– Chciałbym zapytać o jeszcze jedno – zwróciłem się do doktor Guevary. – Ofiara cierpiała na zespół Marfana, prawda?
– Tak. Długie i chude kończyny, kogucia klatka piersiowa, płaskostopie, mała żuchwa, rozszczep tęczówki… Cienkie ściany aorty. Nie wiem, co zjadł – może został zmuszony do połknięcia tego – ale nie wytrzymał rozszerzenia naczyń krwionośnych wywołanego przez tę substancję. Pacjenci cierpiący na zespół Marfana zwykle są pod czujną opieką lekarzy. Tak było i w przypadku ofiary, potwierdziliśmy obecność odpowiednich leków we krwi.
– Coś jeszcze, pani doktor?
– Zmieniając temat: mam wyniki badań DNA krwi znalezionej w miejscu zaginięcia sióstr Nájera.
– Zamieniamy się w słuch – powiedziała Esti.
– Krew znaleziona na dywanie w sypialni należy do młodszej z sióstr. Nie wiem, czy to będzie dla was pomocne. Pobraliśmy próbki DNA rodziców, a technicy kryminalistyki dostarczyli mi używane ubrania obu dziewczynek. Krew odpowiada DNA z ubrań młodszej z nich. Na razie nie mam nic więcej.
W tym momencie telefon Alby zaczął wibrować. Odczytała wiadomość i zmarszczyła czoło.
– Doktor Guevara, proszę informować nas na bieżąco. I bardzo dziękujemy.
Rozłączyła się i spojrzała na nas wyraźnie zmartwiona.
– Komisarz Medina. Zwołał pilne zebranie. To nie wróży nic dobrego.
Wyszliśmy z gabinetu Alby w milczeniu. Dwa wszczęte śledztwa. Zbyt wiele czynności procesowych, zbyt wiele wątpliwości naraz.
Czekał na nas w sali pogrążonej w półmroku. Rzutnik wyświetlał zdjęcia sióstr. Estefanía wyglądała na nieśmiałą dziewczynkę z lekką nadwagą. Oihana miała gęste włosy do pasa, jej zdjęcie powtarzało się na wszystkich ulotkach rozklejanych na murach i ogrodzeniach naszego miasta. Komisarz poprosił, żebyśmy usiedli. Sam nie zajął miejsca.
– Od piętnastu dni prowadzimy śledztwo „Frozen”, bez żadnych rezultatów. Teraz mamy denata i chyba możecie sobie wyobrazić, jak bardzo naciskają mnie z góry, żebyśmy ustalili, czy Antón Lasaga zmarł śmiercią naturalną, czy popełnił samobójstwo, uległ wypadkowi albo padł ofiarą zabójstwa. Więc przyjrzymy się tym dwóm sprawom, a ja dowiem się dokładnie, co się dzieje. Co wiemy w tej chwili o zaginięciu dwóch nastolatek?
– Dwóch małoletnich – zaczęła Estíbaliz – Estefaníi i Oihany Nájera, sióstr. Siedemnaście i dwanaście lat. Starsza jest odpowiedzialna. Młodsza, jeszcze dziecinna, ma buntowniczy charakter. Młodzi rodzice pracują jako nauczyciele w konserwatorium imienia Jesusa Guridiego. Fagot i wiolonczela. Własne mieszkanie, klasa średnia. Ojciec twierdzi, że dziewczynki były zżyte. Matka, kiedy ojciec jej nie słyszał, zeznała, że często się kłóciły ze względu na różnicę wieku i charakterów. Tak czy siak, rodzice idą na kolację ze znajomymi i zostawiają młodszą córkę pod opieką starszej. Wracają o pierwszej dwadzieścia w nocy. Mieszkają przy ulicy Pintorería. Sprawdziliśmy wszystkie nagrania z kamer nadzoru pobliskich sklepów. Nie wiem, jak mam to wyjaśnić, aby nie powiedział mi pan, że to przecież niemożliwe i żebyśmy obejrzeli je raz jeszcze. Już to zrobiliśmy. I nikt nie wchodził do budynku ani z niego nie wychodził w czasie, kiedy rodziców nie było w domu.
– I zanim zacznie pan zadawać pytania… – wtrąciłem. – Nie panował duży ruch na ulicach. Dziewczynki zniknęły pod koniec sierpnia, większość mieszkańców przebywała jeszcze na wakacjach. Na nagraniach nie ma też samochodów, które zasłaniałyby wejście do budynku. A jeśli chodzi o mieszkanie, mamy do czynienia z sytuacją dość niezwykłą. Kiedy rodzice wrócili do domu, główne drzwi do znajdującego się na drugim piętrze mieszkania były zamknięte od środka. Telefon Estefaníi wyłączono o dwudziestej drugiej trzydzieści osiem, dość nietypowe jak na nastolatkę, chyba że poszła wcześnie spać. Rodzice uważają, że byłoby to dziwne. Młodsza nie miała komórki. I najbardziej niepokojące ze wszystkiego: ślady krwi na dywanie w sypialni starszej siostry. Doktor Guevara powiadomiła nas właśnie, że to krew Oihany.
