Odczekała jeszcze pięć minut i podeszła do bramy. Wcisnęła kod 1260 i usłyszała charakterystyczne prztyknięcie. Otworzywszy drzwi, rozejrzała się szybko po klatce schodowej. Niedaleko wejścia wisiała kamera nadzorująca. Salander zignorowała ją po błyskawicznych oględzinach, był to bowiem dokładnie ten sam model, który montowała firma Milton Security i który aktywował się dopiero po włączeniu alarmu napadowego albo przeciwwłamaniowego. W głębi pomieszczenia, na lewo od staroświeckiej windy, widniały jeszcze jedne drzwi z zamkiem cyfrowym. Wystukawszy 1260 na klawiaturze, stwierdziła, że ten sam kod otwiera wejście do piwnicy i śmietnika. Niedobrze, niedobrze. Zbadanie piwnic zajęło jej dokładnie trzy minuty. Zlokalizowała niezamkniętą na klucz pralnię i kontener na odpady budowlane. Korzystając z kompletu wytrychów, który pożyczyła u miltonowskiego specjalisty od zamków, otworzyła drzwi do lokalu, w którym najprawdopodobniej odbywały się zebrania spółdzielni mieszkaniowej. Jeszcze dalej znajdował się pokój do majsterkowania. W końcu znalazła to, czego szukała, czyli niewielkie pomieszczenie, które było centralą elektryczną kamienicy. Sprawdziła liczniki, zestaw bezpieczników i złącza kablowe, a później wyciągnęła nie większy niż paczka papierosów aparat cyfrowy marki Canon i zrobiła trzy zdjęcia interesujących ją obiektów.
Opuściwszy budynek, pomaszerowała raźnym krokiem do Muzeum Narodowego, by w tamtejszej kawiarence ogrzać się, pijąc małą czarną. Po mniej więcej trzydziestu minutach wróciła na Söder i weszła do swojego mieszkania.
Dostała odpowiedź od [email protected], która, rozszyfrowana w PGP, brzmiała zwięźle: 20.
Rozdział 6
Czwartek 26 grudnia
TRZYDZIESTOMINUTOWA granica czasowa ustanowiona przez Blomqvista została już dawno przekroczona. Dochodziło wpół do piątej i Mikael mógł sobie wybić z głowy popołudniowy pociąg. Ale w dalszym ciągu miał szansę zdążyć na wieczorny, o wpół do dziewiątej. Stał przy oknie i obserwując podświetloną fasadę kościoła po drugiej stronie mostu, masował sobie kark. Henrik Vanger pokazał mu album z wycinkami prasowymi z lokalnej gazety i z krajowych dzienników. Wszystkie dotyczyły tego samego wydarzenia. Przez jakiś czas zainteresowanie mediów było dość spore, zaginęła bez śladu dziewczyna ze znanej rodziny przemysłowców. Ale ponieważ nie znaleziono zwłok i nie nastąpił żaden dramatyczny zwrot w śledztwie, zainteresowanie stopniowo malało. Chociaż w grę wchodziła rodzina potentatów przemysłowych, trzydzieści sześć lat później mało kto pamiętał sprawę Harriet Vanger. W artykułach z końca lat sześćdziesiątych dominowała teoria o utonięciu. Zwłoki miały wypłynąć w morze. Ot, jeszcze jedna tragedia, która mogła dotknąć jakąkolwiek inną rodzinę.
Mikael był na początku zafascynowany opowieścią starca, ale gdy gospodarz poprosił o krótką przerwę na wyjście do toalety, znów zaczął podchodzić do niej sceptycznie. Obiecał mu wysłuchanie całej historii, a przecież jeszcze nie było widać końca.
– No więc co się według ciebie stało z Harriet? – zapytał, gdy Henrik wrócił do pokoju.
– Wyspa miała około dwudziestu pięciu mieszkańców, ale z powodu zjazdu tego dnia było nas tutaj około sześćdziesięciu. Od razu można, mniej lub bardziej, wykluczyć dwadzieścia czy nawet dwadzieścia pięć osób. Sądzę, że ktoś z pozostałych, z dużą dozą prawdopodobieństwa ktoś z rodziny, zabił Harriet i ukrył ciało.
– Mam kilka zastrzeżeń.
– Słucham.
– Przede wszystkim jeżeli ktoś ukrył jej zwłoki, to przy tak pedantycznych poszukiwaniach powinny się znaleźć.
