Sasza wolno pokręcił głową.
– Nie teraz. Na razie nie. Ale wrócił twój mąż. Przynajmniej jesteś bezpieczna.
– Tak – odparła Olga beznamiętnie. – Wrócił Włodzimierz. Przyjdzie tu do mnie dziś albo jutro, kiedy już przekaże wszystkie informacje, poczyni plany, wykąpie się, zje i pohula z Wielkim Księciem. Wtedy będę mogła mu powiedzieć, że syn, na którego tak czekał, okazał się córką, a ta umarła podczas porodu. Tymczasem po mieście grasuje demon i… Myślisz, że będzie wojna?
Sasza się zawahał, ale zacięta mina Olgi zdawała się rzucać mu wyzwanie: „Tylko spróbuj się nade mną użalać!”. Przystał więc na zmianę tematu.
– Nie, jeśli Dymitr zapłaci. Mamaj nie może tak naprawdę pragnąć wojny, ma rywala na południe od Saraju. On chce tylko pieniędzy.
– Domyślam się, że ogromnych, skoro zadaje sobie trud powołania armii, żeby je zdobyć – wtrąciła Olga. – Przez całą zimę Wielkie Księstwo Moskiewskie pustoszyli bandyci, a Moskwa dopiero co stanęła w płomieniach. Czy Dymitr zdoła zdobyć pieniądze?
– Nie wiem – przyznał Sasza, po czym dodał: – Olu, on mnie wysyła z Moskwy.
Te słowa sprawiły, że całe jej opanowanie zniknęło.
– Wysyła? Dokąd?
– Do Ławry. Do ojca Sergiusza. Kłopoty z ludźmi i wojskiem Dymitr rozumie, lecz w związku z całym tym gadaniem o złu, czarach, zepsuciu i demonach chce prosić ojca Sergiusza o radę i mnie po niego wysyła. – Sasza zaczął niespokojnie chodzić po komnacie. – Moskwianie są teraz przeciwko mnie, z powodu Wasi. – To wyznanie sporo go kosztowało. – Dymitr sądzi, że niemądrze byłoby, gdybym został. Dla twojego dobra i mojego.
Olga obserwowała, mrużąc oczy, jak brat chodzi tam i z powrotem.
– Saszo, nie możesz wyjechać. Nie, kiedy uwolnione zostało takie zło. Masza jest obdarzona taką samą mocą, jak Wasia, a pop, który próbował zabić naszą siostrę, o tym wie.
Sasza przestał chodzić po komnacie.
– Będziesz miała strażników. Rozmawiałem o tym z Dymitrem i Włodzimierzem. Włodzimierz wezwie ludzi z Sierpuchowa. W teremie Masza będzie bezpieczna.
– Tak jak Wasia?
– Wasia opuściła terem.
Olga siedziała nieruchomo. Milczała.
Sasza uklęknął obok niej.
– Olu, muszę jechać. Ojciec Sergiusz jest najświętszym człowiekiem w całej Rusi. Jeśli w mieście grasuje demon, on będzie wiedział, co robić. Ja nie wiem. – Jego siostra nadal milczała. – Dymitr mnie o to prosił – dodał Sasza ciszej. – Zaufał mi.
Olga zacisnęła dłonie na igłach, gniotąc pończochy.
– Bez względu na twoje śluby jesteśmy rodziną i potrzebujemy cię tutaj.
Sasza przygryzł wargę.
– Chodzi o los Rusi, Olu.
– A więc bardziej ci zależy na nieznanych dzieciach niż na moich? – Napięcie ostatnich dni odcisnęło piętno na nich obojgu.
– Dlatego zostałem mnichem. Żebym mógł się troszczyć o cały świat, a nie być uwiązanym do jednego jego zakątka. I na co zdałoby się to wszystko, gdybym nie mógł chronić całej Rusi zamiast obszaru lenna jedynie, kilkorga osób zamiast wielu?
– Jesteś taki sam jak Wasia – stwierdziła Olga. – Wydaje wam się, że możecie strząsnąć rodzinne więzy niby koń uprząż. Spójrz, dokąd ją to zaprowadziło. Nie jesteś odpowiedzialny za całą Ruś, ale możesz pomóc zapewnić bezpieczeństwo siostrzenicy i siostrzeńcowi. Nie jedź.
