Miasto luster. Justin Cronin. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Justin Cronin
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная фантастика
Год издания: 0
isbn: 978-83-8125-802-9
Скачать книгу
ten człowiek miał prawdziwe nazwisko, to Michael go nie znał. Maestro miał zwyczaj komunikowania się w telegraficznym skrócie i zawsze mówił o sobie w trzeciej osobie; przyzwyczajenie się do jego stylu wymagało czasu. Był dość stary, żylasty i wiecznie podenerwowany, co sprawiało, że przywodził na myśl przerośniętego gryzonia. Dawno temu pracował jako inżynier elektryk dla władz cywilnych, a po przejściu na emeryturę został specem od elektronicznych staroci. Był mocno stukniętym paranoikiem, umiał jednak zmuszać stare urządzenia do wyjawiania sekretów.

      Jego warsztatu nie sposób było przeoczyć, bo jako jedyny budynek w H-town miał na dachu panele solarne. Michael głośno zapukał i cofnął się w zasięg kamery, bo wiedział, że Maestro lubi najpierw dobrze przyjrzeć się gościowi. Po chwili usłyszał szczęk wielu zamków.

      – Michael! – Maestro lekko uchylił drzwi. Był w fartuchu roboczym i miał plastikowe gogle, wyposażone w podnoszone soczewki.

      – Witaj, Maestro.

      Stary mężczyzna czujnie rozejrzał się po ulicy.

      – Szybko – ponaglił, machając ręką.

      Wnętrze przypominało muzeum. Stare komputery, maszyny biurowe, oscyloskopy, płaskie monitory, duże kosze pełne telefonów komórkowych. Widok takiej liczby obwodów elektrycznych zawsze przyprawiał Michaela o mrowiący dreszczyk podekscytowania.

      – W czym może pomóc Maestro?

      – Mam dla ciebie antyk.

      Michael wyjął z torby trzeci przedmiot. Stary wziął go do ręki i poddał szybkim oględzinom.

      – Gensys osiem siedem dwa HJS. Czwarta generacja, trzy terabajty. Późne lata przedwojenne. – Uniósł głowę. – Skąd to masz?

      – Znalazłem go we wraku statku. Muszę odzyskać pliki.

      – Trzeba przyjrzeć się bliżej.

      Michael podszedł za nim do jednego z kilku stołów. Maestro położył urządzenie na płóciennej podkładce i opuścił soczewki. Maleńkim śrubokrętem zdjął pokrywę i zlustrował wnętrze.

      – Uszkodzone przez wilgoć. Niedobrze.

      – Dasz radę to naprawić?

      – Trudno. Drogo.

      Michael wyjął z kieszeni plik austinów. Stary policzył je na stole.

      – Za mało.

      – Nie mam więcej.

      – Maestro wątpi. Nafciarz jak ty?

      – Już nie – odparł Michael.

      Stary przyjrzał się jego twarzy.

      – Ach. Maestro pamięta. Słyszał jakieś wariackie historie. Tak?

      – Zależy, co słyszałeś.

      – Poszukiwanie bariery. Samotne żeglowanie.

      – Mniej więcej.

      Ściągnął wydatne usta, po czym wsunął pieniądze do kieszeni fartucha.

      – Maestro zobaczy, co da się zrobić. Przyjdź jutro.

▪ ▪ ▪

      Michael wrócił do mieszkania. Wcześniej zajrzał do biblioteki i dodał do torby opasłą książkę: Wielki atlas świata wydany przez Reader’s Digest. Tę pozycję można było oglądać tylko na miejscu, więc musiał zaczekać, aż bibliotekarz spuści go z oka. Ukrył atlas w torbie i wymknął się na zewnątrz.

      Siostrzenica znowu poprosiła go o opowiastkę na dobranoc. Opowiedział jej o sztormie. Kate słuchała z wypiekami na twarzy, jakby historia mogła się zakończyć jego utonięciem, mimo że siedział wprost przed nią. Sara nie poruszyła wczorajszego tematu. Taki mieli zwyczaj. Wiele zostało powiedziane przez to, że nic nie powiedziano. Poza tym wydawała się roztargniona. Michael założył, że ma to związek z pracą w szpitalu, i nie wypytywał.