– Jak dużo tej krwi?
– Zaledwie dwanaście mililitrów. Ilość, która w żaden sposób nie każe martwić się o jej życie. Nie wykrwawiła się i nie umarła, w każdym razie nie w mieszkaniu. Zbadaliśmy klatkę schodową i nie znaleziono innych śladów krwi. Dziewczynki nie zabrały ani ubrań, ani pieniędzy. Rodzice twierdzą, że raczej nie uciekły. Były dobrymi uczennicami, nie miały problemów z narkotykami, nie znaleźliśmy nic podejrzanego w mediach społecznościowych starszej. Hipoteza, że porwano je dla okupu, staje się coraz mniej prawdopodobna, gdyż nikt się po ten okup nie zgłosił. Zarówno inspektor Ruiz de Gauna, jak i ja byliśmy w ciągłym kontakcie z rodzicami. Uważam, że nie kłamią. Na wszelki wypadek agentka Milán Martínez monitoruje ich konta bankowe: nie zauważyliśmy żadnych poważnych operacji, które wskazywałyby na to, że zbierają za naszymi plecami pieniądze na okup albo proszą o pomoc znajomych. Ślady krwi każą myśleć o najgorszej możliwej hipotezie: że domniemany agresor uderzył Oihanę w głowę, żeby ją unieszkodliwić. Mogło być również tak, że się pokłóciły. Trudno nam zrekonstruować wydarzenia. Jednym słowem, co, do diabła, spotkało te dziewczynki? Nie pasuje tu ani porwanie dla okupu, ani ucieczka: dokąd miałyby pójść? Z czego się utrzymać?
Niepokoiłem się, bardzo się niepokoiłem o wynik tego śledztwa.
– A pan co o tym myśli, inspektorze López de Ayala? – zapytał komisarz, zajmując miejsce za dużym stołem, a że usiadł na linii rzutnika, obraz dwóch dziewczynek ukazał się na jego skórze, co wywoływało dość przykry efekt.
– Że sceneria musi przemówić – powiedziałem.
Wiem, że nie brzmiało to dobrze. Czasem zdarza mi się odezwać tak, jakbym rozmawiał sam ze sobą.
– Co takiego?
Alba spojrzała na mnie wymownie: „Nie wygłupiaj się, błagam”.
– Scena jest symulowana – odrzekłem.
– Może pan to wyjaśnić?
– Typowa zagadka o przestępstwie popełnionym w zamkniętym pokoju: drzwi zamknięte od środka, nie ma ciała. A przy tym znaleźliśmy krew młodszej dziewczynki, co sugeruje walkę, obronę i przemoc, poza tym rzuca cień podejrzenia na starszą, jakby ktoś chciał ją obwinić o zranienie siostry albo przypadkowe spowodowanie jej śmierci. Ale sprawdziliśmy wszystkie meble, nie znaleźliśmy śladów DNA młodszego dziecka na żadnym z nich. Nie ma narzędzia zbrodni albo czegoś, co posłużyło za narzędzie: przedmiotu wystarczająco ostrego, żeby przeciąć skórę i wywołać krwawienie. Ta cała scena została zaaranżowana, żeby zakręciło nam się w głowie od hipotez, żebyśmy się zgubili w domysłach.
– I co według pana powinniśmy zrobić?
– Jedyne, co możemy zrobić w tej sytuacji: szukać ich dalej, żywych lub martwych, ale nie traćmy czasu na hipotezy, co się z nimi stało, dopóki nie znajdziemy dziewczynek albo ich ciał. Cała sceneria zaginięcia ma nas wprowadzić w błąd i została tak pomyślana po to, żeby odciągnąć nas od najważniejszego, czyli poszukiwań. Nie wpadniemy w tę pułapkę. Kontynuujemy operację „Frozen”.
W tym momencie ktoś nerwowo zastukał w drzwi.
– Milán, nie musisz pukać – powiedziała Alba po raz setny. – Jesteś częścią ekipy.
Agentka Milán Martínez pracowała z nami od trzech lat i nic się przez ten czas nie zmieniła: nadal była niezdarną wielkoludką, która zapełniała swoje biurko post-itami w jaskrawych kolorach. Zaprzyjaźniła się z Estíbaliz i Albą i w weekendy jeździła z nimi w góry, żeby trochę