– Jeśli coś jest, na pewno to znajdę.
Esti się uśmiechnęła. To było ulubione powiedzenie naszej olbrzymki, jej mantra składająca się z siedmiu słów, powtarzanych za każdym razem, kiedy zlecaliśmy jej jakieś trudne zadanie w sieci. Już od trzech lat nie musiałem korzystać z pomocy swoich informatycznych doradców: MatuSalema i Golden Girl. I byłem z tego bardzo zadowolony. Lepiej nie prosić o pomoc diabła, bo w końcu zawlecze cię do swojego kotła.
Kiedy znaleźliśmy się w ogrodzie ogromnej posiadłości w Armentii, na południe od Vitorii, z trudem powstrzymałem się od gwizdnięcia. Willa robiła wrażenie, ogród wręcz zachwycał. Podeszła do nas trzydziestoparoletnia kobieta z grabiami w ręku i w roboczych rękawicach. W jej spojrzeniu malował się wielki smutek. Miała rude włosy, asymetryczną grzywkę i uścisk dłoni tak mocny, jak jej najstarszy brat.
– Rozumiem, że pani jest Irene. Bardzo nam przykro.
Zwróciłem uwagę na szary szalik na jej szyi i zapach, który wydał mi się znajomy. Ku najwyższemu zdumieniu Estíbaliz podszedłem, żeby pocałować ją w policzki.
– Inspektor López de Ayala, a to inspektor Ruiz de Gauna – powiedziałem.
– Dziś przyjechałam. Właśnie grabiłam ogród. Zwykle on to robi, relaksuje się przy tym. Akurat zerwał się wiatr, pomyślałam, że nawieje nowych liści. To było niemal fizyczne doznanie. Ten ból, kiedy zobaczyłam, jak wygląda ogród zaledwie kilka godzin po jego odejściu… Ojciec chciałby chyba, żeby ktoś się tym zajął – rzekła. – Państwo pewnie wiedzą, po jakim czasie od śmierci kogoś bliskiego zaczyna się mówić o nim w czasie przeszłym?
Mniej więcej po pięciu dniach, pomyślałem, ale nie powiedziałem tego na głos. Nie był to dobry moment na statystyki.
– To zależy od osoby – odpowiedziałem cicho.
– Moja matka pół roku temu, a teraz on. To jest przerażające, kiedy zostaje się sierotą, ale sądzę, że mnie do tego przygotował. Pewnie nie powinnam o tym mówić. Dziś jest taki okropny dzień, nie panuję nad słowami i bardzo staram się przy was nie rozkleić. Jestem stereotypową jedyną córeczką rozpieszczoną przez tatusia.
– Nie sprawia pani wrażenia rozpieszczonej dziewczynki. Słyszeliśmy, że nie od razu zatrudniła się pani u ojca, chociaż była taka możliwość – zauważyłem.
– Starałam się zdobyć doświadczenie i jak najwięcej nauczyć. Nie chciałabym odziedziczyć stanowiska z racji urodzenia. Nie potrafiłabym wykonywać dobrze swojej pracy, wiedząc, że dostałam ją tylko dlatego, że jestem córką szefa. Chociaż właśnie zdałam sobie sprawę, że już nigdy nią nie będę. Nigdy nie będę miała gabinetu obok jego gabinetu.
– Porozmawiajmy o pani braciach. – Estíbaliz zmieniła temat.
– Jesteśmy zżytą rodziną, miewamy problemy, ale nie szukajcie między nami tarć.
– Już je znaleźliśmy, wcale nie szukając.
– O czym pani mówi?
– Kilka godzin temu w komisariacie zjawiło się dwóch pani braci. Andoni powiedział nam, że jest pani manipulatorką, poprosił, żebyśmy panią przesłuchali w sprawie śmierci rodziców.
Irene starała się być silna, ale musiała oprzeć się na grabiach.
– Nie spodziewałam się tego, naprawdę – przyznała. – Trochę to smutne, w dodatku w takim dniu. Nie chciałabym, żebyście pomyśleli, że robię z siebie świętą albo idiotkę, ale nie doleję oliwy do ognia, nie będę mówić źle o swoich braciach, chociaż to, co usłyszałam, bardzo mnie zabolało. Ale skoro tu państwo przyjechali, domyślam się, że mój ojciec nie zmarł z przyczyn naturalnych, więc jeśli szukają państwo kogoś, kto go zabił, wśród jego dzieci, popełniają państwo gruby błąd.
