Słowik. Nie mogła wypowiedzieć tego słowa. Ból odebrałby jej resztkę sił.
– Nie potrzebujesz konia – powiedziała Warwara ostro. – Chodź.
Wasia nic już nie mówiła, toczyła rozpaczliwą walkę o to, by nie stracić przytomności. Krawędzie złamanych żeber ocierały się o siebie. Bose stopy już nie bolały, były zrętwiałe z zimna. Odmawiały jej natomiast posłuszeństwa, wciąż się potykała, i jedynym, co ją chroniło przed upadkiem, była ręka Warwary.
Za nimi kłębiło się mrowie ludzi rozpędzanych przez żołnierzy Dymitra. Ktoś krzyknął do Warwary, pytając, czy dziewczyna, którą prowadzi, zasłabła, i Wasię zalała nowa fala strachu.
Warwara wyjaśniła spokojnie, że to siostrzenica, której zrobiło się słabo z powodu utraty krwi. Równocześnie coraz bardziej siniaczyła przedramię Wasi, gdy ciągnęła ją na brzeg rzeki i dalej, w ciemność pod młodymi drzewami porastającymi podgrodzie. Wasia próbowała zrozumieć, co się właściwie dzieje.
Warwara zatrzymała się nagle przy młodym dąbku, bezlistnym pod koniec zimy.
– Północnico – przemówiła w ciemność.
Wasia znała osobę – diablicę – zwaną Północnicą. Ale co służąca jej siostry może wiedzieć o…
Z cienia wyłonił się Niedźwiedź, blask ognia rysował pasy na jego twarzy. Wasia cofnęła się odruchowo. Warwara powiodła wzrokiem za jej spojrzeniem jak niewidoma, wpatrując się nieprzytomnie w ciemność.
– Myślałaś, że cię zgubię? – zagadnął Niedźwiedź, na wpół gniewny, na wpół rozbawiony. – Cuchniesz strachem. Za tym zapachem trafiłbym wszędzie.
Warwara nie mogła go zobaczyć, jednak zacisnęła kurczowo rękę na przedramieniu Wasi, która uświadomiła sobie, że służąca też go usłyszała.
– Żarłok – wyszeptała Warwara. – Tutaj? Północ… Znad rzeki docierały głosy rozpraszającego się tłumu.
Niedźwiedź obrzucił Warwarę pytającym spojrzeniem.
– Ty jesteś tą drugą, prawda? Zapomniałem, że staruszka miała bliźniaczkę. Jak tego dokonałaś, że żyjesz tak długo?
Wasi wydawało się, że te słowa powinny mieć jakiś sens, lecz zrozumienie umknęło jej, zanim zdołała je uchwycić.
– Ona zamierza wyprawić cię przez Północ – zwrócił się Niedźwiedź do Wasi. – Na twoim miejscu nie zgodziłbym się na to. Umrzesz tam, to równie pewne jak śmierć w ogniu.
Głosy rozchodzącego się tłumu zbliżały się, w miarę jak ludzie przecinali lasek, by dotrzeć na podgrodzie. Za chwilę ktoś je zobaczy, a wtedy… Wśród drzew rozbłyskały pochodnie. Jakiś mężczyzna dostrzegł Wasię i Warwarę.
– Co tu robicie takie przyczajone?
– Dziewczęta! – rozległ się drugi głos. – Spójrzcie na nie, zupełnie same. Po takim widowisku mógłbym mieć dziewczynę…
– Możesz zginąć z ich rąk albo pójść teraz ze mną – zwrócił się Niedźwiedź do Wasi. – Mnie tam wszystko jedno, już więcej cię o to nie spytam.
Wasia jedno oko miała tak spuchnięte, że nie mogła go otworzyć, drugie zaszło jej mgłą, być może to dlatego nie od razu dostrzegła czwartą postać przyglądającą im się z cienia. Miała fioletowoczarną skórę, włosy zaś białe, kosmyki opadały na oczy przypominające dwie gwiazdy. Bez słowa przenosiła wzrok z dwóch kobiet na Niedźwiedzia i z powrotem.
Był to demon zwany Północnicą.
– Nie rozumiem – wyszeptała Wasia. Stała jak wmurowana między Warwarą, która miała swoje sekrety, a Niedźwiedziem, który proponował zdradzieckie bezpieczeństwo.
