Fundacja. Isaac Asimov. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Isaac Asimov
Издательство: PDW
Серия: s-f
Жанр произведения: Научная фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788378182177
Скачать книгу
Nawet jeśli nie będzie wiedział, że ktoś za nim leci, to i tak pierwszy skok będzie skokiem w wolność. Jeśli nie będzie miał na pokładzie hiperprzekaźnika, nie będzie go można wyśledzić.

      – Przyznaję, że nie mam doświadczenia w tych sprawach. W przeciwieństwie do pana i Trevizego nie zostałam przeszkolona w zakresie lotów kosmicznych. Niemniej jednak wiem od swoich doradców, którzy przeszli takie przeszkolenie, że jeśli obserwuje się statek bezpośrednio przed skokiem, to jego prędkość, przyspieszenie oraz kierunek lotu pozwalają, choć w przybliżeniu, odgadnąć, jaki to będzie skok. Jeśli się ma przy tym dobry komputer i umiejętność trafnego przewidywania, można powtórzyć ten skok na tyle dokładnie, żeby podjąć trop, szczególnie kiedy dysponuje się też dobrym detektorem masy.

      – To się może udać raz – zaprotestował energicznie Compor – nawet dwa razy, jeśli ma się szczęście, ale na tym koniec. Nie można polegać na takich metodach.

      – My być może możemy… Panie radny, pan w swoim czasie brał udział w wyścigach w nadprzestrzeni. Jak pan widzi, dużo wiemy o panu. Jest pan znakomitym pilotem, a jeśli chodzi o ściganie rywala w czasie skoku, dokonywał pan zdumiewających rzeczy.

      Compor wytrzeszczył oczy. Prawie zwinął się na krześle.

      – Wtedy byłem na studiach. Teraz jestem starszy.

      – Nie jest pan taki stary. Nie ma pan jeszcze trzydziestu pięciu lat. W związku z tym, to pan będzie śledził Trevizego, panie radny. Poleci pan za nim, tam gdzie i on, i prześle pan mi meldunek o tym. Wyleci pan zaraz po nim, a on rusza za kilka godzin. Jeśli pan odmówi, zostanie pan oskarżony o zdradę i uwięziony. Jeśli weźmie pan statek, który panu dostarczę, i nie poleci za Trevizem, to nie musi pan zawracać sobie głowy powrotem. Zostanie pan zestrzelony, jeśli spróbuje pan wrócić.

      Compor poderwał się na równe nogi.

      – Mam swoje życie! Mam pracę! Żonę! Nie mogę tego wszystkiego zostawić.

      – Będzie pan musiał. Ci z nas, którzy wybrali służbę Fundacji, muszą być zawsze gotowi służyć jej w razie potrzeby, nawet jeśli jest to niewygodne i długo trwa.

      – Oczywiście moja żona leci ze mną.

      – Ma mnie pan za idiotkę? Oczywiście zostaje tutaj.

      – W charakterze zakładniczki?

      – Jeśli pan chce tak to nazwać. Osobiście wolę stwierdzenie, że pańska misja jest bardzo niebezpieczna, i z dobroci serca pragnę, aby została tu, gdzie nic jej nie grozi… Zresztą rzecz nie podlega dyskusji. Jest pan aresztowany, tak jak Trevize, i pewna jestem, że rozumie pan, iż muszę działać szybko… zanim zniknie euforia, która teraz przepełnia mieszkańców Terminusa. Obawiam się, że moja gwiazda zacznie wkrótce gasnąć.

      12

      – Nie patyczkowała się z nim pani – powiedział Kodell.

      – A niby dlaczego miałabym się patyczkować? – odparła pogardliwie pani burmistrz. – Zdradził przyjaciela.

      – To było dla nas korzystne.

      – Tak, tym razem. Ale następna zdrada mogłaby już nie być korzystna.

      – A dlaczego miałaby być następna?

      – Proszę nie udawać durnia, Liono – odparła ze zniecierpliwieniem Branno. – Nie można ufać komuś, kto już raz pokazał, że potrafi prowadzić podwójną grę, bo w każdej chwili może podjąć ją na nowo.

      – On może wykorzystać te umiejętności, żeby znowu skumać się z Trevizem. Razem mogą…

      – Sam pan w to nie wierzy. W swoim zaślepieniu i naiwności Trevize zmierza do celu prostą drogą. On nie uznaje zdrady i nigdy, w żadnych okolicznościach, nie zaufa już Comporowi.

      – Przepraszam, pani burmistrz – powiedział Kodell – ale chciałbym się upewnić, czy dobrze panią rozumiem. Na ile zatem może pani ufać Comporowi? Skąd pani wie, czy on naprawdę poleci za Trevizem i czy uczciwie będzie informował o tym, co robi? Liczy pani, że zmusi go do tego obawa o żonę? Pragnienie powrotu do niej?

      – I jedno, i drugie to ważne czynniki, ale za bardzo na nie nie liczę. Na statku Compora będzie hiperprzekaźnik. Trevize może podejrzewać, że będziemy go śledzić, więc może szukać nadajnika. Natomiast Compor, który będzie śledził, raczej nie spodziewa się, że sam będzie śledzony, i przypuszczam, że nie będzie go szukał. Oczywiście mogę się mylić i wtedy musimy liczyć na jego przywiązanie do żony.

      Kodell roześmiał się.

      – I pomyśleć, że kiedyś to ja musiałem panią uczyć. A jaki jest cel tego śledzenia?

      – Podwójne zabezpieczenie. Jeśli Trevize zostanie schwytany, to być może Comporowi uda się umknąć i przekazać nam informacje, których nie będzie mógł dostarczyć Trevize.

      – Jeszcze jedno pytanie. A co jeśli Trevize odnajdzie Drugą Fundację i dowiemy się o tym od niego albo od Compora, albo jeśli będziemy mieli powody podejrzewać, że ona istnieje, mimo że obaj zginą?

      – Myślę, że Druga Fundacja istnieje, Kodell – odparła Branno. – W każdym razie Plan Seldona nie będzie nam już długo służył. Wielki Hari Seldon opracował go w ostatnich dniach ginącego Imperium, kiedy skończył się niemal zupełnie postęp technologiczny. Seldon też był produktem swej epoki i bez względu na to, jak wspaniała była ta na poły mityczna psychohistoria, nie mogła się oderwać od korzeni, z których wyrosła. Z pewnością nie uwzględniła faktu, że nastąpi tak szybki postęp technologiczny, jaki dokonał się w Fundacji, szczególnie w ostatnim stuleciu. Mamy detektory masy, o jakich nie śniło się ludziom w czasach Imperium, komputery, które reagują na polecenia wydawane w myśli, a przede wszystkim ekrany chroniące przed ingerencją obcej woli czy siły psychicznej. Druga Fundacja już niedługo nie będzie mogła nami manipulować, nawet jeśli w tej chwili może to jeszcze robić. U schyłku swoich rządów chcę być osobą, która wprowadzi Fundację na nową drogę.

      – A jeśli nie ma Drugiej Fundacji?

      – To wejdziemy na nową drogę od razu.

      13

      Niespokojny sen, w który w końcu zapadł Trevize, nie trwał długo. Obudziło go powtórne dotknięcie w ramię. Zerwał się, rozglądając się nieprzytomnie i wyraźnie nie mogąc zrozumieć, dlaczego nie budzi się w swoim łóżku.

      – Co… Co… – wyjąkał.

      – Przepraszam pana, Trevize – powiedział Pelorat. – Jest pan moim gościem i powinienem pozwolić panu porządnie wypocząć, ale jest tu pani burmistrz.

      Pelorat stał obok łóżka we flanelowej piżamie i lekko dygotał. Trevize oprzytomniał i przypomniał sobie wszystko.

      Burmistrz Branno siedziała w salonie historyka, opanowana jak zawsze. Był z nią Kodell. Siedział, gładząc swój siwy wąs.

      Trevize obciągnął i wygładził pas, zastanawiając się, jak długo tych dwoje może obejść się bez siebie.

      – Czyżby rada doszła już do siebie? – spytał szyderczo. – Czyżby jej członkowie zainteresowali się nieobecnością jednego spośród nich?

      – Widać pewne oznaki powrotu do życia – odparła Branno – ale są one jeszcze zbyt słabe, żeby mógł pan wiązać z nimi jakieś nadzieje. Bez wątpienia jestem nadal na tyle silna, żeby zmusić pana do opuszczenia Terminusa. Zostanie pan przewieziony na Kosmodrom Krańcowy…

      – A nie do Portu Kosmicznego na Terminusie, pani burmistrz? Mam zostać pozbawiony widoku tłumu żegnającego mnie ze łzami w oczach?

      – Widzę,