I – jak pan pisze w swojej książce – wydarzeniem wykorzystywanym instrumentalnie do celów politycznych.
Czasami trudno odróżnić rzeczywistą traumę związaną z Holokaustem od manipulowania tym wydarzeniem. Gdy w latach pięćdziesiątych Izrael zdecydował się na rozpoczęcie programu nuklearnego, było to wywołane prawdziwą obawą, że Holokaust może się powtórzyć i należy się przed nim zabezpieczyć. Gdy w 1967 roku Izrael toczył wojnę ze swoimi sąsiadami, również było to skutkiem strachu przed kolejną Zagładą. Ale już w roku 1983, gdy premier Menachem Begin powiedział Ronaldowi Reaganowi, że wysyła swoją armię do Bejrutu, aby „dopaść Hitlera w jego bunkrze” (chodziło o Jasira Arafata) – to była klasyczna manipulacja.
Dziś słyszymy, że nowym Hitlerem jest prezydent Iranu.
Tak, niedawno premier Binjamin Netanjahu pojechał do Waszyngtonu i podczas przemówienia zaczął wymachiwać dokumentem dotyczącym odmowy Ameryki zbombardowania Auschwitz w 1944 roku. I stwierdził, że dziś ta sytuacja powtarza się z Iranem. To bardzo niebezpieczne podejście, bo jeżeli Netanjahu naprawdę w to uwierzy, emocje mogą przysłonić mu zdrowy rozsądek. A będzie go potrzebował, gdy przyjdzie mu podjąć najważniejszą decyzję swojego życia. Jeżeli rzeczywiście uzna, że Mahmud Ahmadineżad jest Hitlerem – i przekona do tego społeczeństwo – to już nie będzie miał odwrotu. Będzie musiał zaatakować.
Czyli jeżeli dojdzie do ataku Izraela na Iran, to będzie to atak motywowany traumą Holokaustu.
Obawiam się, że w dużej mierze tak.
Z tym Hitlerem to w ogóle ciekawa sprawa. Każdy przeciwnik Izraela jest „nową Trzecią Rzeszą, która szykuje nowy Holokaust”. A przecież ci sami ludzie przekonują, że Holokaust był jedyny w dziejach świata.
Zgoda, to absurd. Tak to jednak bywa, że ideologia jest często nielogiczna i wewnętrznie sprzeczna. Nie inaczej jest z ideologią syjonistyczną. A nasi politycy są nie mniej cyniczni niż politycy z innych krajów. Rzeczywiście, robienie z każdego arabskiego przywódcy Hitlera czyni niemieckiego dyktatora niegroźnym facetem. To trywializacja Holokaustu. Nie wolno jednak zapominać, że strach przed nowym Holokaustem jest wśród Żydów rzeczywiście niezwykle rozpowszechniony. On istnieje naprawdę. Na przykład podczas wojny sześciodniowej w 1967 roku rabini izraelscy święcili ziemię w publicznych parkach i murawę na stadionach piłkarskich. Byli bowiem przekonani, że będą potrzebowali miejsca na chowanie dziesiątek tysięcy ciał Żydów zamordowanych przez Arabów.
Obecnie w Izraelu również można wyczuć niepewność.
Na pewno pan wie, że ambasady państw europejskich w Tel Awiwie przeżywają ostatnio prawdziwe oblężenie. Na czele z ambasadą Polski. Izraelczycy, którzy mają jakiekolwiek europejskie korzenie, na gwałt występują o obywatelstwo tych państw i wyrabiają sobie ich paszporty. Oficjalnie po to, żeby studiować i podróżować swobodnie po świecie. Ale każdy wie, że ma to być polisa ubezpieczeniowa. Gdyby Izrael zaczął się walić, będzie dokąd uciekać. To stare żydowskie przekonanie: im więcej masz paszportów, tym bardziej jesteś bezpieczny. Oficjalna propaganda głosi, że Izrael jest azylem i schronieniem dla wszystkich Żydów. Że świat jest pełen antysemitów i tylko w Izraelu Żydzi mogą być bezpieczni. Ale ludzie wiedzą swoje. Widzą przecież, w jakim regionie ten kraj się znajduje. Widzą, że w Ameryce czy Europie można żyć znacznie bezpieczniej niż na Bliskim Wschodzie.
To dość rozsądne.
Też tak myślę. Pamiętam, jak podczas wojny w Zatoce Perskiej, gdy na Izrael zaczęły się sypać rakiety Saddama, zadzwoniłem do ambasady niemieckiej i zapytałem, czy jeśli zrobi się naprawdę gorąco, to Niemcy ewakuują 200 tysięcy Izraelczyków z niemieckimi paszportami. Biedny rzecznik placówki, gdy to usłyszał, o mało nie spadł z krzesła. Powiedział, że musi się skonsultować. Następnego dnia zadzwonił i powiedział, że tak, Niemcy wyślą samoloty, ale Izraelczycy muszą zapłacić za przelot. Jak widać, jest więc już przygotowana procedura. (śmiech)
A pan boi się o przyszłość swojego kraju?
