– Za co?
– Za wszystko. Za Sernera. Byłam idiotką.
– Nie przesadzaj, Ricky.
Odgarnął płatki śniegu z jej włosów i czoła i przyjrzał się ranie na jej policzku.
– Nie, nie, wszystko ci opowiem – odparła.
– Ale najpierw cię rozbiorę i wsadzę do wanny z gorącą wodą. Chcesz do tego kieliszek czerwonego wina?
Chciała. Długo siedziała w wannie. Z kieliszkiem, do którego dolewał dwa albo trzy razy. Siedział obok niej na desce sedesowej i słuchał. Chociaż mówiła przykre rzeczy, było to trochę jak pojednanie, jakby przebili się przez mur, który ostatnimi czasy między sobą zbudowali.
– Wiem, że od samego początku uważałeś mnie za idiotkę – powiedziała. – Nie protestuj, znam cię aż za dobrze. Ale musisz zrozumieć, że Christer, Malin i ja nie widzieliśmy innego wyjścia. Zatrudniliśmy Emila i Sofie i byliśmy z tego tacy dumni. Chyba się zgodzisz, że wśród reporterów nie było wtedy gorętszych nazwisk. To nam zapewniało nieprawdopodobny prestiż. Pokazaliśmy, że nie wypadliśmy z gry, i znowu zrobiło się wokół nas sporo pozytywnego szumu. W „Resumé” i „Dagens Media” ukazały się pochlebne artykuły. Było jak za dawnych czasów i szczerze mówiąc, wiele dla mnie znaczyło, że mogłam powiedzieć Sofie i Emilowi, że mogą się u nas czuć bezpiecznie. Powiedziałam, że nasza sytuacja finansowa jest stabilna. Mamy za sobą Harriet Vanger. Dostaniemy pieniądze na znakomite, wnikliwe reportaże. Pewnie się domyślasz, że ja również w to wierzyłam. A potem…
– Potem trochę się posypało.
– Otóż to. I nie chodziło tylko o załamanie rynku prasy i reklamy, ale również o zamieszanie w koncernie Vangera. Nie wiem, czy zdałeś sobie w pełni sprawę, jaki tam był bajzel. Czasem myślę, że był to prawie zamach stanu. Wszyscy ci cholerni skrajni konserwatyści i konserwatystki z tej rodziny, zacofani rasiści – sam znasz ich najlepiej – skrzyknęli się i wbili Harriet nóż w plecy. Nigdy nie zapomnę naszej rozmowy. Powiedziała, że ją załatwili. Kompletnie ją to rozbiło. Drażniły ich, rzecz jasna, zwłaszcza wszystkie próby odnowy i modernizacji koncernu, a także decyzja, żeby wybrać do zarządu Davida Goldmana – syna rabina Viktora Goldmana. My też się do tego przyczyniliśmy. Andrei właśnie napisał reportaż o sztokholmskich żebrakach, który zgodnie uznaliśmy za jego największe dokonanie. Cytowali go wszędzie, nawet za granicą. Jednak Vangerowie…
– Uznali to za lewicowe brednie – dokończył Mikael.
– Gorzej, za propagandę „dla leniwych gnoi, którym nie chce się nawet podjąć pracy”.
– Tak powiedzieli?
– Mniej więcej coś w tym stylu. Myślę jednak, że ten reportaż nie miał znaczenia. Użyli go jako pretekstu, żeby jeszcze bardziej osłabić pozycję Harriet. Chcieli się odciąć od wszystkiego, co reprezentowali ona i Henrik.
– Idioci.
– Tak, ale niespecjalnie nam to pomogło. Pamiętam te czasy. Czułam się tak, jakby usunięto mi grunt spod nóg. Jasne, wiem, że powinnam bardziej cię w to włączyć. Ale pomyślałam, że wszyscy skorzystamy najwięcej, jeśli skoncentrujesz się na swoich artykułach.
– Ale nie dałem wam niczego wartościowego.
– Próbowałeś, Mikael, naprawdę próbowałeś. Zmierzam do tego, że właśnie wtedy, kiedy wydawało się, że to już koniec, zadzwonił Ove Levin.
– Ktoś go najwyraźniej poinformował, co się dzieje.
– Jasne. I chyba nie muszę mówić, że na początku byłam do tego nastawiona sceptycznie. Serner kojarzył mi się z tabloidową popeliną. Ale Ove namawiał mnie ze wszystkich sił i zaprosił do swojego wielkiego domu w Cannes.
