Handlarz z Omska. Camilla Grebe. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Camilla Grebe
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-7999-303-1
Скачать книгу
zachwiał się i spadł na tory. Uderzył z całej siły kością policzkową o szynę; poczuł przeszywający ból. Chociaż dudniło mu w głowie, zdołał ją jeszcze unieść na tyle, że zdążył dostrzec czoło zardzewiałego pociągu, który pędził wprost na niego.

      I w tym momencie Iwan Iwanow zaczął się bać.

      Pierwszy i ostatni raz w życiu bardzo, ale to bardzo się wystraszył.

      Siedziba Maratechu, ulica Stromynka, Moskwa

      Winda mknęła ze świszczącym odgłosem w górę szklanego szybu. Zatrzymała się na dwudziestym pierwszym piętrze. Eskortujący prokuratora Skurowa pracownik szedł kilka metrów przed nim, po czym stanął przed szklanymi drzwiami otwieranymi za pomocą karty zbliżeniowej. W środku czekała już na niego sekretarka z uśmiechem na twarzy i zaprowadziła go do salki konferencyjnej z widokiem na park Sokolniki.

      – Dyrektor Blumenthal zaraz przyjdzie. Czy napije się pan czegoś?

      Skurow starał się nie okazywać zdziwienia. Uznał, że pewnie tak właśnie przyjmuje się dzisiaj gości w nowoczesnych firmach.

      – Poproszę o kawę – odpowiedział.

      Kiedy został sam, podszedł do ogromnych okien. Moskwianie chełpili się często, że park Sokolniki jest równie duży jak Central Park w Nowym Jorku, a z tej wysokości wyglądał rzeczywiście niczym potężne zielone płuco dotleniające miasto. Skurow przypomniał sobie w tym momencie zabójstwo wiceprezesa banku centralnego, którego dokonano tuż przy kompleksie treningowym klubu piłkarskiego Spartak położonym w parku. To skaza zawodowa, że mnóstwo miejsc w stolicy od razu kojarzył z przestępstwami, które w nich popełniono. Wyjaśnienie tamtej sprawy stanowiło jedno z jego największych dokonań i był z niego bardzo dumny.

      Sekretarka weszła znowu, postawiła na stoliku ładną filiżankę z pianką na wierzchu i talerzyk z ciastkiem i kawałkiem czekolady.

      – Cappuccino.

      Właściwie wolał czarną kawę, był bowiem produktem czasów, kiedy mleko należało do towarów trudno dostępnych, ale ostatecznie mógł się napić i takiej. Przełknął łyk. Smakowała naprawdę dobrze.

      – Prokuratorze Skurow! Witam w Maratechu.

      Skurow doznał szoku z dwóch powodów – po pierwsze, zaskoczyło go nagłe wejście, a także to, że dyrektor Blumenthal okazała się kobietą. Była ubrana w białą bluzkę i obcisłą spódnicę, a jej szczupła sylwetka kazała mu przypuszczać, że Blumenthal należy do rosnącego z każdym dniem zastępu moskiewskich porannych biegaczy. Podniósł się natychmiast i przywitał, próbując lewą dłonią dyskretnie wytrzeć piankę z mleka znad górnej wargi.

      – Przede wszystkim chcę powiedzieć, że wszyscy jesteśmy wstrząśnięci śmiercią Oscara – rzekła Wiera Blumenthal. – Domyślam się, że to jest powód pańskiej wizyty. Jeśli w jakikolwiek sposób moglibyśmy panu pomóc, oczywiście uczynimy to bez wahania.

      – Dziękuję. Pani była przełożoną Oscara. Miałbym do pani kilka drobnych pytań.

      – Oczywiście. Ale zanim do nich przejdziemy, chciałabym nadmienić, że cieszy się pan dobrą sławą.

      Twarz kobiety nagle przybrała pogodny, wręcz rozbawiony wyraz.

      – A to ciekawe – odpowiedział Skurow, który ciągle jeszcze czuł się trochę nieswojo, mając naprzeciw siebie tak zniewalająco atrakcyjną kobietę. Wyglądała jak wyjęta z jednego z tych pism, które czytywała jego córka, z „Elle” czy jak tam się nazywało. Gdzie pisano o zdrowiu, dietach, strojach i dobrym seksie.

      – To przecież pan rozwiązał sprawę tajemniczego morderstwa w parku przed naszą siedzibą. Wyrok zapadł chyba na początku roku?

