jakie mogło spowodować to odkrycie. – Zgoda, przyjrzyjmy się, kim jest ten zmarły.
W końcu mogli zabrać się do odsłonięcia twarzy ofiary. Być może właśnie dzięki temu ujawnią się ważne okoliczności, które posłużą rozwiązaniu nowej zagadki, pomyślała Mila.
– Zabieram się do zdjęcia torby z głowy trupa – oświadczył Chang. Zmienił lateksowe rękawiczki i wsunął na głowę diodową lampę czołową. Uzbroiwszy się w lancet, podszedł do zwłok.
Dwoma palcami jednej ręki uniósł brzeg niezwykłego przylegającego do twarzy całunu, a jednocześnie drugą ręką poprowadził dokładne cięcie przez plastik, zaczynając na wysokości kości ciemieniowej.
Podczas gdy wszyscy obecni skupili się na tych czynnościach, niecierpliwie czekając na odpowiedź, Mila wpatrywała się w obrączkę na palcu serdecznym lewej dłoni trupa. Myślała o kobiecie, która jeszcze nie wiedziała, że została wdową.
Chang zakończył nacinanie plastiku pod szyją