Jednak to niszczycielska siła ognia stanowi chyba największy problem, rozważał dalej Banks. Płomienie i temperatura całkowicie niszczą wiele przedmiotów, inne zaś zmieniają nie do poznania. Banks pamiętał ze spalonej hurtowni, że zniekształcone i powyginane kształty, które nie kojarzyły mu się z czymkolwiek – zupełnie jak fotografie sprzętów wykonane pod nietypowym kątem, pokazywane uczestnikom emitowanych dawniej teleturniejów w celu rozpoznania – miały wyraźny kształt i konkretne przeznaczenie w oczach Hamiltona, który potrafił podnieść z podłogi jakiś czarny obiekt, zdeformowany niczym artefakt na obrazach Dalego, i rozpoznać w nim pustą puszkę, zapalniczkę, a nawet stopiony kieliszek do wina.
Barka miała dziewięć i pół albo dziesięć metrów długości. Większość drewnianego dachu i ścian uległa spaleniu, przybierając kształt czarnych, nieforemnych zgliszczy – sofy, łóżek, komody i resztek sufitu – najpierw zniszczonych przez ogień, a następnie oblanych wodą ze strażackich węży. Wyglądało na to, że po jednej stronie kajuty znajdowała się półka z książkami. Banks dostrzegł na podłodze przemoczone tomy. Przez maskę nie czuł żadnego zapachu, ale został mu w pamięci kwaśny odór spalonego plastiku, gumy oraz tkanin, który dolatywał do jego nozdrzy wcześniej, jeszcze nad brzegiem kanału. Ponieważ niemal wszystkie okna popękały, a schody i drzwi się spaliły, nie sposób było stwierdzić, czy ktokolwiek wtargnął na barkę siłą.
Banks szedł ostrożnie za Hamiltonem, który od czasu do czasu się zatrzymywał, żeby zrobić szybki szkic albo uważniej się przyjrzeć czemuś, co następnie kazał Terry’emu Bradfordowi umieścić w plastikowej torebce. Powoli przemierzali pogorzelisko. Banks słyszał pracę kamery, którą trzymał, gdy Peter Darby robił aparatem fotograficznym zdjęcia detali wskazanych mu przez Hamiltona.
– Wygląda na to, że pożar się zaczął tutaj – stwierdził Hamilton, gdy dotarli do środka części mieszkalnej.
Banks widział, że zniszczenia są w tym miejscu znacznie poważniejsze niż gdzie indziej, a stopień spalenia przedmiotów większy od tego, który widzieli dotychczas. Musieli uważnie stąpać, żeby przejść między poniewierającymi się wszędzie na podłodze spalonymi resztkami. Głos Hamiltona tłumiła maska, ale Banks wystarczająco dobrze rozumiał jego słowa.
– To ognisko powstania pożaru. Wyraźnie widać, że podłoga jest wypalona bardziej niż po przeciwległej stronie. – Hamilton podniósł nadpalony kawałek drewna. – Ogień przemieszcza się do góry, dlatego należy zakładać, że powstał w najniższym punkcie obszaru o największym wypaleniu. To tutaj. – Hamilton zdjął maskę i kazał Banksowi zrobić to samo.
Inspektor zastosował się do polecenia.
– Czuje pan coś? – zapytał Hamilton.
Odór spalonej gumy mieszał się z zapachem popiołu, ale Banks poczuł coś jakby znajomego.
– Terpentyna? – powiedział niepewnie.
Hamilton wyjął z torby na narzędzia jakiś mały gadżet w kształcie tuby, a następnie schylił się, żeby ustawić go nad podłogą.
– To detektor fotojonizacyjny, znany jako wąchacz – wyjaśnił. – Powinien nam powiedzieć, czy używano tu cieczy łatwopalnych i… – Hamilton włączył urządzenie. – Rzeczywiście, użyto przyśpieszacza.
Hamilton polecił Terry’emu Bradfordowi, żeby szuflą nagarnął mniej więcej dwa, trzy litry spalonych szczątków do szklanego słoja, a następnie szczelnie go zamknął. – Do chromatografii gazowej – powiedział i kazał Bradfordowi zrobić to samo w innych częściach pomieszczenia. – Wygląda na pożar z kilkoma ogniskami – wyjaśnił. – Dokładne oględziny pozwalają stwierdzić, że w tym pomieszczeniu ogień pojawił się w kilku miejscach, połączonych wąskimi liniami większego zwęglenia, tak zwanymi wstęgami.
