Wszelkie Niezbędne Środki . Джек Марс. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Джек Марс
Издательство: Lukeman Literary Management Ltd
Серия: Opowieść o Luke'u Stonie
Жанр произведения: Современные детективы
Год издания: 0
isbn: 9781632916099
Скачать книгу
konta w Royal Heritage, które jest wyświetlone tutaj, na prawym monitorze.

      Luke spojrzał na konto po prawej. Jego saldo wynosiło ponad czterdzieści cztery miliony dolarów.

      – Ktoś ubił dobry interes, zatrudniając Bryanta – powiedział.

      – Otóż to! – odpowiedział Swann.

      – Kto to jest?

      – To ten człowiek.

      Na ekranie wyświetlił się dowód tożsamości ze zdjęciem. Przedstawiało mężczyznę w średnim wieku z częściowo posiwiałymi ciemnymi włosami. – To jest Ali Nassar. 57 lat, Irańczyk. Urodził się w Teheranie we wpływowej i zamożnej rodzinie. Studiował w London School of Economics, a później na wydziale prawniczym na Harvardzie. Wrócił do domu i zdobył następny stopień prawniczy, tym razem na Uniwersytecie Teherańskim. W rezultacie miał praktykę w dziedzinie prawa zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Iranie. Przez większość swojej kariery uczestniczył w międzynarodowych negocjacjach handlowych. Mieszka tu, w Nowym Jorku i obecnie jest irańskim dyplomatą w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Ma pełny immunitet dyplomatyczny.

      Luke pogładził podbródek. Wyczuł kilkudniowy zarost. Zaczynało ogarniać go zmęczenie. – Mówiąc wprost, Nassar zapłacił Kenowi Bryantowi, prawdopodobnie za dostęp do szpitala, a także za informacje o zabezpieczeniach i sposobie ich obejścia.

      – Przypuszczalnie, tak.

      – Więc prowadzi organizację terrorystyczną w Nowym Jorku, jest współwinny kradzieży niebezpiecznych substancji i co najmniej czterech zabójstw, a przy tym nie może być oskarżony na mocy amerykańskiego prawa?

      – Właśnie tak to wygląda.

      – Dobrze. Masz otwarte to konto, prawda? Sprawdźmy, dokąd jeszcze wysyłał pieniądze.

      – To mi zajmie chwilę.

      – Nie ma problemu. Mam coś do załatwienia w międzyczasie.

      Luke zerknął na Eda Newsama. Miał surowy wyraz twarzy, a jego wzrok był płaski i pusty.

      – To co, Ed? Masz ochotę na przejażdżkę ze mną? Może powinniśmy złożyć wizytę panu Alemu Nassarowi.

      Newsam się uśmiechnął, ale wyglądał, jakby jeszcze bardziej spochmurniał.

      – Brzmi nieźle.

      Rozdział 10

      6:20 rano

      Congressional Wellness Center – Waszyngton, DC

      Znalezienie tego nie było łatwe.

      Jeremy Spencer stał przed zamkniętymi szarymi stalowymi drzwiami w piwnicach biurowca Rayburn House. Drzwi były schowane w rogu podziemnego parkingu. Tylko nieliczni wiedzieli, że to miejsce istnieje. Jeszcze mniej osób wiedziało, gdzie się znajduje. Czuł się głupio, ale mimo to zapukał do drzwi.

      Ktoś otworzył mu drzwi domofonem. Pociągnął za klamkę i poczuł w żołądku dobrze znane uczucie niepewności. Wiedział, że kongresowa siłownia była niedostępna dla każdego z wyjątkiem członków Kongresu Stanów Zjednoczonych. A jednak, mimo że naruszało to wieloletnie procedury, zaproszono go do środka.

      To był najważniejszy dzień w jego młodym życiu. Przed trzema laty przyjechał do Waszyngtonu i piął się coraz wyżej.

      Siedem lat temu był wieśniakiem parkującym przyczepy w północnej części Nowego Jorku. Następnie otrzymał pełne stypendium na Uniwersytecie Stanowym w Nowym Jorku w Binghamton. Zamiast wyluzować i korzystać z darmowej podwózki, został przewodniczącym kampusu Republikanie i komentatorem w gazetce szkolnej. Niedługo potem pisał dla Breitbart i Drudge. Teraz, co później mogło wyglądać na głęboki oddech, był reporterem Newsmax, specjalizującym się w dostarczaniu informacji na temat Kapitolu.

      Siłownia była mało oryginalna. Jej wyposażenie ograniczało się do kilku urządzeń do treningu cardio, luster i paru wolnych ciężarów na stelażu. Na bieżni ćwiczył starszy mężczyzna ze słuchawkami w uszach, ubrany w spodnie od dresu i podkoszulek. Jeremy wszedł do cichej szatni. Skręcił za rogiem i stanął naprzeciwko człowieka, z którym miał się spotkać.