– Co?
– Tak. Przepraszam, tego ci nie powiedziałam. Chyba było mi wstyd. Ale i tak musiałam jechać na festiwal, żeby napisać o tym irańskim reżyserze. Wiesz, o tym prześladowanym za nakręcenie dokumentu o dziewiętnastoletniej Sarze, która została ukamienowana. Pomyślałam, że nie zaszkodzi, jeśli Serner dołoży się do kosztów podróży. Tak czy inaczej, przegadaliśmy z Ovem całą noc i nadal nie byłam przekonana. Przechwalał się jak głupek i gadał jak akwizytor. Ale w końcu zaczęłam słuchać. Wiesz dlaczego?
– Bo był świetny w łóżku.
– Ha, nie. Chodziło o jego stosunek do ciebie.
– Nie chciał się przespać z tobą, tylko ze mną?
– Bezgranicznie cię podziwia.
– Gówno prawda.
– Mylisz się, Mikael. Kocha władzę, pieniądze i swój dom w Cannes. Ale coraz bardziej gryzie go to, że nie jest tak ceniony jak ty. Jeżeli mówimy o popularności, on jest biedakiem, a ty bogaczem. Od razu poczułam, że w głębi duszy chce być taki jak ty. Powinnam była się domyślić, że taka zazdrość może się stać niebezpieczna. W całej tej nagonce na ciebie chodziło przecież właśnie o to. Przez to, że jesteś taki bezkompromisowy, inni czują się jak miernoty. Samym swoim istnieniem przypominasz im, jak się sprzedali, i im bardziej jesteś chwalony, tym oni wydają się sobie marniejsi. W takiej sytuacji jest tylko jeden sposób: ciebie też wciągnąć w to bagno. Jeżeli dasz się wciągnąć, poczują się trochę lepiej. Przez takie głupie gadanie odzyskują trochę godności, a przynajmniej wmawiają sobie, że tak jest.
– Dzięki, Eriko, ale ta nagonka naprawdę mnie nie obchodzi.
– Tak, wiem. A w każdym razie mam taką nadzieję. Po prostu zdałam sobie sprawę, że Ove naprawdę chce do nas dołączyć i czuć się jednym z nas. Chciał, żeby trochę naszej chwały spłynęło na niego. Uznałam, że to nas zmobilizuje. Że jeżeli chce być taki cool jak ty, wie, że przepadnie, jeśli zrobi z „Millennium” zwyczajny, komercyjny produkt Sernera. Gdyby dał się poznać jako człowiek, który zniszczył jedną z najbardziej legendarnych gazet w Szwecji, straciłby resztki wiarygodności. Wierzyłam mu, kiedy mówił, że zarówno on, jak i koncern, który reprezentuje, potrzebują prestiżowej gazety, czy jak kto woli alibi, i że będzie nam tylko pomagał uprawiać takie dziennikarstwo, w jakie wierzymy. Powiedział, że chciałby się zaangażować w tworzenie gazety, ale uznałam to za przejaw zarozumialstwa. Pomyślałam, że będzie prężył muskuły, żeby potem móc powiedzieć swoim wiecznie opalonym koleżkom w kaszmirowych sweterkach, że jest naszym spin doktorem czy kimś takim. Nie sądziłam, że odważy się podnieść rękę na duszę gazety.
– A jednak właśnie to robi.
– Niestety.
– I gdzie teraz jest twoja zgrabna teoria psychologiczna?
– Nie doceniłam potęgi oportunizmu. Jak zauważyłeś, Ove i cały koncern zachowywali się nagannie, zanim zaczęła się nagonka na ciebie, ale potem…
– Potem to wykorzystał.
– Nie, nie. Ktoś inny to zrobił. Ktoś, kto chciał mu zaszkodzić. Dopiero po czasie zrozumiałam, że nie miał łatwego zadania, kiedy próbował przekonać pozostałych, żeby się wkupili w „Millennium”. Sam wiesz, że nie wszyscy dziennikarze Sernera mają kompleks niższości. Większość z nich to prości biznesmeni, którzy pogardzają gadką o staniu na straży wartości i takich tam. Denerwował ich, jak mówili, fałszywy idealizm Ovego i w nagonce na ciebie widzieli szansę na zemstę.
– O kurczę.
– Żeby tylko. Na początku wyglądało to nawet nieźle. Mieli tylko kilka