– Każdej gwiazdy zamieszkanego układu?
– Nie dam za to głowy. Może nie wszystkich. W końcu w czasach Hariego Seldona było dwadzieścia pięć milionów zamieszkanych układów gwiezdnych, co wydaje się dużą liczbą, ale znaczy, że zamieszkany był tylko jeden na dwadzieścia tysięcy układów. Od tamtej pory minęło pięćset lat, a upadek Imperium nie powstrzymał przecież procesu kolonizacji. Myślę, że nawet przyspieszyliśmy ten proces. Jest jeszcze wiele planet, na których można żyć, więc teraz ogólna liczba zamieszkanych układów może sięgać trzydziestu milionów. To całkiem możliwe, że w rejestrach Fundacji nie ma wszystkich nowo zasiedlonych.
– A te dawno zasiedlone? Chyba są tam wszystkie, bez wyjątku.
– Tak myślę. Oczywiście nie mogę za to ręczyć, ale zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że jakiś od dawna zamieszkany układ nie jest odnotowany w rejestrach Fundacji. Pozwól, że ci coś pokażę… jeśli potrafię na tyle sterować tym komputerem.
Trevize napiął nieco mięśnie rąk, jakby chciał je bardziej zagłębić w blat biurka i nawiązać ściślejszy kontakt z komputerem. Być może nie było to potrzebne, może wystarczyłoby, żeby rzucił w myśli hasło „Terminus!”
Pomyślał o tym i w odpowiedzi na samym skraju wiru pojawił się błyszczący czerwony romb.
– To nasze słońce – powiedział z podnieceniem. – To słońce, wokół którego krąży Terminus.
– Ach! – westchnął przeciągle Pelorat.
W samym centrum Galaktyki, ale dobrze w bok od płonącego środka, pojawił się jasnożółty świetlny punkt. Był raczej bliżej tej krawędzi, na której znajdował się Terminus, niż przeciwnej.
– A to – powiedział Trevize – jest słońce Trantora.
Pelorat westchnął raz jeszcze, a potem spytał:
– Jesteś pewien? Zawsze słyszałem, że Trantor znajduje się w centrum Galaktyki.
– W pewnym sensie tak jest. Znajduje się tak blisko centrum, jak tylko nadająca się do zamieszkania planeta może się znajdować. Znajduje się bliżej centrum niż którykolwiek z większych i zamieszkanych układów. Rzeczywisty środek Galaktyki to czarna dziura o masie około miliona gwiazd, a więc niebezpieczne miejsce. Na ile wiemy, nie ma tam życia i pewnie nie może tam ono istnieć w żadnej formie. Trantor znajduje się w najbliższym centrum skręcie spiralnych ramion Galaktyki i, wierz mi, gdybyś ujrzał nocą jego niebo, pomyślałbyś, że znajduje się w samym jej środku. Jest otoczony morzem gwiazd.
– Byłeś na Trantorze, Golan? – zapytał Pelorat z wyraźną zazdrością.
– Osobiście nie, ale widziałem obrazy holograficzne jego nieba.
Trevize patrzył ponuro na Galaktykę. Jakie cuda wyczyniano z jej mapami w czasie wielkich poszukiwań Drugiej Fundacji za panowania Muła i ile tomów na ten temat napisano i sfilmowano!
A wszystko dlatego, że Hari Seldon powiedział na początku, iż Druga Fundacja zostanie założona „na drugim krańcu Galaktyki”, w miejscu, które nazwał Gwiezdnym Krańcem.
Na drugim krańcu Galaktyki! Zaledwie Trevize pomyślał o tym, na obrazie pojawiła się cienka niebieska linia prowadząca od Terminusa, przez czarną dziurę w centrum Galaktyki, do jej drugiego krańca. Trevize aż podskoczył z wrażenia. Nie rozkazał komputerowi, aby wprowadził do obrazu tę linię, lecz pomyślał o niej dość jasno i to wystarczyło.
