Wszelkie Niezbędne Środki . Джек Марс. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Джек Марс
Издательство: Lukeman Literary Management Ltd
Серия: Opowieść o Luke'u Stonie
Жанр произведения: Современные детективы
Год издания: 0
isbn: 9781632916099
Скачать книгу
Jesteś jeszcze ze mną?

      – Czy mogłabym być gdzieś indziej?

      Luke kiwnął głową. – Dobrze. Jeszcze jedna rzecz. Monitoring na terenie szpitala jest wyłączony, ale w sąsiedztwie muszą być jakieś kamery. Kiedy dotrzesz do centrum dowodzenia, weź kilku naszych ludzi. Niech przeszukają teren w promieniu pięciu bloków od szpitala i wyciągną materiał wideo od, powiedzmy, 20:00 do 1:00. Chcę obejrzeć każdy firmowy lub dostawczy samochód, który przejeżdżał w pobliżu szpitala w tym czasie. Najważniejsze są małe furgony dostawcze, furgonetki z chlebem czy z hot-dogami, wszystko, co jechało tutejszymi ulicami. Wszystko to, co małe, wygodne i co może przewieźć ukryty ładunek. Mniejszy priorytet mają przyczepy ciągnikowe, autobusy czy maszyny budowlane, ale nie przegapcie ich. Najmniej ważne są samochody kempingowe, pickupy i SUV-y. Chcę mieć zdjęcia tablic rejestracyjnych i dane właściciela. Jeśli zauważycie podejrzany pojazd, poszukajcie więcej nagrań, na których został zarejestrowany lub rozszerzcie obszar poszukiwań i dowiedzcie się, dokąd pojechał.

      – Luke – powiedziała – będę do tego potrzebować więcej niż kilku ludzi.

      Luke zastanowił się nad tym przez dwie sekundy. – Dobrze, ściągnij ludzi z domów, każ im przyjechać do siedziby SRT i daj im dane tablic rejestracyjnych. Niech śledzą stamtąd właścicieli pojazdów.

      – Rozumiem.

      Rozłączyli się. Luke wrócił myślami do chwili obecnej i wpadł na nowy pomysł. Spojrzał na Kurta Myersona.

      – Dobrze, Kurt. Teraz najważniejsze. Musimy zamknąć szpital. Trzeba zebrać i odizolować wszystkich, którzy pracowali na dzisiejszej zmianie. Ludzie będą gadać. Rozumiem to, ale musimy ukryć tę sprawę przed mediami tak długo, jak to możliwe. Jeśli to się wyda, będzie panika, policja odbierze dziesięć tysięcy telefonów z fałszywymi tropami, a te typki obejrzą przebieg całej sprawy w telewizji. Nie możemy na to pozwolić.

      Przeszli przez następne podwójne drzwi i weszli do głównego holu szpitala. Cała fasada była szklana. Kilku ochroniarzy stało nieopodal zamkniętych drzwi frontowych.

      Na zewnątrz rozgrywało się widowisko. Tłum reporterów napierał na barierki policyjne na chodniku. Paparazzi przywarli do okien i fotografowali wnętrze holu. Wozy transmisyjne były zaparkowane na ulicy w dziesięciu rzędach. W czasie, gdy Luke na to wszystko patrzył, trzech reporterów z różnych stacji TV filmowało ujęcia, stojąc bezpośrednio przed szpitalem.

      – Coś mówiłeś?

      Rozdział 6

      5:10 rano

      Wnętrze vana

      Eldrick był chory.

      Siedział na tylnym siedzeniu w vanie, obejmując podkurczone nogi i zastanawiał się, w co się wpakował. Będąc w więzieniu, spotkał się z wieloma patologiami, ale nie z czymś takim.

      Siedzący przed nim Ezatullah rozmawiał przez telefon, krzycząc coś po persku. Rozmawiał już od kilku godzin. Słowa nic nie znaczyły dla Eldricka. Brzmiały jak bełkot. Naprawdę liczyło się to, że Ezatullah szkolił się w Londynie jako inżynier chemik, ale zamiast znaleźć sobie pracę, poszedł na wojnę. Miał trzydzieści kilka lat, szeroką bliznę wzdłuż policzka i, jeśli mu wierzyć, prowadził świętą wojnę w sześciu krajach – do Ameryki przybył w tym samym celu.

      Wrzeszczał do słuchawki raz za razem, zanim nawiązał rozmowę. Kiedy w końcu ktoś zgłosił się po drugiej stronie, zaczął od wykrzyczenia kilku argumentów. Po kilku minutach uspokoił się i słuchał, po czym się rozłączył.

