Niemożliwe, żeby jego dni dobiegły kresu w tej wstrętnej norze, powiedziała sobie. Chłopiec, jakby czytał w jej myślach, spytał:
– A jeżeli umrzemy, myślisz, że spotkamy się z tatą?
– Pst, nie mów tak – upomniała go i ucałowała w policzek.
Jej mąż, ojciec Iłchara, zginął w pierwszej wojnie czeczeńskiej, tuż przed zawieszeniem broni w 1996 roku. Czasami rozmawiała o tym ze swoją mamą – wielu mężczyznom w ich rodzinie się nie poszczęściło, bo umarli albo przed samą deportacją, albo przed końcem wojny.
– No ale myślisz, że się spotkamy?
Zastanowiła się przez chwilę. Czy w to wierzyła? Czy wierzyła w Boga po tym wszystkim, co się wydarzyło, czy wierzyła w inne życie? W raj, do którego, jak opowiadał imam, trafiają męczennicy?
– Tak – odrzekła. – Naprawdę w to wierzę. Wierzę, że tata gdzieś tam jest i że się z nim spotkamy. Ale jeszcze nie teraz, skarbie. Jak nas tylko wypuszczą, od razu pojedziemy do domu, do Gudermesu. Nie zostaniemy w Moskwie.
W chwili, gdy Iłchar westchnął głęboko, a z jego płuc dobył się ochrypły świst, za drzwiami rozległy się kroki. Ktoś odsunął rygiel i otworzył ciężkie drzwi. Kiedy ostre jasne światło wlało się do środka, odruchowo zmrużyła oczy.
– Wychodzić! – rzucił ktoś po rosyjsku.
Iłchar dźwignął się na czworakach z materaca i znowu zakaszlał.
– On nie. Tylko ty.
Zerknęła w stronę drzwi, ale światło wciąż było tak intensywne, że musiała z powrotem zamknąć powieki. Zdążyła jedynie dostrzec sylwetkę mężczyzny odcinającą się na białym tle. Ostrożnie, powoli wstała. Wycieńczenie z powodu braku jedzenia i siedzenia w tym zimnym, wilgotnym pomieszczeniu sprawiły, że ciało jej zesztywniało i teraz odmawiało posłuszeństwa.
Mężczyzna złapał ją mocno za ramię i wyciągnął na zewnątrz.
Drzwi zatrzasnęły się z hukiem za Ałłą Radujewą.
Znajdowała się w pomieszczeniu oświetlonym przez gołe żarówki zwisające spod sufitu. Na plastikowym stole stojącym pośrodku leżała czarna sukienka i podłużna paczka z rzemieniami przymocowanymi do obu końców.
– Pomożesz nam w jednej sprawie – powiedział mężczyzna, który wyprowadził ją z ciemnicy. – Jak to zrobisz, wypuścimy twojego syna.
Kuskowo, na południowy wschód od Moskwy, 10 maja
Przedarli się przez korki w porze lunchu w miarę szybko – Nikołaj nie musiał nawet ani razu jechać przeciwległym pasem, co w dzikim moskiewskim ruchu zdarzało się wcale nierzadko. Zmierzali na doroczne spotkanie zarządu Pioneer Capital, które miało się odbyć w pałacu kuskowskim.
Nikołaj uśmiechnął się tak szeroko, że aż błysnęły mu złote zęby w ogorzałej twarzy.
– Najpierw pańscy wielcy szefowie będą mówić o ważnych biznesach, a potem przyjdzie pora na co innego, no nie? – powiedział, postukując się wyprostowanym palcem wskazującym w szyję, którym to gestem co najmniej od czasów Piotra Wielkiego obrazowo przedstawiano nadmierne picie.
Po libacjach w Wanilu i w Szambale Tom nie zamierzał już uczestniczyć w żadnych imprezach, ale obawiał się, że samo postanowienie nie wystarczy.
Nikołaj zwolnił. Ich oczom ukazały się dwa pałace. Jeden ciągnął się wzdłuż skraju parku, a drugi rozlewał się w postaci eterycznego lustrzanego odbicia na tafli jeziora u jego stóp.
– Hrabia Szeremietiew nie należał raczej do skromnych – stwierdził Tom.