– To zadanie twojego męża… – zaczął Sasza.
– On zostanie tutaj jeden dzień lub tydzień, potem znów wyruszy z jakąś książęcą misją. Jak zawsze – wykrzyknęła Olga łamiącym się głosem. – Nie mogę powiedzieć mu o Maszy. Jak myślisz, co by zrobił z tak naznaczoną córką? Natychmiast, wspaniałomyślnie i przezornie, wysłałby ją do klasztoru. Bracie, proszę!
Olga rządziła w pałacu żelazną ręką, lecz ostatnie dni sprawiły, że uświadomiła sobie swoje ograniczenia. Niewiele mogła zrobić, kiedy wydarzenia przeniosły się poza ściany teremu. A teraz pozostało jej tylko błagać, bo nie miała tak dużej władzy, by zapewnić bezpieczeństwo rodzinie.
– Olu. Twój mąż zadba o to, by strażnicy strzegli bramy, będziesz bezpieczna. Ja nie mogę… nie mogę odmówić Wielkiemu Księciu. Wrócę najszybciej, jak zdołam, z ojcem Sergiuszem. On będzie widział, co zrobić z demonem i… z ojcem Konstantym.
Kiedy to mówił, Olga opanowała złość, znów była nieskazitelną księżną sierpuchowską.
– Jedź zatem, nie potrzebuję cię. – Na jej twarzy malowała się niechęć.
Ruszył w stronę drzwi, lecz przystanął w progu.
– Bóg z tobą – rzucił.
Olga nie odpowiedziała. Kiedy wyszedł w ociekającą wodą szarość wczesnej wiosny, usłyszał jej urywany oddech, jakby próbowała stłumić szloch.
***
W Moskwie zapadła noc i miasto trwało w bezruchu, nie licząc żebraków usiłujących się rozgrzać w wiosennej wilgoci, a także bladych domowych duchów, które kręciły się wszędzie i szeptały. W powietrzu bowiem czuło się zmianę, tak samo jak w wodzie pod lodem i w wilgotnym wietrze. Czarty przekazywały sobie plotki, podobnie jak mieszkańcy miasta.
Niedźwiedź krążył bezszelestnie po ulicach, zimny deszcz ziębił mu twarz, a mniejsze czarty chowały się przed nim. Nie zważał na nie. Rozkoszował się dźwiękami i zapachami, powiewem wiatru, nabierającym kształtu owocem swego sprytu. Przybycie tatarskiej armii będzie zrządzeniem losu, które zamierzał w pełni wykorzystać.
Musi mu się udać. Musi. Lepiej zniszczyć cały świat – lepiej samemu zginąć – niż wrócić na ponurą polanę na skraju zimy i przespać kolejne lata. Nie dojdzie do tego. Jego brat jest daleko, uwięziony tak głęboko, że nigdy się nie wyzwoli.
Niedźwiedź uśmiechnął się do obojętnych gwiazd. Niechaj przyjdzie wiosna, później lato, a ja położę kres temu miastu i uciszę dzwony. Za każdym razem, kiedy wybijały klasztorne godziny modlitwy, wzdrygał się lekko. Ludzie są jednak ludźmi, bez względu na to, jakim bogom oddają cześć – czyż nie pozyskał właśnie dla własnych knowań sługi nowszego Boga?
W mroku przed nim rozbrzmiał stukot końskich kopyt i z cienia wyłoniła się kobieta na czarnym koniu.
Niedźwiedź powitał ją skinieniem głowy, nie był zaskoczony.
– Jakieś wieści, Północnico? – spytał z nutą rozbawienia w głosie.
– Nie umarła w moim królestwie – odparła Północnica beznamiętnym tonem. Spojrzenie Niedźwiedzia nabrało ostrości.
– Pomogłaś jej?
– Nie.
– Ale ją śledziłaś. Dlaczego?
Północnica wzruszyła ramionami.
– Wszyscy ją obserwujemy. Każdy czart. Odmówiła wam obu, Morozce i Niedźwiedziowi, a zatem ustanowiła swoją własną moc w waszej wielkiej wojnie. Czarty znów wybierają strony.
Niedźwiedź zaśmiał się, lecz spojrzenie jego szarego oka pozostało baczne.
– Gotowe wybrać ją, a nie mnie? Ona jest jeszcze dzieckiem.
– Już