Władcy czasu. Eva Garcia Saenz de Urturi. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Eva Garcia Saenz de Urturi
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Trylogia Białego Miasta
Жанр произведения: Исторические детективы
Год издания: 0
isbn: 978-83-287-1332-1
Скачать книгу
Próbowałam bezpośrednich pytań. Zmienia temat i nie odpowiada. Nic z niego nie wyciągniemy, dopóki znajduje się na swoim terenie. Zachowuje się jak udzielny pan na włościach. Jest w swoim naturalnym środowisku. Kontroluje sytuację, pozwala nam tylko obserwować.

      – Co proponujesz? Wydawca mówi, że nie wychodzi z wieży.

      Esti wzruszyła ramionami.

      – Trzeba go wyciągnąć z nory.

      – Myślisz, że ci się uda? – zapytałem. – Masz jakiś pomysł?

      Moja partnerka długo nie odpowiadała.

      – O czym myślisz? – naciskałem, zmęczony jej milczeniem.

      Nie mogłem znieść ciszy, wariowałem od niej. Nie chciałem myśleć o tym, co nas czeka: o tej ścianie i dwóch przerażonych dziewczynkach za nią.

      – O siostrach Nájera – skłamała, żeby zmienić temat. – Dobrze, że żyją. Jak można być takim sukinsynem, żeby zamurować dwie dziewczynki?

      – Nie czytałaś powieści, Esti?

      – A ty znów to samo. Nie, Kraken, nie miałam czasu.

      – Zrozumiałabyś lepiej, co się dzieje wokół. To absolutny priorytet. Jeśli ci się uda, zacznij ją czytać dziś wieczór. Zrobisz to?

      – Dobrze, ale odłóż na bok cholerną fikcję i zajmij się dwoma dochodzeniami, które właśnie prowadzimy.

      Chyba że to jedno i to samo dochodzenie, pomyślałem, ale nie powiedziałem tego na głos. Jak miałem jej wyjaśnić swoje obawy? Na to było jeszcze za wcześnie.

      – On nie jest raczej autorem tej powieści – powiedziała Esti.

      – Nie byłbym tego taki pewien. Ma we własnej bibliotece wszystkie materiały potrzebne w procesie dokumentacji. Zauważyłaś, jak zareagował, kiedy go o to zapytaliśmy?

      – Tak, to było dziwne – przyznała. – Na początku temat w ogóle go nie interesował. Odniosłam wrażenie, że ma ochotę wyrzucić nas za drzwi. Potem zobaczył coś w książce i palcem zaznaczył tę stronę. Kiedy poszliśmy po wiosła, położył ją na biurku i dyskretnie wsunął zakładkę. Dlatego właśnie sądzę, że to nie on jest autorem. W przeciwnym razie po co miałby brać twój egzemplarz i zaznaczać fragment? Miałby swoje egzemplarze i brudnopisy czy manuskrypty.

      Nie mówiąc o tym, że przywłaszczył sobie moją książkę. Co z kolei dawało mi dobry pretekst, by spotkać się z nim ponownie.

      – Dobrze, załóżmy w takim razie, że nie on jest autorem – zgodziłem się – ale jakiś szczegół zwrócił jego uwagę.

      – Tak i próbował mnie wybadać. Z tobą nie dogadywał się najlepiej, więc zaczął mnie uwodzić, żeby coś ze mnie wyciągnąć.

      – Udało mu się?

      – Zapytał mnie o nazwisko przemysłowca, nie powiedziałam mu. Ciekawe, czy sam to sprawdzi, wystarczy zajrzeć do prasy. Załóżmy więc, że to nie on jest autorem. Pytanie brzmi: czy jest mordercą? Co sądzisz jako profiler?

      Czekałem od dłuższego czasu na to pytanie.

      – Wiesz, że nie sposób sporządzić profilu osoby, którą widziało się raz.

      – Ale możesz podzielić się ze mną swoimi pierwszymi wrażeniami.

      – Dobrze, spróbuję. Widzę w nim rys narcystyczny. Uważa się za lepszego, według własnej skali wartości, pod względem kapitału kulturowego, warstwy społecznej, z której się wywodzi, i intelektu. Nie wiem, czy zwróciłaś uwagę, że nazwał mnie młodzieńcem, chociaż jest od nas młodszy. To hedonista, lubi się otaczać pięknymi przedmiotami i dobrze zjeść. Jest wyniosły i pozbawiony empatii.

