Przygana człowieka, który zgwałcił i zamordował dziecko, nie powinna obudzić w Ralphie wyrzutów sumienia, nie było po temu żadnego powodu, a mimo to przez chwilę je odczuwał. Potem pomyślał o zdjęciach z miejsca zbrodni, tak obrzydliwych, że prawie się chciało oślepnąć. Pomyślał o gałęzi sterczącej z odbytu chłopca. Pomyślał o krwawym śladzie na gładkim drewnie. Gładkim, dlatego że odciśnięta na nim dłoń wepchnęła gałąź tak mocno, że odpadła.
Bill Samuels przedstawił dwa proste argumenty. Ralph zgodził się z nim, podobnie jak sędzia Carter, do którego Samuels poszedł po niezbędne nakazy. Po pierwsze, sprawa była z góry wygrana. Nie było sensu czekać, skoro mieli wszystko, czego potrzebowali. Po drugie, gdyby dali Terry’emu czas, mógłby uciec, po czym musieliby go wytropić, zanim zgwałciłby i zabił następnego Franka Petersona.
10
Zeznanie Rileya Franklina (13 lipca, 7:45, przesłuchujący detektyw Ralph Anderson)
Detektyw Anderson: Pokażę panu sześć zdjęć sześciu różnych mężczyzn, panie Franklin, i chciałbym, żeby wskazał pan człowieka, którego widział pan na tyłach pubu Shorty’s wieczorem dziesiątego lipca. Proszę się uważnie przyjrzeć.
Franklin: Nie muszę. To ten. Dwójka. To trener T. Nie do wiary. Trenował mojego syna w juniorach.
Detektyw Anderson: Tak się składa, że mojego też. Dziękuję, panie Franklin.
Franklin: Zastrzyk to dla niego za łagodna kara. Powinni go powiesić na powoli zaciskającym się stryczku.
11
Marcy wjechała na parking Burger Kinga przy Tinsley Avenue i wyjęła z torebki telefon komórkowy. Jej drżące ręce upuściły go na podłogę. Schylając się po niego, uderzyła głową w kierownicę i znów zaczęła płakać. Przewinęła listę kontaktów i znalazła numer Howiego Golda – Maitlandowie nie mieli powodu być w stałym kontakcie z adwokatem, ale Howie w ostatnich dwóch sezonach trenował futbolową drużynę młodzieżową razem z Terrym.
Odebrał po drugim sygnale.
– Howie? Tu Marcy Maitland. Żona Terry’ego… – Jakby od dwa tysiące szesnastego nie spotykali się prawie co miesiąc na kolacji.
– Marcy? Ty płaczesz? Co się stało?
To było tak przytłaczające, że początkowo nie mogła wydobyć głosu.
– Marcy? Jesteś tam? Miałaś wypadek czy coś?
– Jestem. Nie chodzi o mnie, tylko o Terry’ego. Aresztowali go. Ralph Anderson aresztował Terry’ego. Za zabójstwo tego chłopca. Tak powiedzieli. Za zabójstwo małego Petersona.
– Co takiego? Żartujesz ze mnie?
– Nawet nie było go w mieście! – zawyła Marcy. Słyszała swój głos, pomyślała, że brzmi jak rozhisteryzowana nastolatka, ale nie mogła się powstrzymać. – Aresztowali go i powiedzieli, że policja czeka pod moim domem!
– Gdzie Sarah i Grace?
– Zabrała je sąsiadka, Jamie Mattingly. Na razie wszystko z nimi dobrze. – Czy można tak powiedzieć, skoro dopiero co widziały ojca aresztowanego i wyprowadzonego w kajdankach?
Potarła czoło, ciekawa, czy kierownica zostawiła ślad. Dlaczego w ogóle przyszło jej to do głowy? Bo może dziennikarze już na nią czekają? Bo jeśli zobaczą ów ślad, pomyślą, że Terry ją bije?
– Howie, pomożesz mi? Pomożesz nam?
– Oczywiście. Zabrali Terry’ego na komisariat?
– Tak! W kajdankach!
