Podpalacz. Peter Robinson. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Peter Robinson
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-7508-952-3
Скачать книгу
przybędzie Geoff Hamilton, Banks będzie mu towarzyszył w oględzinach miejsca pożaru, podobnie jak poprzednim razem. Strażacy nie mają uprawnień, żeby formalnie stwierdzać przyczyny pożarów, Hamilton robi to więc we współpracy ze śledczymi i technikami kryminalistycznymi. To on sporządzi raport dla koronera. W pożarze hurtowni nikt nie ucierpiał, teraz jednak było inaczej. Banks nie lubił widoku spalonych ciał – dość się już na nie napatrzył, żeby zaliczyć ogień do tych rzeczy, których się bał i jednocześnie szanował bardziej niż cokolwiek innego. Gdyby musiał wybierać między ofiarą pożaru a topielcem, zapewne wybrałby widok rozdętych, zniekształconych zwłok tego ostatniego niż zwęglonych i łuszczących się szczątków strawionych przez płomienie. Ale wybór nie byłby łatwy. Ogień czy woda?

      Istniał jeszcze jeden powód, dla którego Banks odczuwał przygnębienie. Właśnie się zaczynał piątkowy poranek i inspektor coraz wyraźniej widział, że szanse na zaplanowany weekend z Michelle Hart maleją. Jeśli pożar naprawdę powstał w wyniku podpalenia, a zatem zabito dwie osoby, to Banks będzie musiał pożegnać się z urlopem oraz pracować bez przerwy, dzień i noc. Zadzwoni do Michelle, która przynajmniej to zrozumie. Jako inspektor policji w Cambridgeshire dobrze wiedziała, jak nieprzewidywalna jest ta służba. Nadal mieszkała i pracowała w Peterborough, mimo kontrowersyjnego zakończenia sprawy, którą prowadziła wspólnie z Banksem ubiegłego lata.

      Posterunkowy Smythe wrócił, niosąc cztery plastikowe kubki i termos. Była to kawa rozpuszczalna, w dodatku słaba, ale przynajmniej wciąż gorąca: para, która się nad nią unosiła, gdy Smythe zaczął ją rozlewać, choć trochę odpędziła chłód poranka. Banks sięgnął do kieszeni po piersiówkę, prezent urodzinowy od ojca, i zaproponował pozostałym. Tylko Annie pozwoliła sobie na alkohol. Piersiówka zawierała laphroaig, i chociaż Banks uważał, że dolewanie przyzwoitej whisky single malt do plastikowych kubków z wodnistą Nescafé jest strasznym marnotrawstwem, to uznał, że sytuacja chyba jednak tego wymaga. Jak się okazało, odrobina trunku ulepszyła kawę tak bardzo, że ustępstwo się opłaciło.

      – Rozkuj go – Banks polecił Smythe’owi.

      – Ale panie inspektorze…

      – Rób, co mówię, on się nigdzie nie wybiera. Prawda, Mark?

      Mark nie odpowiedział. Gdy Smythe zdjął mu kajdanki, Mark roztarł nadgarstki i splótł dłonie wokół swojego kubeczka z kawą, jakby jej ciepło miało go wzmocnić.

      – Ile masz lat, Mark? – zapytał Banks.

      – Dwadzieścia jeden. – Mark sięgnął do kieszeni po pomiętą paczkę papierosów Embassy Regal, przypalił jednego, posługując się jednorazową zapalniczką, i głęboko się zaciągnął. Widząc to, Banks uświadomił sobie, że będą musieli jak najszybciej sprawdzić, czy na dłoniach i ubraniu chłopaka nie ma pozostałości jakichś łatwopalnych cieczy. Takie ślady nie utrzymują się długo.

      – Posłuchaj, Mark – podjął Banks. – Przede wszystkim musisz zdać sobie sprawę z faktu, że jesteś najlepszym kandydatem, jakiego mamy, na sprawcę tego pożaru. Kręciłeś się po okolicy, wręcz jak podręcznikowy podpalacz. Będziesz musiał jakoś nam wyjaśnić powód swojej obecności w tym miejscu i wytłumaczyć, dlaczego rzuciłeś się do ucieczki, kiedy próbowaliśmy do ciebie podejść. Możesz to zrobić tu i teraz, bez kajdanków, albo przesłuchamy cię oficjalnie na komendzie w Eastvale i spędzisz noc w celi. Wybór należy do ciebie.

