Zima czarownicy. Katherine Arden. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Katherine Arden
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Trylogia Zimowej Nocy
Жанр произведения: Зарубежная фантастика
Год издания: 0
isbn: 978-83-287-1349-9
Скачать книгу
zmyła najgorszy pot strachu, sadzę i krew, a także oczyściła zranione oko Wasi. Bolało, ale kiedy strup został zdjęty, Wasia mogła coś zobaczyć przez szparkę. Nie straciła wzroku. Była jednak zbyt zmęczona, by odczuwać ulgę.

      Domowicha wyjęła ze skrzyni wełnianą koszulę. Wasia prawie nie czuła, jak domowicha ją ubiera. Po chwili stwierdziła, że leży na piecu, na kocu z króliczych skórek. Nie miała pojęcia, jak się tam znalazła. Cegły były ciepłe. Zanim zagarnęła ją nieświadomość, usłyszała cieniutki głos domowichy:

      – Trochę odpoczynku i dojdziesz do siebie, ale będziesz miała bliznę na twarzy.

      ***

      Wasilisa Pietrowna nie miała pojęcia, jak długo spała. W jej głowie kołatały się niewyraźne wspomnienia koszmarów, w których krzyczała do Słowika, żeby uciekał. Śnił jej się głos Północnicy – „Trzeba to zrobić. Odeślij ją dla dobra nas wszystkich” – i podniesiony głos protestującej domowichy. Zanim jednak Wasia zdążyła się odezwać, znów zagarnęła ją ciemność.

      Otworzyła oczy o świcie, niezliczone godziny później. Światło było wręcz wstrząsem po tak długiej ciemności. Zupełnie jakby splątane drogi Północy tylko jej się przyśniły. Może tak było? Leżąc w mętnym szarym brzasku, mogłaby być gdziekolwiek, na wierzchołku jakiegokolwiek pieca.

      – Duniu! – zawołała, tak wyraziste było wspomnienie dzieciństwa. To stara niania zawsze pocieszała ją, gdy miała senne koszmary.

      Nagle dopadły ją świeższe wspomnienia. Krzyknęła z udręki. Przy jej barłogu natychmiast pojawiła się mała główka, lecz Wasia ledwie widziała domowichę. Pamięć trzymała ją za gardło. Dziewczyna dygotała.

      Domowicha przyglądała jej się, marszcząc czoło.

      – Wybacz mi – wyjąkała Wasia. Odgarnęła z twarzy skołtunione włosy. Zęby jej szczękały. Piec był ciepły, ale przez dziurę w dachu wpadało zimne powietrze, a jej wspomnienia były jeszcze zimniejsze. – Jestem… jestem Wasilisa Pietrowna. Dziękuję ci za gościnność.

      Domowicha wydawała się niemal smutna.

      – To nie gościnność – odparła. – Spałam w piecu. Obudziłaś mnie. Teraz ty jesteś moją panią.

      – Ale to nie mój dom.

      Domowicha nie odpowiedziała. Wasia usiadła, krzywiąc się z bólu. Domowicha zrobiła, co mogła, gdy dziewczyna spała: kurz, martwe myszy i zgniłe liście zniknęły.

      – Teraz jest tu zdecydowanie bardziej jak w domu – zauważyła Wasia ostrożnie.

      W świetle poranka zobaczyła, że większość desek dachu i stół są rzeźbione, podobnie jak belka nad drzwiami, oraz gładkie od używania i dbałości. Chata miała swoją godność, podobnie jak jej domowicha – czas nie zdołał przesłonić jej starej delikatnej urody. Domowicha wyglądała na zadowoloną.

      – Nie możesz leżeć w łóżku. Jest gorąca woda. Twoje rany trzeba znów obmyć i opatrzyć. – Zniknęła. Wasia usłyszała, że dokłada drewna do ognia.

      Dziewczyna z trudem zeszła z pieca, zupełnie jakby właśnie doszła do siebie po wysokiej gorączce. Nie dość, że była poraniona, to jeszcze głodna.

      – Czy jest… – wychrypiała, przełknęła ślinę i spróbowała znowu: – Czy jest coś do jedzenia?

      Domowicha ściągnęła wargi i pokręciła głową.

      Czemu miałoby coś być? Trudno się spodziewać, że pani tego domu, która dawno stąd odeszła, zostawiła na wszelki wypadek bochen chleba i ser.

      – Spaliłaś moją sukienkę? – spytała Wasia.

      – Tak – potwierdziła domowicha i się wzdrygnęła. – Cuchnęła strachem.

      Bardzo możliwe. Nagle Wasia zesztywniała.

      – Tam była pamiątka, rzeźbiona figurka, miałam ją w rękawie. Czy ją też…

      – Nie. Jest tutaj.

      Wasia chwyciła małego drewnianego słowika, jakby to był talizman. Może zresztą był. Zabrudził się, lecz nie został uszkodzony. Wytarła go i wsunęła do rękawa.