Gdyby dwadzieścia pięć lat temu zapytał mnie pan, czy wierzę, że będziemy mieli pokój z Palestyńczykami, odpowiedziałbym, że wierzę. Dziś już nie jestem takim optymistą. Sprawy zaszły tak daleko, tak się skomplikowały, że o pokoju nie ma mowy. To źle wróży naszej przyszłości. Oczywiście, jak każdy Izraelczyk, z niepokojem patrzę także na Iran. Mam syna, który jest w pańskim wieku. Ma trzydzieści dwa lata. Kupiłem dla niego i jego dziewczyny mieszkanie w centrum Tel Awiwu obok budynku dowództwa armii i Mosadu. Podczas jednej z rozmów zażartowałem, że to fatalne miejsce. Bo jak na Izrael zaczną spadać bomby, to pierwsza spadnie na nich. Śmialiśmy się wówczas z tego, ale jednocześnie gdzieś z tyłu głowy pojawił się niepokój – a może tak naprawdę się stanie?
TOM SEGEW (rocznik 1945) to znany izraelski historyk i dziennikarz. Zaliczany jest do grupy rewizjonistycznych badaczy, którzy rzucają wyzwanie utartym poglądom obowiązującym do tej pory w Izraelu. Oprócz swojego najgłośniejszego dzieła – Siódmy milion – napisał m.in. Szymon Wiesenthal. Życie i legenda, 1949: The First Israelis oraz Israel in 1967.
Źródło: „Uważam Rze Historia”, 2/2012
3
Izraelczycy obwiniają Polskę
Rozmowa z profesorem MOSZE ZIMMERMANNEM, byłym szefem Instytutu Historii Niemiec na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie
Przeanalizował pan relacje uczniów, którzy przyjechali do Polski w ramach wycieczek do miejsc Zagłady. Co młodzi Izraelczycy sądzą o Polsce i Polakach?
Niestety, ich stosunek do Polski jest skrajnie negatywny. Uważają ją za kraj, który jest największym żydowskim cmentarzem na świecie. Z tego powodu jest ona „ziemią nieczystą”. Co gorsza, terytorium, na którym podczas II wojny światowej Niemcy wymordowali kilka milionów Żydów, identyfikują z jego mieszkańcami i znajdującym się tu obecnie państwem. W ten sposób Polska i Polacy wyrastają w ich oczach na winnych tego, co się stało, nie mniej niż Niemcy.
Czy ten proces rozpoczął się po upadku komunizmu, gdy Izraelczycy zaczęli swobodnie podróżować do Polski?
Tendencja jest oczywiście starsza. Ale faktycznie, gdy zaczęły się wizyty – nawiasem mówiąc, nastąpiło to już kilka lat przed upadkiem sowieckiego imperium – zjawisko postrzegania Polaków jako „sprawców” znacznie się nasiliło. To paradoks, ale gdy Polska otworzyła granice przed żydowskimi gośćmi, zaczęli oni dostrzegać w niej wyłącznie miejsca, gdzie wydarzył się Holokaust, oraz skupiają się tylko na jednym aspekcie wspólnej historii – polskiej kolaboracji.
Wycieczki izraelskiej młodzieży od dłuższego czasu wzbudzają w Polsce kontrowersje…
Wiem o tym. Ostatnio polskie władze złożyły w tej sprawie wiele protestów. Spotkało się to z pozytywnym odzewem w Izraelu. Wielu ludzi odpowiedzialnych w naszym kraju za edukację doskonale zdaje sobie sprawę, że efekt tych wycieczek nie jest najlepszy.
Podstawowym problemem jest chyba ich fatalna organizacja?
Tak. Pewien czas temu w instrukcjach dla młodzieży odwiedzającej Polskę można było znaleźć choćby taki passus: „Wszędzie będziemy otoczeni przez Polaków. Będziemy ich nienawidzić za udział w zbrodniach”. Na szczęście podobne absurdy zostały z nich już usunięte. Ma pan jednak rację, wielu Izraelczyków również bardzo krytycznie zapatruje się na to, jak organizowane są wycieczki. Podstawowym problemem jest to, że zacierana jest różnica między tym, co podczas II wojny światowej zrobili Żydom Niemcy, a tym, jak postępowali wobec nich inni Europejczycy.
Na przykład każdej grupie młodzieży towarzyszy ocalały z Holokaustu, który ma im przekazać żywe