– Nie wiem – powiedziała.
– Czego nie wiesz? – zapytał Frans z irytacją.
– Nie wiem, czy będę mogła teraz przyjechać – wyjaśniła i usłyszała hałas przy drzwiach.
Przyszedł Lasse ze swoim kumplem od kieliszka, Rogerem Winterem. Kiedy ich usłyszała, wzdrygnęła się, wymamrotała jakieś przeprosiny i po raz tysięczny pomyślała, że jest złą matką.
FRANS STAŁ Z TELEFONEM w dłoni i przeklinał. Na podłodze pod jego stopami widniała szachownica. Kazał ułożyć ten wzór w sypialni, bo przemawiał do jego poczucia matematycznego porządku, a także dlatego, że pola szachownicy mnożyły się w nieskończoność w lustrzanych drzwiach szaf stojących po obu stronach łóżka. Bywały dni, kiedy w zwielokrotnionym odbiciu pól widział zagadkę. Patrzył na nie prawie jak na żywy organizm, wyłaniający się z tego, co schematyczne i regularne, tak jak myśli i marzenia rodzą się w neuronach ludzkiego mózgu, a programy komputerowe powstają z kodów binarnych. Teraz jednak zajmowało go zupełnie co innego.
– Co się stało z twoją matką, mój mały?
August siedział u jego stóp i zajadał kanapkę z serem i kiszonym ogórkiem. Podniósł głowę i spojrzał na niego tak uważnie, jak gdyby za chwilę miał powiedzieć coś mądrego. Ta myśl była oczywiście idiotyczna. August milczał jak zwykle. Poza tym nie wiedział nic o kobietach, które zaniedbano, którym pozwolono zwiędnąć. To, że Fransowi w ogóle coś takiego przyszło do głowy, miało związek z rysunkami.
Czasem odnosił wrażenie, że trzy prace, które zdążył już stworzyć August, dowodzą nie tylko artystycznego i matematycznego talentu, lecz również szczególnej mądrości. Wydawały się tak dojrzałe i złożone w swej matematycznej precyzji, że nie potrafił ich połączyć z obrazem swojego syna – upośledzonego dziecka. A raczej nie chciał ich połączyć, bo już dawno się domyślił, w czym rzecz, i to nie tylko dlatego, że kiedyś, jak każdy, oglądał Rain Mana.
Jako ojciec autystycznego dziecka wcześnie zetknął się z pojęciem sawanta. Wiedział, że to ktoś o mocno ograniczonych możliwościach poznawczych, jednocześnie wybitnie uzdolniony w jakiejś wąskiej dziedzinie. Sawanci mają talent, który często wiąże się z fenomenalną pamięcią i umiejętnością dostrzegania szczegółów. Zawsze podejrzewał, że wielu rodziców upośledzonych dzieci liczy na to jak na nagrodę pocieszenia. Ale tak naprawdę szanse zwykle są marne.
Spośród dzieci cierpiących na autyzm średnio jedno na dziesięć ma jakąś postać sawantyzmu – najczęściej nie są to wcale zdolności tak spektakularne jak filmowego Rain Mana. Niektórzy ludzie z autyzmem potrafią na przykład powiedzieć, w jaki dzień tygodnia wypada konkretna data na przestrzeni kilkuset lat – w ekstremalnych przypadkach nawet na przestrzeni czterdziestu tysięcy lat.
Inni mają encyklopedyczną wiedzę w bardzo wąskich dziedzinach – znają na przykład na pamięć rozkłady jazdy albo numery telefonów. Niektórzy potrafią dokonywać w pamięci bardzo skomplikowanych obliczeń, pamiętają pogodę z każdego dnia swojego życia albo nie patrząc na zegarek, potrafią podać czas z dokładnością co do sekundy. Utalentowani sawanci mogą mieć mnóstwo różnych mniej lub bardziej dziwnych umiejętności. To ludzie upośledzeni, którzy mają jeden konkretny talent.
Frans wiedział, że jest też druga, znacznie mniejsza grupa, i skrycie pragnął, żeby to właśnie do niej zaliczał się August: do tych tak zwanych cudownych sawantów, czyli ludzi mających nieprawdopodobne umiejętności. Wiedział też, że należał do nich między innymi Kim Peek, który niedawno umarł na atak serca. Cierpiał na poważne upośledzenie umysłowe i nie potrafił się sam ubrać, a mimo to zapamiętał dwanaście tysięcy książek i potrafił błyskawicznie odpowiedzieć na właściwie każde pytanie dotyczące wiedzy ogólnej. Był jak żywa baza danych. Nazywano go Kimputerem.