Banks wiedział, że pożar z kilkoma ogniskami sugeruje podpalenie, wiedział też jednak, że jest jeszcze za wcześnie, by mógł zmusić Hamiltona, aby to przyznał. Peter Darby pstryknął kilka zdjęć swoim pentaxem.
– Czy woda, której użyli strażacy, nie zmyła śladów przyśpieszacza? – zapytał.
– Wbrew temu, co można by przypuszczać, woda doskonale spowalnia cały proces odparowania, ponieważ obniża temperaturę. W rzeczywistości konserwuje ślady przyśpieszaczy. Może mi pan wierzyć, że jeśli używano tutaj jakichkolwiek cieczy łatwopalnych, a wskazania wąchacza każą przypuszczać, że tak, to ich ślady zachowały się w resztkach dywanu oraz desek podłogowych.
Terry Bradford pochylił się, żeby usunąć z podłogi nadpalony fragment sufitu i odsłonił całkowicie niemal spalone ludzkie zwłoki leżące na brzuchu. Najpierw nie sposób było stwierdzić, czy należały do mężczyzny czy do kobiety, ale Banks założył, że to najprawdopodobniej osobnik, którego Mark znał jako Toma. Wydawało się, że był to człowiek niskiego wzrostu, Banks wiedział jednak, że ogień czasem zmienia ludzkie ciało nie do poznania. Do pękniętej czaszki wciąż przylegało kilka kępek rudych włosów, w niektórych miejscach ogień zwęglił fragmenty ciała. Mimo to wciąż widać było kawałki niebieskiej dżinsowej koszuli na plecach i resztki dżinsowych spodni, które ofiara niewątpliwie miała na sobie w chwili śmierci.
– To dziwne – stwierdził Hamilton, pochylając się, żeby dokładniej obejrzeć ciało.
– Co?
– Ludzie, których pokonał ogień albo wdychany dym i gazy pożarowe, zwykle upadają na plecy – wyjaśnił Hamilton. – Dlatego tak często widzi się kolana i pięści uniesione w tak zwanej pozycji bokserskiej. Powoduje ją skurcz mięśni wskutek gwałtownego wzrostu temperatury od płomieni. Proszę spojrzeć, widać głębsze wypalenia dookoła zwłok, w miejscu, gdzie łatwopalna ciecz wsiąk ła w szczeliny między deskami, to samo zobaczymy prawdopodobnie pod ciałem. Zwęglenie jest wyraźnie większe wokół miejsca znalezienia zwłok, a zniszczenia znacznie poważniejsze w tej części pomieszczenia.
– Niech mi pan powie, czy miałby szansę uciec, gdyby był przytomny i świadomy w momencie powstania pożaru? – zapytał Banks.
– Trudno stwierdzić – odpowiedział Hamilton. – Leży na brzuchu, głową w kierunku źródła ognia. Gdyby próbował uciec, najprawdopodobniej szedłby albo się czołgał w przeciwnym kierunku, do wyjścia.
– Ale czy byłby w stanie stąd uciec, gdyby widział rozprzestrzeniający się ogień?
– Wiemy, że runęła na niego część sufitu. Niewykluczone, że stało się to, zanim zdołał uciec. Może był naćpany, albo pijany, kto wie? Nie wciągnie mnie pan w spekulacje na ten temat. Obawiam się, Banks, że trzeba będzie poczekać na wyniki sekcji zwłok oraz badań toksykologicznych, żeby odpowiedzieć na pańskie pytania.
– Jakieś ślady pojemnika po cieczy albo zapałek lub zapalniczki?
– Jest tu wiele potencjalnych pojemników, ale na żadnym nie napisano drukowanymi literami nazwy cieczy łatwopalnej. Trzeba je wszystkie przebadać. Możliwe, że do wzniecenia pożaru użyto zapałki, z której niestety niewiele pozostało.
– A więc działanie celowe?
– Jeszcze nie wyciągnąłem ostatecznych