– Prawdę mówiąc, poszukiwania były jeszcze bardziej rozległe niż te, o których wspomniałem. Gdy uznałem Harriet za ofiarę morderstwa, przychodziły mi do głowy kolejne sposoby, jak mogło zniknąć jej ciało. Nie potrafię tego udowodnić, ale raczej nie wykraczam poza granice dorzeczności.
– Proszę, opowiedz.
– Harriet zniknęła około trzeciej po południu. O 14.55 widział ją spieszący w kierunku mostu pastor Otto Falk. Mniej więcej w tym samym czasie przybył fotograf z lokalnej gazety, by przez najbliższą godzinę zrobić masę zdjęć na miejscu dramatu. Przejrzeliśmy dokładnie – to znaczy policja – wszystkie filmy i okazało się, że Harriet nie ma na żadnym zdjęciu, natomiast każda inna osoba znajdująca się wtedy na wyspie została uwieczniona na co najmniej jednej klatce. Z wyjątkiem zupełnie małych dzieci.
Vanger położył przed Mikaelem kolejny album.
– Tu są zdjęcia zrobione tamtej soboty. To pierwsze pochodzi z Hedestad, gdzie odbywał się pochód z okazji Dnia Dziecka. Zrobił je ten sam fotograf około 13.15. No i widać na nim Harriet.
Zdjęcie, wykonane z piętra domu, przedstawiało przejeżdżające właśnie ulicą ciężarówki z klaunami i dziewczynami w bikini. Na chodniku tłoczyła się publiczność. Vanger wskazał jedną z osób w tłumie.
– To jest Harriet. Na mniej więcej dwie godziny przed zniknięciem była z koleżankami w mieście. To jej ostatnie zdjęcie. Ale mam tu jeszcze coś bardziej interesującego.
Kartkował album, w którym znajdowało się ponad sto osiemdziesiąt zdjęć – sześć rolek – z katastrofy na moście. Mikael, mając świeżo w pamięci opowieść Vangera, czuł wręcz rozdrażnienie, patrząc na natarczywie ostre, czarno-białe obrazy. Fotograf był dobrym rzemieślnikiem i świetnie udało mu się oddać powypadkowy chaos. Spora część dokumentacji dotyczyła działań wokół przewróconej cysterny. Mikael bez trudu rozpoznał usmarowanego olejem, gestykulującego czterdziestopięcioletniego Henrika Vangera.
– A to mój brat Harald.
Starzec wskazał mężczyznę w marynarce, który pochylony do przodu pokazywał coś we wraku samochodu.
– Zdecydowanie nieprzyjemny typ, ale można go raczej skreślić z listy podejrzanych. Poza krótkim wypadem do domu, żeby zmienić buty, cały czas był na moście.
Henrik przerzucał kolejne stronice. Zdjęcia odzwierciedlały zmieniające się obiekty zainteresowania fotografa. Cysterna w centrum uwagi. Gapie nad wodą w centrum uwagi. Wrak samochodu w centrum uwagi. Zdjęcia przeglądowe. Zbliżenia wykonane teleobiektywem.
– A tu jest to interesujące zdjęcie – oznajmił Vanger. – Na ile udało nam się ustalić, zrobiono je między 15.40 a 15.45, to znaczy ponad czterdzieści pięć minut po tym, jak Harriet spotkała pastora. Spójrz na nasz dom, środkowe okno na piętrze. To jest pokój Harriet. Na poprzednim zdjęciu okno jest zamknięte. A tutaj otwarte.
– Ktoś był w jej pokoju.
– Pytałem wszystkich, ale nikt się nie przyznał do otwarcia okna.
– Co oznacza, że zrobiła to sama Harriet, czyli wtedy jeszcze żyła, albo ktoś po prostu kłamie. Ale dlaczego morderca miałby wejść do jej pokoju i otwierać okno? I dlaczego ktoś miałby kłamać?
Henrik Vanger pokręcił głową. Nie znał odpowiedzi.
– Harriet zniknęła około trzeciej. Albo zaraz po. Na podstawie tych zdjęć da się stwierdzić, co ludzie w tym czasie robili i gdzie się znajdowali. Dlatego niektórych mogę skreślić z listy podejrzanych. Z tego samego powodu mam prawo włączyć do grona podejrzanych te osoby, których nie ma na zdjęciach.
– Nie odpowiedziałeś na pytanie, w jaki sposób według ciebie zniknęło ciało. Teraz widzę, że istnieje jak najbardziej oczywiste wyjaśnienie. Wystarczy przyzwoity trik iluzjonisty.
– Tak naprawdę istnieje