– A przychodzi pani do głowy jakiś wspólnik? Były wspólnik? Jakiś motyw?
– Chyba nie są państwo świadomi, jak wielkim majątkiem dysponuje mój ojciec. W naszej rodzinie dyskrecja to kwestia życia i śmierci. W latach ołowiu w Kraju Basków nikt nie mógł się obnosić z bogactwem. Niech państwo wejdą do środka.
Poszliśmy z nią do domu. W salonie ogromne półki uginające się pod ciężarem książek wypełniały ściany wysokie na pięć metrów. W prawym rogu fotel, który musiał kosztować więcej niż wynosiła moja roczna pensja, wliczając premie, czekał na właściciela, który nie wróci. Ile godzin spędził w nim Antón Lasaga?
– Jakie książki lubi?
– Fascynuje go średniowiecze. Zwłaszcza nasze lokalne.
– Wie pani, czy przeczytał powieść Władcy czasu?
– Zawsze czyta jakieś książki. Zmuszał się do czytania stu stron co wieczór, choćby nie wiem jak był zajęty. To był dla niego święty czas, skupiał się tak bardzo, że nie docierało do niego, co dzieje się naokoło, nawet pięcioro baraszkujących dzieci wpychających mu się na kolana. O tej powieści z nim nie rozmawiałam.
– Pani ojciec kochał książki, to rzuca się w oczy. Czy sam kiedyś jakąś napisał? – zapytałem.
Irene spojrzała na mnie zdziwiona.
– O ile wiem, nie. Był bardzo skryty, notował różne rzeczy w zeszytach, ale wydawało mi się, że są to uwagi dotyczące firmy. Czy to ma jakieś znaczenie?
– Proszę zapomnieć o pytaniu, po prostu ta ogromna biblioteka wzbudziła moją ciekawość – uśmiechnąłem się.
Podszedłem do jedynej półki, na której nie było książek, lecz oprawione zdjęcia. Fotografie pięciorga dzieci w różnych okresach ich życia. Czarno-białe zdjęcie ślubne, lata siedemdziesiąte w sepii, osiemdziesiąte z wąsem, dziewięćdziesiąte bez efektów specjalnych. Na żadnym z nich nie był sam z Irene. Ciekawy szczegół. Zaprzeczał teorii pierworodnego syna, który twierdził, że ojciec ostentacyjnie faworyzował córkę.
Irene nie przejmowała się tym, że przyglądamy się rodzinnym pamiątkom. Stała tuż za naszymi plecami, niemal czułem jej oddech na szyi.
Ten zapach…
– Przysłałaby mi pani listę piętnastu najbliższych przyjaciół ojca? – zapytałem, wracając do zawodowego tonu inspektora.
– Piętnastu? – powtórzyła zdziwiona. – Dobrze. Niech mi pan da pomyśleć.
Podałem jej wizytówkę z adresem e-mail.
– I ostatnia sprawa, proszę nie brać nam tego za złe, to rutynowa procedura: gdzie pani była pomiędzy dziesiątą rano a siódmą trzydzieści wieczorem? Czy jadła pani z ojcem śniadanie, obiad albo kolację?
– Miałam zebrania w swoim gabinecie i wideokonferencje. Poproszę sekretarza, żeby wysłał wam kopię mojego kalendarza. Wszyscy, z którymi się spotkałam, mogą potwierdzić moją obecność w tych godzinach. Wczoraj nie widziałam się z ojcem, był normalny dzień roboczy, oboje jesteśmy zajętymi ludźmi.
– Co się stało z pani matką? – zapytała niespodziewanie Estíbaliz.
Czasem tak robiła, zadawała znienacka jakieś pytanie, żeby wybić przesłuchiwanego z rytmu, zaskoczyć i zaobserwować reakcję.
Ja się tylko przyglądałem.
– Wypadek samochodowy. Prowadził Carlos.
– Carlos?
– Nasz szofer, pracował dla nas przez całe życie, traktowaliśmy go jak wujka. Naprawdę był z nami przez całe dekady. Oboje umarli po kilku dniach na oddziale