Za nimi stała milcząca Północnica. Las za jej plecami jakby się zmienił. Był teraz gęstszy, dzikszy, ciemniejszy.
– Co widzisz? – spytała Warwara cicho i zapalczywie, przykładając usta do ucha Wasi.
– Niedźwiedzia – odszepnęła Wasia. – I demona zwanego Północnicą. I… ciemność. Za nią rozciąga się ciemność, straszna ciemność. – Dygotała od stóp do głów.
– Biegnij w tę ciemność – poleciła Warwara. – Taką otrzymałam wiadomość. I obietnicę. Dotknij młodego dąbka i biegnij w ciemność. To droga stąd aż do dębu nad jeziorem. Droga przez Północ otwiera się każdej nocy przed tymi, którzy mają oczy, żeby widzieć. Nad jeziorem znajdziesz schronienie. Zachowaj to w pamięci: lśniąca tafla wody i wielki dąb, który rośnie na łukowatym brzegu. Biegnij w ciemność i bądź dzielna.
Komu ufać? Głosy mężczyzn stawały się coraz głośniejsze. Ich chrzęszczące kroki przeszły w bieg. Miała do wyboru ogień albo ciemność, albo diabła pomiędzy nimi.
– Biegnij, leć! – krzyknęła Warwara. Położyła zakrwawioną dłoń Wasi na korze dębu i pchnęła dziewczynę. Wasia zatoczyła się do przodu. Ciemność się zbliżyła, a wtedy ręka Niedźwiedzia zacisnęła się na jej ramieniu na moment przed tym, nim pochłonęła ją noc. Odwrócił Wasię twarzą do siebie, jej zdrętwiałe nogi niezdarnie szurały po śniegu.
– Zanurz się w ciemność – wycharczał – a umrzesz.
Nie miała słów, nie została w niej nawet odrobina odwagi czy oporu. Nie zareagowała. Jeśli zebrała resztki sił, by wyrwać się Niedźwiedziowi i rzucić w ciemność, to tylko dzięki pragnieniu ucieczki od niego, od zgiełku, od zapachu ogniska.
Wyszarpnęła się z jego uścisku i skoczyła w mrok. Światła i hałasy Moskwy natychmiast zniknęły. Była sama w lesie, pod dziewiczym niebem. Zrobiła krok do przodu i jeszcze jeden. A potem potknęła się, upadła na kolana i nie zdołała już się podnieść. Ostatnim, co usłyszała, był jakby znajomy głos: „Umarła, ot tak? Cóż, może starucha jednak się myliła”.
Gdzieś za nią Niedźwiedź znów się śmiał.
Wasia leżała bez ruchu, nieprzytomna.
***
W prawdziwym świecie oddech Niedźwiedzia z sykiem wydobywał się spomiędzy jego zębów, wciąż zaprawiony gniewnym śmiechem. Odezwał się do Warwary:
– No i ją zabiłaś. Nie musiałem nawet łamać słowa danego bratu. Dziękuję ci za to.
Warwara nie odpowiedziała. „Największą mocą Żarłoka jest znajomość ludzkich pragnień i słabości”. Matka Warwary dużo ją nauczyła o zwyczajach czartów. Warwara starała się zapomnieć, co wie. Jakie to ma znaczenie? Nie potrafiła ich zobaczyć, co siostra z upodobaniem jej przypominała.
Ale teraz Żarłok jest na wolności, a jej matka i siostra odeszły.
Zataczając się, nadeszli dwaj pijani młodzi mężczyźni. W ich oczach płonął żarłoczny blask.
– No, jesteś stara i brzydka, ale się nadasz – stwierdził jeden z nich.
Warwara bez słowa kopnęła pierwszego w krocze, a drugiego zdzieliła łokciem. Obaj ze skowytem padli na śnieg. Usłyszała zadowolone westchnienie Niedźwiedzia. „Przede wszystkim – mówiła jej matka – miłuje on wojsko, walkę i przemoc”.
Unosząc spódnicę, Warwara puściła się pędem w stronę świateł, chaosu podgrodzia i dalej, na wzgórze kremla. Biegnąc, słyszała w głowie głos Niedźwiedzia, chociaż nie wykonał żadnego ruchu, by ją dogonić.
– Muszę podziękować ci raz jeszcze, Bezoka, że mała wiedźma nie żyje, a ja nie złamałem obietnicy.
– Nie dziękuj