– Jakoś dam sobie radę.
– Nie, Ana. Wściekasz się za każdym razem, gdy o niej wspominam. Przeszłość to przeszłość. To fakt. Nie jestem w stanie jej zmienić. Dobrze, że ty takiej nie masz, inaczej doprowadzałoby mnie to do szaleństwa.
Nie chcę się kłócić.
– Do szaleństwa? Większego niż ogarnia cię teraz? – uśmiecham się w nadziei na rozluźnienie napiętej atmosfery.
Drgają mu usta.
– Szaleję za tobą – szepcze.
Serce przepełnia mi radość.
– Mam zadzwonić do doktora Flynna?
– To chyba nie będzie konieczne – stwierdza sucho.
Popycham jego nogi tak, że je prostuje, po czym kładę palce z powrotem na brzuchu i pozwalam, aby wędrowały po jego skórze. Christian ponownie nieruchomieje.
– Lubię cię dotykać. – Moje palce muskają pępek, a potem przesuwają się w dół. Oddech mu przyspiesza, oczy ciemnieją, a członek twardnieje i drga pod moim dotykiem. A niech to. Runda druga.
– Znowu? – mruczę.
Uśmiecha się.
– O tak, panno Steele, znowu.
Cóż za rozkoszny sposób spędzania sobotniego popołudnia. Stoję pod prysznicem i myję się, uważając, aby nie zamoczyć związanych włosów. Rozmyślam o ostatnich godzinach. Christian i wanilia chyba do siebie pasują.
Tak wiele mi dzisiaj wyjawił. Niełatwa jest próba przyswojenia tych wszystkich informacji i zastanowienia się nad tym, czego się dowiedziałam: ile zarabia – jest obrzydliwie bogaty, co jest po prostu niesamowite jak na kogoś w jego wieku, i że posiada dossier na mój temat i wszystkich swoich ciemnowłosych uległych. Ciekawe, czy tamta szafka kryje wszystkie teczki?
Moja podświadomość sznuruje usta i kręci głową – „Nawet się tam nie zapuszczaj”. Marszczę brwi. A może tylko zajrzę?
No i jeszcze Leila – gdzieś w okolicy, możliwe, że uzbrojona – i jej fatalny muzyczny gust wciąż obecny na jego iPodzie. Ale jeszcze gorsza jest pani Pedo Robinson. Nie pojmuję tej kobiety i nawet nie mam zamiaru podejmować prób pojęcia. Nie chcę, aby była jasnowłosym widmem w naszym związku. Christian ma rację, rzeczywiście mam mroczki przed oczami na samą myśl o niej, więc może lepiej, żebym nie zaprzątała sobie nią głowy.
Wychodzę spod prysznica i wycieram się. I nagle dopada mnie nieoczekiwany gniew.
Ale kto nie miałby mroczków? Która normalna, zdrowa psychicznie kobieta zrobiłaby coś takiego piętnastoletniemu chłopcu? W jakim stopniu przyczyniła się do jego odchyłów? Ja tej kobiety nie rozumiem. A co gorsza Christian twierdzi, że ona mu pomogła. Jak?
Przypominają mi się jego blizny, to skrajne fizyczne ucieleśnienie koszmarnego dzieciństwa i przyprawiające o mdłości przypomnienie o tym, jakie zostawiło to ślady na jego psychice. Mój słodki, smutny Szary. Powiedział mi dzisiaj tyle cudowności. Szaleje na moim punkcie.
Patrząc na swoje odbicie w lustrze, uśmiecham się na wspomnienie jego słów, a serce ponownie mało nie pęka mi z radości. Niewykluczone, że jednak nam się uda. Ale jak długo będzie chciał to robić, zanim zachce mu się sprać mnie na kwaśne jabłko za przekroczenie jakiejś arbitralnej granicy?
Uśmiech znika z mojej twarzy. Tego właśnie nie wiem. To jest ten cień, który wisi nad nami. Perwersyjne bzykanko, zgoda, to może być, ale coś więcej?
Moja podświadomość patrzy na mnie wzrokiem pozbawionym wyrazu, choć raz nie wyskakując ze swoimi mądrościami. Udaję się do sypialni, aby się ubrać.