      Na piecu parowała miska stopionego śniegu. Domowicha zarządziła energicznie:

      – Zdejmij koszulę, obmyję ci rany.

      Wasia wolała nie myśleć o swoich ranach, wolałaby nie mieć ciała. Tuż pod powierzchnią jej świadomości czaił się najdotkliwszy ból, wspomnienie śmierci, przemocy przekraczającej wszelkie granice. Nie chciała widzieć tych wspomnień zapisanych na swojej skórze.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAAAAAQABAAD//gBBSlBFRyBFbmNvZGVyIENvcHlyaWdodCAxOTk4LCBKYW1lcyBSLiBXZWVrcyBhbmQgQmlvRWxlY3Ryb01lY2gu/9sAhAACAQEBAQECAQEBAgICAgIEAwICAgIFBAQDBAYFBgYGBQYGBgcJCAYHCQcGBggLCAkKCgoKCgYICwwLCgwJCgoKAQICAgICAgUDAwUKBwYHCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgr/wAARCAMzAkADASIAAhEBAxEB/8QBogAAAQUBAQEBAQEAAAAAAAAAAAECAwQFBgcICQoLEAACAQMDAgQDBQUEBAAAAX0BAgMABBEFEiExQQYTUWEHInEUMoGRoQgjQrHBFVLR8CQzYnKCCQoWFxgZGiUmJygpKjQ1Njc4OTpDREVGR0hJSlNUVVZXWFlaY2RlZmdoaWpzdHV2d3h5eoOEhYaHiImKkpOUlZaXmJmaoqOkpaanqKmqsrO0tba3uLm6wsPExcbHyMnK0tPU1dbX2Nna4eLj5OXm5+jp6vHy8/T19vf4+foBAAMBAQEBAQEBAQEAAAAAAAABAgMEBQYHCAkKCxEAAgECBAQDBAcFBAQAAQJ3AAECAxEEBSExBhJBUQdhcRMiMoEIFEKRobHBCSMzUvAVYnLRChYkNOEl8RcYGRomJygpKjU2Nzg5OkNERUZHSElKU1RVVldYWVpjZGVmZ2hpanN0dXZ3eHl6goOEhYaHiImKkpOUlZaXmJmaoqOkpaanqKmqsrO0tba3uLm6wsPExcbHyMnK0tPU1dbX2Nna4uPk5ebn6Onq8vP09fb3+Pn6/9oADAMBAAIRAxEAPwD9/KKKKooKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAoor41/4KRf8F3/APgnl/wTAv5PBPxz+JN1rfjgWyzJ8P8AwZare6misu5Gny6Q2oYbSBNIjMrBlVhzQB9lUV+Jf7QX/B3B8efg94E0v4u/8OaviBongrXL/wCzaD4r+IHiKfS7fVG8syBYT/ZzI7bQW+SRxgZzX6y/sW/tM6V+2Z+yf8Pv2qdD8KXOhWvj3wta6zHo13cLNJZecgYxGRQBJtOQGwu4YOBnAAPT6K+Pf+CwP/BY34Qf8Eevht4Q8e/FL4UeI/F0vjPWp7DTLDQJYIhEIIlklklklbC8OgVQCWJPQDNfR37Ofx08G/tPfAHwV+0d8O4byPQfHfhaw17SItRhEdxHb3cCTIkqqWCyBXwwBIyDgkc0AdpRRRQAUV+MX/BYn/g5d/aD/Ze/ay179mT/AIJ2/AbSPHcHwjtkv/jP4n1XSbvULazxJGk1qv2SRBbRQtLFFLcyMcTyGIKpjJk/Tr9nX9tX4U/Hz9hjw3+3tcTf8I/4R1r4fr4r1X7dMH/siBLYzXSSOAA3kFJVZgAD5ZIHNAHsdFfyiftSftE/tuf8FytG/aP/AOChPjv41694E+CPwJ0mK58G+ELadxZx3V1eR22nacESVEe7kQtLcXf7xlfYgUJJEqfvb/wb1/EH4s/FL/gjd8DvG3xs8TahrOv3OgXsT6nq07S3M9rDqd3DaF3blyLaOEBiSSoBJJOaAPs6iiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiuF/aN/aZ+AX7Ivwn1D44/tK/FfR/BvhXTCBdaxrNxsQu2dsUagF5pWwdsUas7Y+VTX5M/Fn/g8X+Fmv+O7v4ffsD/sCfEP4vzwE+Xf3Fw2nidQRmWO2t7e6nMZGcFxG3TKjpQB+0FFfAn/BNH/g4T/ZG/b+8baB+zZ4y0HXPhd8c9Ts7hr34Y+JtOuPknhR5Xjgu2hRJCYE88K6xvtyNpK8/fdABRRRQAUV8sf8FlP+Cjui/wDBLb