Ciemniejsza strona Greya. Э. Л. Джеймс. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Э. Л. Джеймс
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Эротическая литература
Год издания: 2011
isbn: 978-83-8110-030-4
Скачать книгу
mam w gardle. Bardzo tego nie chcę – chcę. On jest taki frustrujący, taki podniecający i atrakcyjny. Odrywam wzrok od jego urzekającego spojrzenia.

      – Pragnę cię, Anastasio – mruczy. – Kocham i nienawidzę, i kocham się z tobą kłócić. To dla mnie nowość. Muszę wiedzieć, że między nami wszystko w porządku. Tylko w taki sposób mogę się tego dowiedzieć.

      – Moje uczucia względem ciebie się nie zmieniły – mówię cicho.

      Bliskość tego mężczyzny jest przytłaczająca i podniecająca. Pojawia się znajome przyciąganie, wszystkie moje synapsy popychają mnie w jego stronę, moja wewnętrzna bogini kręci zmysłowo biodrami. Przyglądając się widocznym nad rozpiętymi guzikami koszuli włoskom, przygryzam wargę, bezradna, kierowana pragnieniem – tak bardzo chcę poczuć, jak smakuje tam jego skóra.

      Znajduje się tak blisko, ale mnie nie dotyka. Ogrzewa mnie ciepło jego ciała.

      – Nie dotknę cię, dopóki nie wyrazisz zgody – mówi miękko. – Ale teraz właśnie, po naprawdę koszmarnym ranku, pragnę zatopić się w tobie i zapomnieć o wszystkim oprócz nas.

      O rety… Nas. Magiczne połączenie, krótki, sugestywny zaimek przypieczętowujący umowę.

      – Zamierzam dotknąć twojej twarzy – mówię bez tchu i w jego oczach na chwilę pojawia się zaskoczenie.

      Unoszę rękę, po czym dotykam delikatnie jego policzka i przesuwam opuszkami palców po zaroście. Christian zamyka oczy i wypuszcza powstrzymywane powietrze, nachylając twarz ku mojej dłoni.

      Powoli pochyla się, a moje usta automatycznie wychodzą na spotkanie jego warg.

      – Tak czy nie, Anastasio? – szepcze.

      – Tak.

      Delikatnie opuszcza usta na moje i rozchyla je językiem, biorąc mnie jednocześnie w objęcia, przyciągając do swego ciała. Jego dłoń przesuwa się w górę mych pleców, palce wplątują się we włosy i pociągają lekko, gdy tymczasem druga ręka zatrzymuje się na moich pośladkach, dociskając mnie do niego. Jęczę cicho.

      – Panie Grey – Taylor wspomaga się kaszlnięciem i Christian natychmiast mnie puszcza.

      – Taylor. – Głos ma lodowaty.

      Odwracam się na pięcie i widzę stojącego na progu zażenowanego Taylora. Panowie patrzą na siebie, komunikując się wyłącznie za pomocą spojrzeń.

      – Do gabinetu – warczy Christian i Taylor przechodzi szybko przez salon.

      – Odbiorę to sobie później – szepcze mi mój miły do ucha, po czym udaje się w tym samym kierunku.

      Biorę głęboki, uspokajający oddech. Jak to jest, że nie potrafię się temu mężczyźnie oprzeć? Zdegustowana kręcę głową, wdzięczna Taylorowi za to, że nam przerwał. Choć okazało się to krępujące.

      Ciekawe, co jeszcze musiał przerywać w przeszłości. Co widział? Nie chcę o tym myśleć. Lunch. Przygotuję lunch. Zabieram się za krojenie ziemniaków. Czego chce Taylor? W mojej głowie kłębią się niespokojne myśli – chodzi o Leilę?

      Dziesięć minut później wyłaniają się z gabinetu. Akurat skończyłam robić omlet. Christian wygląda na zatroskanego.

      Na kuchennej wyspie stawiam dwa ogrzane talerze.

      – Lunch?

      – Poproszę – mówi Christian i sadowi się na jednym ze stołków barowych. I przygląda mi się uważnie.

      – Jakiś problem?

      – Nie.