      – Chyba rozumiem: osobowość narcystyczna. I mam za sobą wystarczająco wiele lat doświadczenia w policji śledczej, żeby wiedzieć, że pewien procent zintegrowanych narcyzów może wejść w konflikt z prawem, jeśli mają niezbyt wyczulone sumienie i ktoś stanie im na drodze do celu. Ale dlaczego on mógłby chcieć kogoś zabić?

      Odwieczne pytanie, na które nie było jednej odpowiedzi. Po prostu nie było. Ani łatwej, ani trudnej, ani prostej, ani skomplikowanej.

      – Psychopaci narcystyczni się nudzą – wyrecytowałem z pamięci. – Okropnie się nudzą, są jak rozpieszczone dzieci, które porzucają nową zabawkę po kilku minutach. Nie myślą o jutrze, nie dbają o konsekwencje, manipulują innymi, żeby osiągnąć swoje cele. Ale zabrnęliśmy za daleko. Powiedziałem, że Alvar ma cechy narcystyczne, ale stąd do psychopatii jeszcze bardzo daleka droga. Psychopaci są pozbawieni empatii, nie potrafią postawić się na miejscu osoby cierpiącej, ale są mistrzami w udawaniu uczuć, jakich się od nich oczekuje.

      – Zrobię coś, co ci się nie spodoba – przyznała w końcu, nie odrywając wzroku od szosy.

      – Tak, już mówiłaś, zmusisz go do wyjścia z wieży.

      – Intryguje mnie, nie co dzień poznaje się kogoś takiego jak on.

      Uniosłem brwi i przyjrzałem się jej uważnie.

      – Czy mówimy w tej chwili o pracy?

      – Dlaczego pytasz? Co widziałeś?

      – Chemię między wami, długie spojrzenia. Trzy razy dotknął cię, niby przypadkiem. Dwa razy twojej dłoni, a raz szyi, kiedy staliście przy oknie.

      – Mam wszystko pod kontrolą, okej?

      Twoje rozszerzone źrenice mówią co innego, pomyślałem.

      – Wiem, Estíbaliz. Widziałem wiele razy, jak radzisz sobie z uwodzicielskimi typkami. Olałaś Ignacia Ortiza de Zárate, nie zrobiła na tobie wrażenia charyzma Tasia ani Saula Tovara. Niełatwo cię zmanipulować.

      – Cieszę się, że to dla ciebie oczywiste – powiedziała. – Nie uwierzysz. On nie ma komórki. Tylko telefon stacjonarny.

      – Tak, uprzedzał o tym wydawca. Poproszę Milán, żeby to sprawdziła.

      – Nie mogę przestać się nad tym zastanawiać, Kraken: po co ktoś taki, odgradzający się od świata, bogaty, megalomański, zupełnie nieprzejmujący się tym, co go nie interesuje, miałby komplikować sobie życie, zabijając przedsiębiorcę?

      – Antón Lasaga był właścicielem wielu posiadłości w tej prowincji, może istniał jakiś konflikt interesów?

      – Tak, to byłoby jakieś wytłumaczenie. Ale mamy dwóch bajecznie bogatych facetów: jeden nie ma rodziny, drugi ma pięcioro dziedziców, których nie jest ojcem. Próbuję dostrzec jakiś związek poza miejscem zbrodni i hiszpańską muchą, ale go nie widzę.

      – Jeszcze tego nie zbadaliśmy. Musimy się przyjrzeć ich majątkowi, sprawdzić, czy nie toczyli żadnych sporów. I jeszcze coś.

      – Co?

      – Zbadaj, czy przodkowie przedsiębiorcy byli ważnym rodem w średniowieczu – powiedziałem.

      – Słucham?

      – Nazywał się Antón Lasaga Pérez. W Álavie jest dużo Lopezów, Martinezów i innych złożonych nazwisk, które przestały być złożone, bo proboszczowie źle wypełnili akty chrztu albo ślubu. Niech Peña porozmawia z córką i dowie się wszystkiego na temat historii rodziny. Potem niech skontaktuje się z kimś, kto zajmuje się drzewami genealogicznymi w Vitorii. Trzeba znaleźć motyw, a wszystko odsyła nas do przeszłości naszego regionu. Tak czy siak, nie zapytałaś mnie o najważniejsze. Gdzie jest Ramiro Alvar?

      – Słucham? Przecież go właśnie poznaliśmy.

      – Nie, Esti. To nie była osoba, o której opowiadał nam wydawca. Moje