Christian szykuje się na dole, więc cały pokój jest dla mnie. Oprócz sukienek w szafie mam także szuflady pełne nowej bielizny. Wybieram czarny gorset bez ramiączek: pięćset czterdzieści dolarów. Jest wykończony srebrną tasiemką, a do kompletu ma miniaturowe figi. Do tego pończochy samonośne w cielistym kolorze, tak delikatne, jakby utkano je z czystego jedwabiu. O rany, są… zmysłowe… i nawet podniecające…
Sięgam właśnie po sukienkę, kiedy bezceremonialnie wchodzi Christian. Hola, a zapukać to nie można? Staje jak skamieniały, wpatrując się we mnie wygłodniałym wzrokiem. Mam wrażenie, że nie tylko policzki oblewa mi szkarłatny rumieniec. Christian ma na sobie białą koszulę i czarne spodnie od garnituru. W wycięciu rozpiętego kołnierzyka dostrzegam ślad szminki.
– W czym mogę pomóc, panie Grey? Zakładam, że cel pańskiej wizyty jest inny niż bezmyślne wgapianie się we mnie?
– To bezmyślne wgapianie bardzo mi się podoba, dziękuję, panno Steele – mruczy, robiąc krok do przodu i pożerając mnie wzrokiem. – Przypomnij mi, abym wysłał podziękowania Caroline Acton.
Marszczę brwi. A co to za jedna?
– Osobista stylistka u Neimana – mówi, odpowiadając na moje niewypowiedziane na głos pytanie.
– Och.
– Rozproszył mnie ten widok.
– Właśnie widzę. Czego chcesz, Christianie? – Posyłam mu rzeczowe spojrzenie.
Uśmiechając się, wyjmuje z kieszeni srebrne kulki, a ja nieruchomieję. O cholera! Chce dać mi klapsy? Teraz? Dlaczego?
– To nie to, co myślisz – mówi szybko.
– No to mnie oświeć – szepczę.
– Pomyślałem sobie, że mogłabyś je dzisiaj włożyć.
Implikacje tego zdania w końcu do mnie docierają.
– Na przyjęcie? – Jestem zaszokowana.
Kiwa powoli głową, a oczy mu ciemnieją.
O rety.
– Później dasz mi klapsy?
– Nie.
Przez chwilę mam wrażenie, że to, co czuję, to ukłucie rozczarowania.
Chichocze.
– A chcesz?
Przełykam ślinę. Sama nie wiem.
– Cóż, bądź spokojna, nie zamierzam cię dotknąć w taki sposób, nawet gdybyś mnie o to błagała.
Och! To coś nowego.
– Chcesz się w to zabawić? – kontynuuje, unosząc kulki. – Zawsze możesz je wyjąć, jeśli nie będziesz mogła wytrzymać.
Wpatruję się w niego. Wygląda tak niesamowicie kusząco – potargane włosy, ciemne oczy, w których tańczą erotyczne ogniki, kąciki ust uniesione w seksownym, wesołym uśmiechu.
– Dobrze – zgadzam się cicho. O tak! Moja wewnętrzna bogini odzyskała głos.
– Grzeczna dziewczynka – uśmiecha się Christian. – Włóż najpierw buty, a potem chodź do mnie.
Buty? Odwracam się i zerkam na szpilki z szarego zamszu, pasujące do sukni, na którą się zdecydowałam.
A co tam, może być tak, jak on chce.
Wyciąga rękę, aby mnie podtrzymać, gdy zakładam szpilki od Christiana Louboutina, kupione za trzy tysiące dwieście dziewięćdziesiąt pięć dolarów, czyli jak za darmo. I od razu robię się wyższa o co najmniej dwanaście centymetrów.
Prowadzi mnie do łóżka, ale nie siada, tylko podchodzi do jedynego krzesła w sypialni. Stawia je przede mną.
– Kiedy kiwnę głową, schylisz się i przytrzymasz krzesła. Rozumiesz? – Głos ma schrypnięty.
– Tak.
– Dobrze.