      Eldrick był czerwony na twarzy. Miał gorączkę. Czuł, jak coś go wypala od wewnątrz. Jego serce waliło jak oszalałe. Nie wymiotował, ale robiło mu się niedobrze. Od dwóch godzin czekali w wyznaczonym miejscu przy waterfroncie w South Bronx. To miała być łatwa robota – ukraść materiały, jechać vanem przez dziesięć minut, spotkać się z kontaktami i odejść. Tyle że kontakty nigdy się nie pojawiły.

      Teraz byli… gdzieś. Eldrick nie wiedział, gdzie. Na chwilę stracił przytomność. Przebudził się, ale wszystko przypominało niejasny sen. Byli na autostradzie. Momo prowadził, więc musiał wiedzieć, dokąd jechali. Ekspert w dziedzinie technologii, Momo, ze swoim chudym niewyrzeźbionym ciałem wyglądał na tego, kim był. Był tak młody, że na jego twarzy nie było ani jednej zmarszczki. Wyglądał, jakby nie mógł zapuścić brody, nawet gdyby chodziło o samego Allaha.

      – Mamy nowe instrukcje – powiedział Ezatullah.

      Eldrick jęknął, pragnąc umrzeć. Nie wiedział, że można czuć się tak chorym.

      – Muszę wysiąść z tego vana – powiedział Eldrick.

      – Zamknij się, Abdul!

      Eldrick zapomniał – teraz nazywał się Abdul Malik. Czuł się dziwnie, kiedy ktoś nazywał go Abdul. On, Eldrick, przez większość swojego życia był dumnym czarnym mężczyzną, dumnym Amerykaninem. Czując się tak chorym, jak teraz, żałował, że to zmienił. Zmiana wyznania w więzieniu była najgłupszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobił.

      Cały ten syf był z tyłu. Było tego mnóstwo, we wszystkich rodzajach kanistrów i pudeł. Niektóre przeciekały i właśnie ich zabijały. Zabiły już Bibiego. Dureń otworzył kanister, kiedy byli jeszcze w sejfie. Był nadzwyczaj silny i wyrwał pokrywę. Dlaczego to zrobił? Eldrick przypomniał sobie Bibiego trzymającego kanister. „Tu nic nie ma” – powiedział. Potem przysunął sobie to do nosa.

      W ciągu minuty zaczął kaszleć. Osunął się na kolana. Za chwilę był już na czterech, kaszląc.

      – Mam coś w płucach – powiedział. – Nie mogę się tego pozbyć. – Zaczął łapać powietrze. Odgłos był okropny.

      Ezatullah podszedł i strzelił mu w tył głowy.

      – Uwierz mi, wyświadczyłem mu przysługę – powiedział.

      Teraz van sunął przez tunel. Długi, wąski i ciemny tunel z pomarańczowymi światłami zwiększającymi się nad głową. Eldrickowi kręciło się w głowie od tych świateł.

      – Muszę wysiąść z tego vana! – krzyknął. – Muszę wysiąść z tego vana! Muszę…

      Ezatullah się odwrócił. Jego pistolet był wycelowany w głowę Eldricka.

      – Cicho! Rozmawiam przez telefon.

      Rozcięta twarz Ezatullaha byłą czerwona. Pocił się.

      – Zabijesz mnie tak jak Bibiego?

      – Ibrahim był moim przyjacielem – powiedział Ezatullah. – Zabiłem go z litości. Ciebie zabiję, żebyś się zamknął. – Przycisnął lufę do czoła Eldricka.

      – Zastrzel mnie. Nie zależy mi. – Eldrick zamknął oczy.

      Kiedy znów je otworzył, Ezatullah był odwrócony do niego plecami. Wciąż jechali tunelem. Światła było za dużo. Nagła fala nudności ogarnęła Eldricka i silny spazm targnął jego ciałem. Ścisnął mu się żołądek i poczuł kwas w gardle. Zgiął się w pół i zwymiotował na podłogę między własnymi butami.

      Minęło kilka sekund. Fala smrodu uderzyła go w twarz i znów zebrało mu się na wymioty.

      „Boże” – błagał bezgłośnie – „pozwól mi umrzeć”.

      Rozdział 7

      5:33 rano

      Harlem Wschodni, dzielnica Manhattanu

      Luke wstrzymał oddech. Nie przepadał za głośnymi dźwiękami, a właśnie nadchodziła piekielnie wielka fala hałasu.

      Stał nieruchomo w ponurym świetle kamienicy w Harlem. W ręku miał broń,