Wszystko, czego pragnę w te święta. Anna Langner. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Anna Langner
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-66436-86-2
Скачать книгу
pospieszyć? Nie zamierzam ubierać choinki cały dzień – dodaje, a ja mam ochotę walnąć go naprawdę mocno.

      Wzdycham zirytowana i z trudem się powstrzymuję, by nie powiedzieć czegoś niemiłego. W końcu znajduję wielki zakurzony karton i niemal rzucam nim w jego kierunku. Przyjmuje go ode mnie zaskoczony, a ja jak najszybciej wracam na schody.

      – Mam nadzieję, że nie robisz tego, o czym myślę – syczę przez zaciśnięte zęby, bo nie mogę się powstrzymać.

      – Idę za tobą i niosę świąteczne dekoracje.

      – Nie udawaj głupka, Bruno. Dobrze wiesz, o co mi chodzi.

      – O gapienie się na twój tyłek, który wygląda tak seksownie, opięty przez twoją dopasowaną satynową koszulkę? Szlafrok ci nie pomoże. I tak go widzę. To znaczy… widziałbym go, gdyby nie ten przeklęty karton, który wszystko zasłania.

      Przymykam oczy i czuję, że moje policzki płoną.

      – Ale gdyby nie karton, z pewnością bym się na ciebie gapił.

      Jedno muszę przyznać: choć nie znoszę tego pewnego siebie typka, to przez jego prymitywne komplementy serce trzepocze w mojej piersi. Mam nadzieję, że szybko uwiniemy się z ubieraniem choinki, bo jego bliskość sprawia, że przestaję racjonalnie myśleć.

      Jest bezpośredni, trzeba mu to przyznać. Nie przywykłam do takiego zachowania płci przeciwnej. W firmie wszyscy są bardzo formalni i sztywni, a szczytem flirtu jest rozmowa o aktualnych trendach w telekomunikacji i „przypadkowe” muśnięcie dłonią. Nic dziwnego, że straciłam ochotę na randki.

      Z drugiej strony Bruno nie jest w moim typie. Poza wyglądem, który bez wątpienia na mnie działa, nie ma w sobie nic, czym mógłby mi zaimponować. Lubię mężczyzn ambitnych, którzy nie spoczywają na laurach i są w stanie zapewnić kobiecie bezpieczeństwo. A co on zrobił? Rzucił dobrze płatną płacę, odpuścił i żyje bez żadnego konkretnego celu. Założył koszulkę rockowego zespołu i udaje, że znów ma osiemnaście lat. To niepoważne, a tylko poważny mężczyzna może spełnić moje oczekiwania.

      – Masz jakąś koncepcję czy ubieramy ją, jak leci? – Bruno patrzy na mnie, gdy w końcu stawia karton w salonie, obok choinki. Zdmuchuję z niego kurz, otwieram i wyjmuję puchate złote łańcuchy i kolorowe bombki.

      – Będziemy improwizować, ale jeśli nie masz do tego cierpliwości, to lepiej od razu sobie odpuść. Drzewko jest duże, nie zrobimy tego w pięć minut. – Wzdycham i usiłuję rozplątać sznur z lampkami.

      – Nie ma szans, żebym odpuścił.

      Jego głos jest niski i brzmi mrocznie. Tak jakby nie miał na myśli ubierania choinki, tylko coś zupełnie innego. Coś związanego ze mną.

      Podnoszę głowę i widzę, że patrzy na mnie z góry. Poprawka: nie patrzy na mnie, gapi się na mój dekolt. Stoi z rękoma założonymi na piersi, a ja klęczę przed kartonem. Wystarczy, że zrobi dwa kroki w przód, i będę miała jego rozporek na wysokości swojej twarzy. Przymykam oczy, bo właśnie wyobraziłam sobie, jak mogłoby się to dalej potoczyć. Nie mam na sobie stanika i jestem niemal pewna, że pod cienkim materiałem koszulki wyraźnie widać zarys moich twardych sutków.

      – Masz. Spróbuj to rozplątać, a ja zajmę się bombkami. Muszę je wyczyścić. – Podnoszę się gwałtownie i wciskam mu w ręce plątaninę lampek. Zrobię wszystko, byleby nie zauważył, że jestem napalona.

      Wcale nie chodzi o niego – uspokajam się w myślach. – Po prostu dawno nie uprawiałam seksu, a on jest blisko i powoduje różne fantazje. Zareagowałabym podobnie na każdego innego sensownie wyglądającego mężczyznę. Bruno nie jest nikim wyjątkowym.

      Po cichu liczę na to, że nie poradzi sobie z lampkami, po kilku minutach rzuci to w cholerę i wróci do swojego pokoju. Niestety nie mija dłuższa chwila, a on stoi przede mną bardzo z siebie zadowolony i wręcza mi rozplątane kable.