– Święta prawda – odpowiedział Nikołaj. – Mnie by wystarczyła już połowa tych kochanek, z którymi się zabawiał. A pałaców i posiadłości więcej od niego miał jedynie car. Chyba nie weźmie mi pan za złe, jeśli przypomnę, że właśnie jeden z Szeremietiewów spuścił wam, Szwedom, niezłe lanie pod Połtawą.
Tom się uśmiechnął, lecz darował sobie komentarz.
– Hrabia miał jeden cel: zbudować pałac godny cara. Kuskowo to trzysta hektarów, wielkie jak sowchoz. Podobno często przyjeżdżała tu caryca Katarzyna. Czasami ze swoim kochankiem Potiomkinem.
– Ale zdarzało się, że wpuszczała pod spódnicę i hrabiego – roześmiał się Nikołaj. – Ona to dopiero miała kochanków, nieprzebrany tłum. Jak skończyła sześćdziesiątkę, upodobała sobie młodych chłopców. Podobno włos jeżył się na głowie od tego, co z nimi wyprawiała. – Nikołaj zatrzymał bmw. Wyjął papierosa z ust i roześmiał się głośno. – Czort woz’mi! Lepiej już służyć na froncie!
Tom zatrzymał chłopca w osiemnastowiecznym stroju i spytał, gdzie odbywa się posiedzenie zarządu.
– Już nawet dzieci biorą do pracy! – fuknął Nikołaj, gdy Tom pomachał mu na pożegnanie i ruszył żwirową alejką w kierunku oranżerii. Wyglądała jak gigantyczna napoleonka rozłożona w ogromnym parku.
Kiedy usiadł wśród drzewek pomarańczowych, ubrani w liberie kelnerzy zaserwowali mu bliny, sałatkę owocową i kawę. Na chwilę przestał myśleć o mającym się niedługo rozpocząć posiedzeniu i obserwował personel obsługujący gości. Ci młodzi ludzie z całą pewnością mieli wyższe wykształcenie, ale zdawali sobie sprawę, że pracując jako kelnerzy, zarobią kilkakrotnie więcej, niż gdyby wykonywali swoje wyuczone akademickie zawody – przynajmniej na razie. Tempo dokonujących się zmian było brutalne, a ich pierwsze rezultaty już dawało się zauważyć. Stopniowo wyzwalała się z ludzi tłumiona przez całe pokolenia kreatywność i coraz silniej zaznaczała się wola poprawienia sobie warunków życia, też zagłuszana przez stulecia.
Każdy, kto chciał, mógł zaczynać nawet z pustymi rękami, byle tylko coś go wyróżniało – inteligencja, siła, bezwględność czy na przykład koneksje. Wtedy miał szansę dołączyć do grona rosyjskich celebrytów i ciągle rosnącego zastępu miliarderów.
Gwiazda Rosji przez wiele ostatnich lat coraz mocniej rozbłyskiwała na międzynarodowym firmamencie, ale dopiero teraz świat się obudził i panująca przez wieki nieufność, lęk i dezinformacja zaczęły ustępować bardziej zróżnicowanemu obrazowi tego kraju.
W Rosji nastąpiła nowa epoka, pojawił się nowy typ Rosjan, nieznany dotąd światu.
– Tom!
Był tylko jeden człowiek, który mógł wymówić jego imię z takim nosowym zaśpiewem typowym dla klas wyższych.
Lord Pendergast, the seventh Earl of Herefordshire, był założycielem i większościowym udziałowcem Pioneer Capital. Wśród pracowników znany jako Poltergeist, a w angielskich kręgach finansowych nazywany Redem Vaderem. Powiadano, że jest spokrewniony z domem królewskim Stuartów, co zresztą było widać – podobnie jak wszyscy członkowie niewielkich ludów syberyjskich mają trochę dziwny wygląd, ponieważ od pokoleń małżeństwa zawierają osoby bliżej lub dalej ze sobą spokrewnione.
Prezes zarządu miał cofnięty podbródek i bujną rudawą grzywę. W najlepszych chwilach rozwiane, sterczące wokół twarzy włosy przypominały grzywę szetlandzkiego kuca. Ale w saunie, gdzie pewnego razu zebrali się wszyscy dyrektorzy firmy i robili rzeczy, które nie przysporzyłyby im chwały, gdyby wyciekły do bulwarowej angielskiej prasy, imponująca czupryna szybko zamieniła się w nędzne, cienkie strąki.
Pan