Byli też muzycy, tacy jak Leslie Lemke, chłopak niewidomy i opóźniony w rozwoju. W wieku szesnastu lat nagle wstał w środku nocy i bezbłędnie zagrał I Koncert fortepianowy Czajkowskiego. Nigdy nie uczył się grać. Ten utwór słyszał tylko raz, w telewizji. Do tej grupy należeli jednak przede wszystkim ludzie tacy jak Stephen Wiltshire. Cierpiący na autyzm Anglik, który jako dziecko był skrajnie zamknięty w sobie, a pierwsze słowo wymówił w wieku sześciu lat. Powiedział: papier.
W wieku ośmiu–dziesięciu lat potrafił rysować z pamięci zespoły budynków, choćby widział je tylko przez ułamek sekundy. Jego prace były szczegółowe i wiernie oddawały rzeczywistość. Pewnego razu przeleciał helikopterem nad Londynem, żeby przyjrzeć się z góry domom i ulicom. Kiedy wylądował, narysował fantastyczną, kipiącą życiem panoramę całego miasta. Jego prace nie były jednak tylko wiernymi kopiami. Od początku miał wspaniały niezależny styl. Uważano go za wielkiego artystę.
Frans wiedział również, że pięciu na sześciu sawantów to chłopcy. I że ma to związek z jedną z głównych przyczyn autyzmu – zbyt wysokim poziomem testosteronu występującym czasem w macicy, co zdarza się oczywiście częściej chłopcom. Testosteron może uszkodzić mózg płodu i prawie zawsze uszczerbku doznaje lewa półkula, ta, która rozwija się wolniej i jest bardziej wrażliwa. Syndrom sawanta pojawia się wówczas, gdy prawa półkula kompensuje uszkodzenia lewej. Ponieważ jednak półkule różnią się od siebie, a lewa odpowiada za myślenie abstrakcyjne i zdolność postrzegania zjawisk z szerszej perspektywy – rezultat takiej kompensacji jest dość specyficzny. Tacy ludzie postrzegają świat inaczej, jak nikt inny skupiają się na szczegółach. Frans pomyślał, że jeśli dobrze zrozumiał, to on i August widzieli tamto przejście dla pieszych zupełnie inaczej. Nie tylko dlatego, że August najwyraźniej był o wiele bardziej skupiony. Jego własny mózg błyskawicznie odrzucił wszystkie nieistotne detale i skoncentrował się na tym, co ważne – bezpieczeństwie i znaczeniu kolorów świateł. Prawdopodobnie jego zdolność postrzegania osłabiło również wiele innych czynników, zwłaszcza myśli o Farah Sharif. Dla niego przejście dla pieszych połączyło się ze strumieniem wspomnień i marzeń o niej, a dla Augusta było po prostu tym, czym było.
August uchwycił najdrobniejsze szczegóły, zarówno miejsca, jak i dziwnie znajomego mężczyzny, który akurat w tamtej chwili przechodził przez ulicę. Nosił w sobie ten obraz jak gdyby precyzyjnie wygrawerowany w pamięci i dopiero po kilku tygodniach poczuł potrzebę, żeby go z siebie wyrzucić. Co najdziwniejsze, nie tylko odwzorował przejście dla pieszych i mężczyznę. Zrobił coś więcej – nasycił tę scenę niepokojącym światłem. Frans nie mógł odeprzeć myśli, że chciał mu w ten sposób powiedzieć coś więcej niż tylko: Zobacz, co potrafię! Po raz setny przyjrzał się rysunkowi i znów czuł się tak, jakby ktoś wbijał mu igłę w serce.
Poczuł strach. Nie do końca wiedział dlaczego, ale chodziło o mężczyznę na rysunku. Jego oczy były lśniące i surowe. Szczęki napięte, a wargi dziwnie wąskie, jakby ich w ogóle nie miał, choć akurat ten ostatni szczegół nie robił przykrego wrażenia. A mimo to im dłużej patrzył, tym ten człowiek wydawał mu się straszniejszy. Nagle ogarnęło go kompletne przerażenie, zimne jak lód. Poczuł się tak, jakby ten obrazek miał zwiastować coś złego.
– Kocham cię, mały – wymamrotał. Nie wiedział, co mówi, i prawdopodobnie powtórzył to zdanie jeszcze kilka razy, bo słowa płynące z jego ust brzmiały coraz bardziej obco.
Pomyślał, że mówi to po raz pierwszy, i poczuł kolejne ukłucie bólu. Kiedy otrząsnął się z pierwszego szoku, zrozumiał, że jest w tym wyjątkowa niegodziwość. Czyżby jego jedyny syn musiał się wykazać szczególnym talentem, żeby potrafił go pokochać? Coś takiego byłoby do niego podobne. Przez