– Dobrze. Już jadę. Wracaj do domu, Marce. Zobacz, czego chce policja. Jeśli będą mieli nakaz rewizji… na pewno dlatego tam są, nie widzę innego powodu… przeczytaj go, sprawdź, czego szukają, wpuść ich, ale nic nie mów. Zrozumiałaś? Nic nie mów.
– Ja… Dobrze.
– Mały Peterson zginął w ten wtorek, jeśli się nie mylę. Chwilę… − Po drugiej stronie rozległy się szepty, najpierw Howiego, potem kobiety, pewnie jego żony, Elaine. Howie wrócił do telefonu. – Tak, to było we wtorek. Gdzie Terry był we wtorek?
– W Cap City! Pojechał…
– Na razie mniejsza z tym. Policja może cię o to zapytać. Mogą cię pytać o różne sprawy. Powiedz im, że za radą swojego adwokata odmawiasz odpowiedzi. Rozumiesz?
– T-tak…
– Nie daj im się przekonać, zastraszyć ani zwabić w pułapkę. Są w tym dobrzy.
– Dobrze. Dobrze, nie dam się.
– Gdzie teraz jesteś?
Wiedziała to − wjeżdżając na parking, widziała logo restauracji − ale musiała spojrzeć raz jeszcze, żeby się upewnić.
– Pod Burger Kingiem. Na Tinsley. Zatrzymałam się, żeby do ciebie zadzwonić.
– Jesteś w stanie prowadzić?
Prawie mu powiedziała, że uderzyła się w głowę, ale powstrzymała się.
– Tak.
– Weź głęboki oddech. Weź trzy, jeśli musisz. Potem jedź do domu. Przez całą drogę przestrzegaj ograniczeń prędkości, przed każdym skrętem włączaj migacz. Czy Terry ma komputer?
– Jasne. I iPada, choć rzadko z niego korzysta. Oboje mamy też laptopy. Dziewczynki mają własne iPady mini. I telefony, oczywiście, wszyscy mamy telefony. Grace dostała swój na urodziny trzy miesiące temu.
– Dadzą ci listę rzeczy, które będą chcieli zabrać.
– Wolno im? Poważnie? – Znowu była bliska płaczu. – Tak po prostu zabrać nasze rzeczy? Gdzie my jesteśmy? W Rosji, w Korei Północnej?
– Mogą zabrać wszystko, co jest wyszczególnione w nakazie rewizji, ale chcę, żebyś zrobiła własną listę. Czy dziewczynki mają przy sobie swoje telefony?
– No ba. Praktycznie przyrosły im do rąk.
– Dobrze. Gliny mogą chcieć zabrać twój. Odmów.
– A jeśli i tak go zabiorą? – I czy to ważne? Czy to w ogóle ważne?
– Nie zrobią tego. Nie mają prawa, jeśli nie jesteś o nic oskarżona. Jedź już. Dołączę do ciebie najszybciej, jak się da. Wyjaśnimy to, obiecuję.
– Dziękuję, Howie. – Już płakała. – Bardzo, bardzo ci dziękuję.
– Nie ma sprawy. I pamiętaj: nie przekraczaj prędkości, stawaj przed znakami stopu, włączaj kierunkowskaz. Rozumiemy się?
– Tak.
– Jadę na komisariat. – Rozłączył się.
Marcy wrzuciła bieg, po czym przesunęła dźwignię z powrotem do pozycji „park”. Wzięła głęboki oddech. Drugi. Trzeci. To koszmar, ale przynajmniej szybko się skończy. Terry był w Cap City. Przekonają się o tym i go zwolnią.
– A wtedy – powiedziała do swojego samochodu (bez dziewczynek chichoczących i sprzeczających się na tylnym siedzeniu wydawał się taki pusty) – podamy ich do sądu i puścimy w skarpetkach. – Na tę myśl plecy jej się wyprężyły, a świat na nowo zyskał ostrość.
Pojechała do domu na Barnum Court, przestrzegając ograniczeń prędkości i zatrzymując się przed każdym znakiem stopu.
12
Zeznanie George’a Czerny’ego (13 lipca, 8:15, przesłuchujący posterunkowy Ronald Wilberforce)
Posterunkowy Wilberforce: Dziękuję, że pan przyszedł, panie Czerny…
Czerny: