Trevize wziął go za rękę i trochę prowadząc, a trochę ciągnąc, przywiódł do swojej kabiny. Gdy już zasiadł przy komputerze, spytał:
– Widziałeś kiedy Galaktykę, Janov? Patrzyłeś na nią?
– Chcesz wiedzieć, czy patrzyłem na niebo? – spytał Pelorat.
– Tak, jasne. A na co?
– Pewnie, że widziałem. Każdy widział. Wystarczy podnieść głowę.
– A przyglądałeś się kiedyś niebu podczas ciemnej, bezchmurnej nocy, kiedy Diamenty są pod horyzontem?
Nazwa „Diamenty” odnosiła się do tych kilku gwiazd, które były na tyle blisko i miały na tyle silny blask, by świecić w miarę jasno na nocnym niebie Terminusa. Było to małe skupisko, zajmujące szerokość nie większą niż dwadzieścia stopni, i przez większą część nocy znajdowało się pod horyzontem. W bok od niego był ledwie dostrzegalny nieuzbrojonym okiem zamglony rój gwiazd. Właściwie widać było tylko mleczne lśnienie Galaktyki, czego można było się spodziewać na świecie takim jak Terminus, leżącym na samym końcu zewnętrznego ramienia spirali galaktycznej.
– Myślę, że tak, ale dlaczego miałbym się przyglądać? To pospolity widok.
– Oczywiście, że to pospolity widok – powiedział Trevize. – I właśnie dlatego nikt nie zwraca na to uwagi. Po co przyglądać się czemuś, co się zawsze widzi? Ale teraz zobaczysz to, i to nie z Terminusa, gdzie zawsze przeszkadzają jakieś mgły czy chmury. Zobaczysz to, czego nigdy nie dostrzegłbyś z Terminusa, i to bez względu na to, jak byś wysilał wzrok i jak ciemna i bezchmurna byłaby noc. Jak bardzo pragnąłbym, by była to moja pierwsza podróż w przestrzeń i bym, tak jak ty, mógł po raz pierwszy podziwiać piękno nagiej Galaktyki. – Pchnął fotel w kierunku Pelorata. – Usiądź tam, Janov. Może mi to zająć trochę czasu. Jeszcze nie zdążyłem się przyzwyczaić do tego komputera. Z tego, co do tej pory zrobiłem, wiem, że obraz jest holograficzny, nie będzie więc nam potrzebny żaden ekran ani nic w tym rodzaju. Komputer ma bezpośredni kontakt z moim mózgiem, ale myślę, że uda mi się uzyskać obiektywny obraz, który ty też będziesz mógł zobaczyć… Wyłącz światło, dobrze?… Nie, to głupie z mojej strony. Zrobi to komputer. Zostań na miejscu.
Trevize nawiązał kontakt z komputerem, czując ciepły, niemal intymny uścisk na dłoniach.
Światła ściemniały, a potem zgasły zupełnie. Siedząc w ciemności, Pelorat zaczął się wiercić na fotelu.
– Nie denerwuj się, Janov – powiedział Trevize. – Mogę mieć trochę problemów ze sterowaniem tym komputerem, ale zacznę powoli. Musisz uzbroić się w cierpliwość. O, widzisz to? Ten półksiężyc?
Wisiał w ciemnościach przed nimi. Najpierw był trochę zamglony i migotał, ale stopniowo stawał się coraz jaśniejszy i wyraźniejszy.
– To Terminus? – W głosie Pelorata słychać było strach. – Jesteśmy już tak daleko od niego?
– Tak, statek posuwa się z dużą prędkością.
Wchodzili łukiem w cień pogrążonej w nocy części Terminusa, który pojawił się jako szeroki, jasno świecący sierp. Przez chwilę korciło Trevizego, by skierować statek po szerszym łuku nad półkulę, na której był dzień, i pokazać planetę w całym jej pięknie, ale powstrzymał się.
Być może widok ten byłby czymś nowym i ciekawym dla Pelorata, ale dla niego nie miał już żadnego uroku. Było zbyt wiele zdjęć, zbyt wiele map, zbyt wiele modeli Terminusa. Każde dziecko wiedziało, jak wygląda. Planeta bogata, aż ponad miarę, w wodę i uboga w minerały, o dobrze rozwiniętym rolnictwie i właściwie bez przemysłu ciężkiego, ale za to przodująca w skali Galaktyki w wysoko zaawansowanej inżynierii, technice i miniaturyzacji.
Gdyby mógł skłonić komputer do wykorzystania mikrofal i skonstruowania modelu optycznego, ujrzeliby wszystkie dziesięć tysięcy zamieszkanych wysp Terminusa wraz z tą, która była na tyle duża, że mogła uchodzić za kontynent, z tą, na której leżało miasto Terminus, i…
„Zmień obraz!”
Była to tylko myśl, próba sprawdzenia wpływu jego woli, ale obraz zmienił się od razu. Świecący półksiężyc przesunął się w stronę krawędzi obrazu i zniknął za nią. Uderzyła go absolutna ciemność bezgwiezdnej przestrzeni.
Pelorat chrząknął.
– Chciałbym, mój chłopcze, żebyś znowu wywołał obraz Terminusa. Mam wrażenie, że oślepłem. – W jego głosie dało się wyczuć wyraźne napięcie.
– Nie oślepłeś. Patrz!
W polu widzenia pojawił się blady, lekko przejrzysty obłok. Rozszerzał się i świecił coraz jaśniej, aż w końcu cała kabina wypełniła się blaskiem.
„Zmniejsz obraz!”
Była to następna próba woli. Galaktyka cofnęła się, jakby oglądana przez pomniejszający teleskop, którego siła stale rosła. Obraz skurczył się i zagęścił, a Galaktyka wyglądała teraz jak struktura utworzona z punktów o różnej jasności.
„Rozjaśnij obraz!”
Obraz pojaśniał, nie zmieniając wymiarów, a ponieważ układ gwiezdny, do którego należał Terminus, znajdował się powyżej płaszczyzny Galaktyki, widzieli ją nieco z ukosa, w silnym skrócie perspektywicznym, jako spiralę, spomiędzy ramion której wystrzeliwały w stronę oświetlonej części Terminusa, znacząc ją ciemnymi smugami, zakrzywione pasma mgławicy. Śmietankowej barwy jądro Galaktyki wydawało się małe i nieważne.
– Masz rację – szepnął Pelorat z podziwem. – Nigdy nie widziałem tego w ten sposób. Nigdy nie przypuszczałem, że jest tam takie bogactwo szczegółów.
– I nic w tym dziwnego. Nie mogłeś dojrzeć drugiej połowy Galaktyki, bo między nią a tobą była atmosfera Terminusa. Z naszej planety trudno zobaczyć nawet jej centrum.
– Jaka szkoda, że oglądamy ją prawie z boku.
– Nie jesteśmy na to skazani. Komputer może ją pokazać z dowolnej perspektywy. Wystarczy, że wyrażę życzenie, i to nawet po cichu.
„Zmień współrzędne!”
Na pewno nie było to precyzyjne polecenie, ale kiedy obraz Galaktyki zaczął się powoli zmieniać, Trevize pokierował w myśli komputerem i uzyskał to, co chciał.
Galaktyka obracała się wolno, tak że mogli ją oglądać pod kątem prostym w stosunku do jej płaszczyzny. Wyglądała jak ogromny wir wsysający jarzącą się ognistymi punkcikami ciemność do płonącego jaskrawo środka.
– Jak komputer może zarejestrować ten obraz z miejsca oddalonego o ponad pięćdziesiąt tysięcy parseków? – spytał Pelorat, ale zaraz dodał zduszonym głosem: – Przepraszam za to pytanie. Nie mam o tym pojęcia.
– Jeśli chodzi o ten komputer, to wiem niewiele więcej niż ty – powiedział Trevize. – Jednak nawet prosty komputer potrafi dobrać współrzędne i przedstawić obraz Galaktyki z dowolnego miejsca, wychodząc od danych, które może zebrać w pozycji naturalnej statku, to znaczy opierając się na tych danych, które odnoszą się do jego rzeczywistej pozycji w przestrzeni. Oczywiście opiera się tylko na danych wyjściowych, nic więc dziwnego, że kiedy pokazuje duży obraz, są w nim luki, a pewne partie są niewyraźne czy zamazane. Ale w tym wypadku…
– Tak?
– Mamy naprawdę świetny obraz. Myślę, że do naszego komputera wprowadzono kompletną mapę