Kobiety niepodległości Bohaterki żony powiernice. Iwona Kienzler. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Iwona Kienzler
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Биографии и Мемуары
Год издания: 0
isbn: 978-83-65838-75-9
Скачать книгу
posłów opuszczających gmach sejmu czekali demonstranci, głównie przedstawiciele młodzieży szkolnej i studenckiej, niezadowoleni z dokonanego wyboru. Tłum manifestantów przeszedł Nowym Światem na Aleje Ujazdowskie, gdzie zatrzymał się pod oknami generała Hallera, zdeklarowanego przeciwnika Józefa Piłsudskiego, który z balkonu swego mieszkania wygłosił do demonstrantów płomienne przemówienie, przyjęte z niekłamanym entuzjazmem. Wojskowy powiedział wówczas: „Wy, a nie kto inny, piersią swoją osłanialiście, jakby twardym murem, granice Rzeczypospolitej, rogatki Warszawy. W swoich czynach chcieliście jednej rzeczy, Polski. Polski wielkiej, niepodległej. W dniu dzisiejszym Polskę, o którą walczyliście, sponiewierano. Odruch wasz jest wskaźnikiem, iż oburzenie narodu, którego jesteście rzecznikiem, rośnie i przybiera jak fala!”11. Spod domu Hallera demonstranci, wznosząc okrzyki: „Niech żyje Mussolini! Niech żyje polski faszyzm!”, przeszli do siedziby „Gazety Polskiej”, organu prasowego endecji, gdzie spotkał się z nimi prawicowy poseł Antoni Sadzewicz, który również wygłosił przemówienie do demonstrujących, dolewając oliwy do ognia. „Zaślepienie lewicy i ludowców sprawiło, że najwyższym przedstawicielem Polski ma być człowiek, który jeszcze dwa dni temu był obywatelem szwajcarskim i któremu na gwałt, może już po wyborach na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej sfabrykowano obywatelstwo polskie — twierdził. — W roku 1912 Żydzi narzucili Warszawie niejakiego Jagiełłę jako posła do Dumy rosyjskiej. Dziś posunęli się dalej: narzucili pana Narutowicza na prezydenta”12. Sadzewicz celowo wprowadził demonstrantów w błąd — nowo wybrany prezydent miał od dawna obywatelstwo polskie, bez niego nie mógłby przecież zasiadać w rządzie.

      W ten sposób rozpoczęła się prawdziwa kampania nienawiści wymierzona w nowo obranego prezydenta. Głównym zarzutem przeciwko niemu były związki z mniejszością żydowską, a nawet… żydowskie pochodzenie, co oczywiście nie miało nic wspólnego z prawdą. Nagłówki prawicowej prasy krzyczały: Obywatele, w obliczu nowej porażki narodowej zdobądźcie się na czyn; Jak śmieli Żydzi narzucić Polsce swego prezydenta. Jak mógł Witos rzucić głosy polskie na żydowskiego kandydata; Naród polski musi odczuć i odczuje ten wybór jako zniewagę, Warszawa nie zawiedzie; Narutowicz narzucony został na prezydenta głosami obcych narodowości; Narutowicz jest protegowanym żydowskiej finansjery światowej, nawet nie umie dobrze mówić po polsku. Wszystko to było elementem starannie przemyślanej kampanii przeciwko prezydentowi, ale argumenty przeciwko Narutowiczowi, często wyssane z palca, padały niestety na podatny grunt.

      Policja w czasie wspomnianych demonstracji zachowywała zadziwiającą bierność, w efekcie w dniu zaprzysiężenia Narutowicza, 11 grudnia, doszło do rozruchów, w trakcie których jedna osoba straciła życie, a aż dwadzieścia osiem innych odniosło poważne rany. Kiedy prezydent-elekt jechał na ceremonię zaprzysiężenia, obrzucono go błotem, grudami lodu i kamieniami. Sytuacja była tak poważna, że wydawało się, iż nasz kraj stoi w obliczu wojny domowej…

      Narutowiczowi, który się nie ugiął i postanowił sprawować swój urząd, jak często powtarzał: „dobrocią i taktem”, nie można odmówić odwagi. Starał się też jakoś udobruchać prawicę, składając propozycję objęcia teki ministra spraw zagranicznych Maurycemu Zamoyskiemu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nad jego głową zawisło poważne niebezpieczeństwo, tym bardziej że nie było dnia, w którym nie otrzymywałby anonimów z groźbami, pogróżkami i obelgami. Nie brakowało wśród nich i takich, które zawierały dość osobliwy załącznik: sproszkowaną truciznę.