      – W celi będzie przynajmniej ciepło – odparł Mark. – Nie mam dokąd pójść.

      – Gdzie mieszkasz.

      Przez chwilę chłopak milczał, powstrzymując łzy, po czym drżącą dłonią wskazał barkę przycumowaną od północy.

      – Tam – wyznał.

      Banks spojrzał na dymiące pogorzelisko.

      – Mieszkałeś na barce?

      Mark skinął potakująco głową i szepnął coś, czego Banks nie zrozumiał.

      – Co powiedziałeś? – zapytał Banks, pamiętając, że strażacy znaleźli na barce ludzkie zwłoki. – Wiesz o czymś ważnym?

      – Tina… Czy Tina się uratowała? Nie widziałem jej.

      – Czy to dlatego się chowałeś?

      – Chciałem ją zobaczyć. Dlatego tam stałem. Czy ją uratowali?

      – Tina mieszkała z tobą na barce?

      – Tak.

      – Był jeszcze ktoś?

      Oczy Marka zapłonęły wstydem.

      – Tak, dziewczyna – odpowiedział. – Właśnie od niej wracam. Mieszka w Eastvale. Wcześniej pokłóciłem się z Tiną.

      Nie o to Banksowi chodziło, ale przyjął nieoczekiwane wyznanie o niewierności Marka. Ciężko będzie mu chyba żyć ze świadomością, że jego żona albo dziewczyna zginęła w płomieniach, podczas gdy on pieprzył inną kobietę. Jeśli tak właśnie sprawy się miały, to Mark na pewno nie podpalił barki, zanim opuścił pokład. Banks przypuszczał, że jedną z ofiar odnalezionych przez strażaków była właśnie Tina, nie miał jednak pewności, a w związku z tym za żadne skarby nie zamierzał poinformować Marka o jej śmierci, dopóki się nie dowie, co chłopak robił w momencie podpalenia. I dopóki nie uzyska pewności, czyje to zwłoki.

      – Chodziło mi o to, czy ktoś jeszcze mieszkał z wami na tej barce.

      – Nie, tylko ja i Tina.

      – I nie widziałeś jej?

      Mark pokręcił głową, po czym otarł nos wierzchem dłoni.

      – Jak długo tu mieszkaliście?

      – Około trzech miesięcy.

      – Gdzie spędziłeś dzisiejszą noc, Mark?

      – Już mówiłem. Byłem z kimś.

      – Musimy wiedzieć, kto to jest i gdzie mieszka.

      – Dziewczyna, Mandy. Nie znam nazwiska. Mieszka w Eastvale. – Podał adres, a Annie go zanotowała.

      – O której do niej dotarłeś?

      – Poszedłem do pubu, w którym ona pracuje, George and Dragon, niedaleko uczelni. Byłem tam tuż przed zamknięciem, chyba za kwadrans jedenasta. Potem poszliśmy do niej.

      – Jak dotarłeś do Eastvale? Masz samochód?

      – Żartuje pan? Przy drodze można złapać autobus. Odjeżdża o wpół do jedenastej.

      Jeśli Mark mówi prawdę, a jego alibi potwierdzi kierowca autobusu i ta dziewczyna, to nie mógł wywołać pożaru. Gdyby ogień podłożono przed dziesiątą trzydzieści, z drewnianych barek nie zostałoby nic do pierwszej trzydzieści, kiedy Andrew Hurst zgłosił, że się pali.

      – O której tu wróciłeś? – kontynuował przesłuchanie Banks.

      – Nie wiem. Nie mam zegarka.

      Banks zerknął na przegub jego dłoni. Chłopak mówił prawdę.

      – Która mogła być? Dwunasta? Pierwsza? Druga?

      – Później. Wyszedłem od Mandy około trzeciej według jej budzika.

      – Jak wróciłeś? W nocy chyba nie ma autobusów?

      – Na piechotę.

      – Dlaczego nie zostałeś na noc?

      – Martwiłem się o Tinę. Jak jest po wszystkim… no wie pan, to człowiekowi zaczynają przychodzić do głowy różne myśli, nie zawsze dobre. Nie mogłem zasnąć. Miałem kiepski nastrój, czułem się winny. Nie