      – Zgadza się – potwierdził z ociąganiem Skurow.

      Proces był relacjonowany w mediach, mimo to raczej rzadko zwracano uwagę na nazwisko prokuratora. Nagle sobie uzmysłowił, że Blumenthal udało się w ciągu kilku sekund w cudowny sposób sprawić, że poczuł się komfortowo w całkowicie obcym mu świecie.

      – Naprawdę nam ulżyło, kiedy udało się panu znaleźć sprawców.

      Skurow skinął głową z zadowoleniem, jednocześnie dziwiąc się trochę, że dyrektorce najwyraźniej wcale się nie spieszy. Z doświadczenia wiedział, że takie grube ryby zazwyczaj chcą mieć spotkania tego rodzaju jak najszybciej za sobą, bo uprzejma pogawędka z kimś takim jak on nie należy do ich świata. Właśnie otworzył usta, żeby się odezwać, gdy do salki wszedł ktoś jeszcze.

      – To Felix van Hek – oznajmiła Blumenthal. – Był kolegą Oscara z działu sprzedaży techniki.

      Dyrektor Blumenthal użyła słowa „technika”, które prawdopodobnie obejmowało wszystko, co Maratech kupował i sprzedawał. Także broń.

      Felix van Hek, będący przykładem niezwykle rzadkiego połączenia ciemnej skóry i niebieskich oczu, usiadł bez słowa obok swojej szefowej.

      – Czy mogliby państwo opowiedzieć mi trochę, czym się zajmujecie, a przede wszystkim czym zajmował się Oscar?

      – Oczywiście – odparła Blumenthal z uśmiechem, w którym jakby kryło się lekkie zaniepokojenie. – A ile pan wie o Maratechu?

      – Muszę przyznać, że bardzo mało.

      Skromna wiedza, jaką posiadł o armii, pochodziła z dwóch koszmarnych lat obowiązkowej służby wojskowej.

      – Broń i technologie zbrojeniowe zajmują w tym kraju obecnie od dwóch do trzech milionów ludzi i stanowią dwadzieścia procent naszego przemysłu wytwórczego.

      – Doprawdy? To ogromny udział procentowy. Myślałem, że w tych czasach proporcje są już zupełnie inne.

      Skurow pochylił się do przodu i sięgnął po małą butelkę perriera, której ładny zielony kolor i kształt zawsze podziwiał. Dzisiaj dawało się tę wodę kupić nawet w jego osiedlowym sklepie.

      – Wręcz przeciwnie – odezwała się Blumenthal. – Przemysł zbrojeniowy ciągle rośnie, a to dzięki coraz większym zamówieniom naszych sił zbrojnych oraz eksportowi. Broń jest jednym z nielicznych produktów, które wytwarzamy na poziomie umożliwiającym sprzedaż za granicę. Sądzę, że za kilka lat wartość tego eksportu ulegnie podwojeniu.

      – Przerażające – powiedział Skurow.

      Podwładny Wiery Blumenthal roześmiał się głośno, podczas gdy ona tylko uśmiechnęła się wyrozumiale.

      – Jesteśmy częścią państwowego koncernu zajmującego się importem i eksportem technologii, w tym także technologii zbrojeniowej. Oprócz tego Maratech jest monopolistą w dziedzinie wymiany handlowej z zagranicą, jeśli chodzi o technologię i produkty o tak zwanym podwójnym zakresie zastosowania, to znaczy produkty, które można wykorzystywać zarówno do celów cywilnych, jak i wojskowych. Prowadzimy interesy z siedemdziesięcioma krajami i osiągamy obroty na poziomie około dziesięciu miliardów dolarów. Naszym najważniejszym towarem eksportowym jest cały system obrony powietrznej: samoloty, helikoptery i system obrony przeciwlotniczej. Rosja jest największym po Stanach Zjednoczonych eksporterem broni. Mamy klientów na całym świecie. Niedawno otrzymaliśmy od USA zamówienie na helikoptery o wartości miliarda dolarów przeznaczone jako wsparcie dla armii w Afganistanie.

      Skurow słuchał uważnie. To był dla niego zupełnie nowy świat. Tak zwany sektor przemysłu zbrojeniowego stanowił zawsze ważny czynnik władzy w Związku Sowieckim, a to, co przed chwilą usłyszał, oznaczało, że nic się nie zmieniło pod tym względem. Z drugiej strony jednak, musiał przyznać, czuł nawet swego rodzaju zadowolenie, że jego ojczysty kraj podniósł się