Ale, oczywiście, prosta jak strzelił droga na drugą stronę Galaktyki niekoniecznie musiała prowadzić do „drugiego krańca”, o którym mówił Seldon. Arkady Darell, jeśli wierzyć jej autobiografii, użyła zwrotu „koło nie ma końca”, aby wskazać na to, co teraz wszyscy zgodnie uważali za prawdę…
Chociaż Trevize starał się zdusić tę myśl, komputer był szybszy. Niebieska linia znikła, a zamiast niej pojawił się okrąg, który opasał Galaktykę, przecinając na niebiesko czerwoną kropkę oznaczającą słońce Terminusa.
Koło nie ma końca, więc jeśli zaczynało się na Terminusie, to szukając drugiego końca, trzeba było po prostu wrócić na Terminusa. I rzeczywiście, odkryto tam Drugą Fundację. Na tym samym świecie, na którym znajdowała się Pierwsza.
Ale jeśli w gruncie rzeczy nie odkryto jej, jeśli tak zwane odkrycie Drugiej Fundacji było tylko złudzeniem, to co dalej? Co, oprócz prostej linii i koła, miało sens w tym kontekście?
– Tworzysz iluzje? – odezwał się Pelorat. – Co to za niebieski okrąg?
– Po prostu wypróbowywałem komputer… Chcesz zlokalizować Ziemię?
Przez chwilę panowała cisza, aż w końcu Pelorat rzekł:
– Żarty sobie stroisz?
– Nie. Spróbuję.
Spróbował. I nic.
– Przykro mi – powiedział Trevize.
– Nie ma jej tam? Nie ma Ziemi?
– Być może źle sformułowałem polecenie, ale to wydaje się mało prawdopodobne. Myślę, że bardziej prawdopodobne jest, że Ziemi nie wprowadzono do pamięci komputera.
– Może jest pod inną nazwą – powiedział Pelorat.
Trevize natychmiast się tego uczepił.
– Pod jaką, Janov?
Historyk nic nie odrzekł i Trevize uśmiechnął się w ciemności. Przyszło mu do głowy, że być może wszystko zaczyna się układać. Tylko tak dalej. Nie ma się co spieszyć. Trzeba poczekać, aż się to wyklaruje. Celowo zmienił temat.
– Zastanawiam się, czy możemy pokierować czasem – powiedział.
– Czasem! Jak moglibyśmy to zrobić?
– Galaktyka się obraca. Na pełen obieg po dużym obwodzie Galaktyki Terminus potrzebuje prawie pół miliarda lat. Oczywiście gwiazdy, które znajdują się bliżej środka, kończą obieg znacznie szybciej. Ruch każdej gwiazdy względem centralnej czarnej dziury może być zapisany w pamięci komputera, a w takim przypadku można wydać mu polecenie, aby przyśpieszył ten ruch parę milionów razy, dzięki czemu można by to zobaczyć. Mogę spróbować, czy da się to zrobić.
Wytężył wolę, napinając bezwiednie mięśnie, jak gdyby własnymi rękami chwytał Galaktykę, skręcał ją i przyspieszał jej bieg, jak gdyby – pokonując ogromny opór – zmuszał ją do wirowania.
Galaktyka poruszała się. Powoli, majestatycznie, kręciła się w kierunku, który musiał ścisnąć jej ramiona.
Gdy tak patrzyli, czas – nierzeczywisty, sztuczny czas – płynął niewiarygodnie szybko, a w miarę jego upływu gwiazdy zmieniały się w efemerydy.
Niektóre z większych gwiazd – w różnych miejscach Galaktyki – poczerwieniały i stały się jaskrawsze, powiększając się i zmieniając w czerwone olbrzymy. Potem jakaś gwiazda ze skupiska znajdującego się blisko centrum eksplodowała bezgłośnie z oślepiającym błyskiem, który na ułamek sekundy pogrążył w mroku Galaktykę, i zniknęła. Następnie eksplodowała inna, na jednym ze spiralnych ramion, a później jeszcze jedna, niedaleko od tamtej.
– Supernowe – powiedział Trevize lekko drżącym głosem.
Czy to możliwe, żeby komputer potrafił dokładnie przewidzieć, która gwiazda eksploduje i kiedy to się stanie? Czy może raczej był to uproszczony model, który pokazywał przyszłość gwiazd w znaczeniu ogólnym, a nie w odniesieniu do konkretnych ciał?
Pelorat powiedział ochrypłym