      Narutowicz mimo wszystko został zaprzysiężony na prezydenta, ale urząd dane mu było pełnić jedynie przez siedem dni. 16 grudnia, w sobotę, pojechał na uroczystość otwarcia wystawy w warszawskim Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. Wcześniej podjął, jak się okazało, zgubną w skutkach decyzję, aby nie zawiadamiać o tym policji i komisariatu rządu. I właśnie tam dosięgła go kula zamachowca…

      „W chwili, gdy Prezydent Rzeczypospolitej, prowadzony przez prezesa i wiceprezesa Tow. Zachęty Sztuk Pięknych w towarzystwie szefa kancelarii cywilnej, dwóch adiutantów, prezesa Rady Ministrów oraz ministrów Kumanieckiego i Makowskiego znalazł się w pierwszej sali, w tłumie, stojącym tuż za Prezydentem, malarz Eligiusz Niewiadomski trzykrotnie z rewolweru strzelił w plecy Prezydenta, poczem usiłował zbiedz” — brzmiał oficjalny komunikat kancelarii cywilnej prezydenta zamieszczony 16 grudnia w wieczornym wydaniu „Kuriera Warszawskiego”. Dalej dodawano: „Prezydent upadł i w kilka minut potem życie zakończył. Mordercę ujął adiutant Prezydenta Rzeczypospolitej”13.

      Pierwsza dama nr 1

      Sejm Rzeczypospolitej w pośpiechu przystąpił do kolejnych wyborów głowy państwa, które przeprowadzono w dniu 19 grudnia. Niespodziewanie wygrał je Stanisław Wojciechowski, pokonując kandydata prawicy profesora Akademii Umiejętności Kazimierza Morawieckiego, i to pomimo braku poparcia posłów swojej własnej partii. Wybory odbywały się w dość nerwowej atmosferze, a po ogłoszeniu wyników głosowania jeden z lewicowych posłów krzyknął w stronę ław poselskich zajmowanych przez prawicę: „Kiedy go zabijecie?!”.

      W życie kochającej spokój Marii wdarły się kolejne rewolucyjne zmiany. Przede wszystkim trzeba było bezzwłocznie opuścić wciąż urządzane mieszkanie na Smolnej i przenieść się do rezydencji głowy państwa w Belwederze. Maria, przyzwyczajona do znacznie mniejszych, a przede wszystkim skromniejszych wnętrz, nie czuła się tam zbyt dobrze, tym bardziej że nie mogła już samodzielnie prowadzić domu. W tych obowiązkach wspomagał ją sztab służby. Do tego, jako pierwsza w historii naszego kraju (poprzednik Wojciechowskiego, Gabriel Narutowicz, był wdowcem) pierwsza dama musiała pełnić obowiązki publiczne i funkcje reprezentacyjne, w czym bohaterka naszej opowieści nie miała żadnego doświadczenia. Prawdę mówiąc, nikt wówczas jeszcze nie wiedział, na czym miałyby polegać obowiązki małżonki głowy państwa ani jaka w ogóle powinna być jej rola. Nie wspominała o tym konstytucja, nie prowadzono nawet na ten temat publicznej debaty. To Maria jako pierwsza kobieta w tej roli miała zaprowadzić pewne standardy i tradycje, na których mogłyby się opierać jej ewentualne następczynie.

      Tymczasem pani Wojciechowska zupełnie sobie z tego nie zdawała sprawy, a gdyby nawet uświadomiła sobie ciężar owej odpowiedzialności, wątpliwe, aby była w stanie sprostać zadaniu. Była świadoma własnych niedoskonałości, w chwili wyboru Wojciechowskiego miała już pięćdziesiąt trzy lata i zdążyła przeistoczyć się w dość otyłą matronę, która wydawała się jeszcze większa, kiedy stała obok swojego małżonka, człowieka niebywale szczupłego. Gdyby żyła dzisiaj, miałaby do swojej dyspozycji cały zastęp fachowców od wizerunku, kosmetyczek, różnej maści stylistów i fryzjerów, którzy zadbaliby o jej wygląd. Niestety w owych czasach nikt nawet o tym nie słyszał. Na domiar złego, jak już wielokrotnie wspomniano, źle się czuła na salonach i stojąc przed obliczem tłumu albo wdziewając suknię balową, miała wrażenie, jakby zakładała włosienicę…

      To zapewne dlatego Maria, zostawszy pierwszą damą, zabrała się za gospodarowanie, gdyż była to dziedzina, na której znała się najlepiej. Gospodarzyła nie tylko w Belwederze, ale także w prezydenckiej rezydencji w Spale, gdzie prezydent urządzał często polowania dla zagranicznych gości.

      Trzeba przyznać, że drugi prezydent RP okazał się doskonałym zarządcą, któremu na sercu leżało dobro samej rezydencji i najbliższej okolicy, jak również zwierzyny, której stan w okolicznych lasach został mocno nadszarpnięty przez ostatnie działania wojenne. Za sprawą Wojciechowskiego odbudowano zwierzostan, urządzono bażanciarnię, do której sprowadzono okazy z ordynacji łańcuckiej. W trosce o populację miejscowej zwierzyny za prezydentury bohatera naszej opowieści stosunkowo rzadko urządzano reprezentacyjne polowania z udziałem dostojników państwowych i zagranicznych dyplomatów, pomimo iż takie łowy od najdawniejszych czasów pełniły ważką rolę w dyplomacji międzynarodowej. W trakcie polowań nie tylko uganiano się za zwierzyną, ale także uzgadniano wiele istotnych kwestii politycznych. Wojciechowski jednak zapraszał do Spały zagranicznych gości, u których niekłamany podziw budził wystrój