      Mężczyzna był wysoki, siwy i po pięćdziesiątce. Stał przed otwartą szafką, więc Jeremy widział go z profilu. Jego plecy były proste, szczęka wystająca. Miał na sobie mokry od potu T-shirt i spodenki. Barki, ramiona, klatka piersiowa, nogi, całe jego ciało było muskularne i wyrzeźbione. Wyglądał jak przywódca ludzi.

      Nazywał się William Ryan i od dziewięciu kadencji był reprezentantem z Karoliny Północnej oraz spikerem Izby Reprezentantów. Jeremy wiedział o nim wszystko. Jego rodzina była bogata od pokoleń i posiadała plantacje tytoniu jeszcze sprzed czasów Rewolucji. Jego prapradziadek był Senatorem Stanów Zjednoczonych podczas Rekonstrukcji USA. Pierwszy w swojej klasie został absolwentem uczelni Citadel. Był czarujący, łaskawy, a jego sposób sprawowania władzy budził zaufanie i wrażenie tak pełnych uprawnień, że mało kto w partii ośmielał mu się sprzeciwić.

      – Czy pan spiker?

      Ryan odwrócił się, zobaczył Jeremy'ego i błysnął jasnym uśmiechem. Na jego ciemnoniebieskim T-shircie widniały białe i czerwone litery układające się w napis DUMNY AMERYKANIN. Wyciągnął rękę na powitanie. – Przepraszam – powiedział – jeszcze jestem spocony.

      – Żaden problem, proszę pana.

      – Dobrze – powiedział Ryan – dajmy spokój z tym „panem”. Prywatnie mów mi Bill. Jeśli to dla ciebie niekomfortowe, zwracaj się do mnie, używając mojego tytułu. Chcę, żebyś coś wiedział. Poprosiłem o ciebie i daję ci wyłączność. Możliwe, że dziś wieczorem będę musiał wziąć udział w konferencji ze wszystkimi mediami. Jeszcze nie wiem. Jednak do tego czasu, przez cały dzień, moje przemyślenia dotyczące tego kryzysu będą podpisane twoim nazwiskiem. Jak ci się podoba?

      – Bardzo – powiedział Jeremy. – To zaszczyt. Tylko dlaczego ja?

      Ryan zniżył głos. – Dobry z ciebie dzieciak. Od dawna obserwuję twoje postępy. Chciałbym dać ci radę. Całkowicie nieoficjalnie. Po dzisiejszym dniu przestaniesz być psem bojowym. Jesteś doświadczonym dziennikarzem. Chcę, żebyś opublikował słowo w słowo wszystko, co powiem, ale dopiero jutro, chcę, żeby twój materiał stał się trochę bardziej… dopracowany, że tak powiem. Newsmax'owi niczego nie brakuje, ale za rok widzę cię w „Washington Post”. To tam cię potrzebujemy i tak się stanie. Przedtem jednak ludzie muszą uwierzyć, jak dojrzały jesteś i że dorosłeś do roli tak zwanego uczciwego i zrównoważonego mainstreamowego reportera. Nie jest istotne, czy rzeczywiście tak jest, czy nie. Ważne jest, jak cię postrzegają. Rozumiesz, co mam na myśli?

      – Myślę, że tak – powiedział Jeremy. Krew pulsowała mu w uszach. Słowa były podniecające i przerażające jednocześnie.

      – Wszyscy potrzebujemy przyjaciół na wysokich stanowiskach – powiedział spiker. – Ja też. A teraz odpalaj.

      Jeremy wyjął telefon. – Nagrywanie włączone od… teraz. Proszę pana, czy jest pan świadom masowej kradzieży radioaktywnego materiału, która miała miejsce w Nowy Jorku tej nocy?

      – Jestem więcej niż świadom – odrzekł Ryan. – Tak jak wszyscy Amerykanie jestem tym głęboko zaniepokojony. Moi asystenci obudzili mnie o 4 rano i przekazali mi tę wiadomość. Wszyscy jesteśmy w dobrym kontakcie z wywiadem i dokładnie przyglądamy się całej sytuacji. Jak dobrze wiesz, pracowałem nad deklaracją kongresową dotyczącą wypowiedzenia wojny Iranowi, którą za każdym razem odrzucał prezydent i jego partia. Jesteśmy w sytuacji, w której Iran okupuje naszych sojuszników, suwerenny naród iracki, a nasz własny personel musi przechodzić przez irańskie punkty kontrolne, aby dostać się do ambasady lub ją opuścić. Nie wierzę, że nastąpiła seria tak poniżających zdarzeń od czasów kryzysu z zakładnikami