      Pochmurnieję. A więc nie chce mi powiedzieć. Nakładam na talerze jedzenie i siadam obok niego.

      – Dobre – mruczy z uznaniem po pierwszym kęsie. – Masz ochotę na kieliszek wina?

      – Nie, dziękuję. – Muszę przy tobie zachować trzeźwość umysłu, Grey.

      Rzeczywiście omlet jest pyszny i jem, choć nie jestem zbyt głodna. Wiem, że w przeciwnym razie Christian by mnie o to męczył.

      W końcu postanawia wypełnić czymś panującą między nami ciszę i włącza muzykę klasyczną, którą już słyszałam.

      – Co to takiego? – pytam.

      – Canteloube, Chants d’Auvergne. Ta akurat nosi tytuł Bailero.

      – Śliczna. W jakim to jest języku?

      – Starofrancuskim, a konkretnie oksytańskim.

      – Znasz francuski, rozumiesz tekst? – Przypominam sobie, jak rozmawiał w tym języku podczas kolacji u jego rodziców.

      – Niektóre słowa. – Christian uśmiecha się, wyraźnie rozluźniony. – Moja matka miała mantrę: „instrument muzyczny, język obcy, sztuka walki”. Elliot zna hiszpański, Mia i ja francuski. Elliot gra na gitarze, ja na pianinie, a Mia na wiolonczeli.

      – Wow. A sztuki walki?

      – Elliot zna judo. Mia w wieku dwunastu lat zbuntowała się i odmówiła. – Uśmiecha się na to wspomnienie.

      – Szkoda, że moja matka nie była taka zorganizowana.

      – Doktor Grace potrafi być groźna, jeśli sprawa dotyczy osiągnięć jej dzieci.

      – Musi być z ciebie bardzo dumna. Ja bym była.

      Jakiś cień przemyka przez twarz Christiana, on sam przez chwilę sprawia wrażenie skrępowanego. Przygląda mi się nieufnie, jakby poruszał się po nieznanym terenie.

      – Zdecydowałaś już, w co się ubierzesz dziś wieczorem? A może muszę pójść i coś ci wybrać? – pyta szorstko.

      Hola! Co ja takiego powiedziałam?

      – Eee… jeszcze nie. Sam wybrałeś te wszystkie ubrania?

      – Nie, Anastasio. Podałem twój rozmiar i listę ubrań stylistce u Neimana Marcusa. Powinny pasować. I wiedz, że na dzisiejszy wieczór i kilka następnych dni zamówiłem dodatkową ochronę. Skoro gdzieś po ulicach Seattle krąży nieprzewidywalna Leila, takie środki ostrożności są uzasadnione. Nie chcę, żebyś wychodziła bez ochrony. W porządku?

      Mrugam powiekami.

      – W porządku. – Co się stało z Muszę-cię-mieć Greyem?

      – To dobrze. Muszę im zrobić odprawę. To nie powinno trwać długo.

      – Są tutaj?

      – Tak.

      Gdzie?

      Christian wstawia swój talerz do zlewu i znika. Co to miało znaczyć? Można by odnieść wrażenie, że w jednym ciele mieszka kilka osób. To objaw schizofrenii? Muszę sprawdzić w Internecie.

      Szybko zmywam naczynia i udaję się na górę do swojej sypialni, niosąc dossier ANASTASIA ROSE STEELE.

      Wyjmuję z szafy trzy długie suknie wieczorowe. No dobrze, którą wybrać?

      Leżąc na łóżku, przyglądam się mojemu Macowi, iPadowi i BlackBerry. Czuję się przytłoczona tą całą technologią. Najpierw z iPada przegrywam na Maca playlistę Christiana, a potem uruchamiam przeglądarkę i ruszam na łowy.

      Leżę w poprzek łóżka w towarzystwie Maca, gdy wchodzi Christian.

      – Co robisz? – pyta miękko.

      Wpadam w lekką panikę, zastanawiając się, czy powinnam mu pozwolić zobaczyć stronę, którą oglądam – Zaburzenie Dysocjacyjne Osobowości: Objawy.

      Wyciągnąwszy się obok mnie, z rozbawieniem zerka na stronę.

      – Czytasz to z jakiegoś konkretnego powodu? –