      Rankiem wyszedł z mieszkania, zanim pozostali się zbudzili. Stary na niego czekał.

      – Maestro zrobił – oznajmił.

      Zaprowadził Michaela do monitora kineskopowego. Jego palce zatańczyły po klawiaturze i na ekranie ukazała się rozjarzona mapa.

      – Statek. Gdzie?

      – Znalazłem go w zatoce Galveston, u ujścia kanału.

      – Daleko od domu.

      Maestro pokazał mu odzyskane dane. W połowie marca Bergensfjord wyruszył z Hongkongu na Hawaje, popłynął dalej na zachód i przez Kanał Panamski na Atlantyk. Michael przypuszczał, że było to przed wybuchem epidemii wirusa wielkanocnego. Statek zawinął do portu na Wyspach Kanaryjskich, może w celu uzupełnienia zapasu paliwa, po czym skierował się na północ.

      Następnie krążył wzdłuż wybrzeży północnej Europy. Potem podążył na południe, do Cieśniny Gibraltarskiej, nie wpłynął jednak na Morze Śródziemne, tylko wrócił na Teneryfę. Po kilku tygodniach znowu wyszedł w morze. W tym czasie szerzyła się już epidemia. Bergensfjord przebył Cieśninę Magellana i ruszył na północ w stronę równika.

      Statek zatrzymał się na środku oceanu. Po dwóch tygodniach dane się urwały.

      – Wiadomo, dokąd zmierzali? – zapytał Michael.

      Widok na ekranie się zmienił. Maestro wyjaśnił, że mają przed sobą wykresy kursu. Przewinął stronę i skierował uwagę Michaela na ostatni wykres.

      – Możesz to skopiować?

      – Już zrobione. – Stary wyjął pendrive’a z kieszeni fartucha. Michael wziął go i schował. – Maestro jest ciekawy. Dlaczego takie ważne?

      – Pomyślałem, że wybiorę się na wakacje.

      – Maestro już sprawdził. Pusty ocean. Nic nie ma. – Uniósł jasne brwi. – Ale może?

      Facet nie był głupi.

      – Może – rzucił Michael.

▪ ▪ ▪

      Zostawił Sarze list. Przepraszam, że uciekam. Muszę odwiedzić starego przyjaciela. Mam nadzieję, że wrócę za kilka dni.

      Drugi autobus do pomarańczowej strefy był o dziewiątej. Michael wysiadł na końcu linii i zaczekał, aż autobus odjedzie. Na tablicy widniał napis:

WCHODZISZ DO CZERWONEJ STREFYNA WŁASNE RYZYKOW RAZIE WĄTPLIWOŚCI UCIEKAJ

      Gdybyś tylko wiedział, pomyślał i ruszył przed siebie.

      11

      Sara wróciła do sierocińca przed porannym dyżurem. Peg powitała ją w drzwiach.

      – Jak się ma Pim? – zapytała ją Sara.

      Zakonnica wyglądała na bardziej znękaną niż zwykle. Miała za sobą długą noc.

      – Niestety, niezbyt dobrze.

      Pim zbudziła się z wrzaskiem. Wyła tak głośno, że postawiła na nogi cały sierociniec. Na jakiś czas umieszczono ją w kwaterze siostry Peg.

      – Mieliśmy tu molestowane dzieci, ale nic takiego się nie działo. Jeszcze jedna taka noc…

      Siostra Peg zaprowadziła Sarę do swojego pokoju, klasztornej celi wyposażonej w najniezbędniejsze rzeczy. Jedyną ozdobą był duży krzyż na ścianie. Pim nie spała, siedziała na łóżku z kolanami podciągniętymi do piersi. Gdy zobaczyła Sarę, jej rysy nieco się odprężyły. Oto sprzymierzeniec, ktoś, kto wie.

      – Będę na zewnątrz, gdybyś mnie potrzebowała – powiedziała siostra Peg.

      Sara usiadła na łóżku. Brud zniknął, kołtuny