      – Musisz pomóc mi je zawiesić – oświadcza, gdy wracam do czyszczenia bombek.

      Choinka jest spora, więc nie mam wyjścia. Staję z jednej strony, Bruno z drugiej i próbujemy jakoś sensownie ozdobić ją światełkami. W pewnym momencie nasze dłonie stykają się, a ja odskakuję jak oparzona. On oczywiście od razu zauważa moją gwałtowną reakcję, ale nic nie mówi, tylko znów bezczelnie do mnie mruga. Chyba powinnam zacząć się do tego przyzwyczajać. Jestem pewna, że jego ego właśnie urosło o kilka procent, choć nie wiem, czy coś tak ogromnego może stać się jeszcze większe.

      Gdy udaje nam się uporać z lampkami, zabieramy się do zawieszania łańcuchów i bombek. Nie robię tego celowo, ale co chwila wpadam na Brunona albo muskam go ramieniem. Im bardziej staram się uważać, by go nie dotknąć, tym mniej mi to wychodzi.

      – Jeśli jeszcze raz poczuję twoje niesamowite cycki ocierające się o moje plecy, to przysięgam, nie skończymy ubierać tego drzewka, tylko zajmiemy się czymś o wiele bardziej przyjemnym – warczy blisko mojego ucha, gdy ponownie na niego wpadam.

      Odskakuję od niego gwałtownie i omal nie wpadam na choinkę. Otwieram usta z wrażenia i szukam w głowie jakiejś ciętej riposty, ale znajduję tylko pustkę. Stoję jak skamieniała, w jednej dłoni trzymając bombkę, w drugiej złoty łańcuch. Nim zdążę zamrugać, on jest tuż przede mną, tak blisko, że jego tors ociera się o moje sterczące sutki. Wypuszczam z dłoni bombkę, która na szczęście nie jest szklana.

      – Nie musisz nic mówić. Jestem pewien, że ostatnie, o czym teraz myślisz, to ubieranie choinki – odzywa się cichym głosem, a jego oczy wyglądają jak płynny karmel. Mam ochotę się w nich zanurzyć.

      – Masz rację. Nie myślę o choince. Myślę o tym, czy lepiej cię spoliczkować, czy może iść na całość i celować niżej – mówię powoli, tak by dotarło do niego każde słowo.

      Mruga zaskoczony, ale wciąż nie traci pewności siebie.

      Może na mnie działasz, Bruno. Może w tym pokoju to ty jesteś ogniem, a ja ćmą, którą do ciebie ciągnie. Ale mam jeszcze odrobinę dumy – mówię w myślach, bo nie jestem aż tak odważna, by wypowiedzieć te słowa na głos.

      – Wystarczyło, że wszedłem do salonu, a twoje sutki już stały na baczność – odzywa się po chwili ciężkiej ciszy, która między nami zawisła. Jego pewność siebie aż kłuje w oczy. Tak jakby kompletnie nie obeszło go to, co przed chwilą powiedziałam.

      – Moje sutki są ostatnią rzeczą, na którą powinieneś się gapić! Poza tym było mi zimno – kłamię.

      – Taa, stałaś obok kominka, ale było ci zimno. – Bruno ironizuje. – Kogo próbujesz oszukać? Może siebie, bo ze mną na pewno ci się nie uda, kwiatuszku. Wiem, kiedy kobieta mnie pragnie – dodaje i chwyta mnie pod brodę, zmuszając, bym spojrzała mu w oczy.

      Czuję uderzenie gorąca na policzkach i mam wielką ochotę zrobić mu krzywdę. Choć jeszcze bardziej chcę go pocałować, ale spycham tę potrzebę w najdalsze zakamarki swojego umysłu.

      – Nie rozśmieszaj mnie! Twoje ego jest większe niż ta choinka. Myślisz, że możesz zjawić się w tym domu nieproszony, wypijać mleko z lodówki, grozić mi, a potem tak po prostu liczyć, że pójdę z tobą do łóżka?! – Wyrywam mu się, ale on obejmuje mnie zaborczo w talii, a drugą dłonią odgarnia z mojej twarzy niesforny kosmyk włosów. Zupełnie tak jak wtedy, w kuchni.

      Dlaczego w ogóle wspomniałam o tym cholernym mleku?!

      – Tak właśnie myślę. – Przyjmuje moje cięte riposty jak najsłodsze komplementy. Nakręcają go jeszcze bardziej. A ja dostaję szału, bo nie potrafię wyprowadzić go z równowagi. – I kto mówi o łóżku? Nie jestem wybredny. Mogę cię wziąć nawet teraz, tutaj.

      Przyciska