Ciemniejsza strona Greya. Э. Л. Джеймс. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Э. Л. Джеймс
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Эротическая литература
Год издания: 2011
isbn: 978-83-8110-030-4
Скачать книгу
wiem.

      Przeczesuje palcami włosy.

      – Frustrująca z ciebie kobieta.

      – Mógłbyś mieć fajną uległą brunetkę. Taką, która by powiedziała „Jak wysoko?” za każdym razem, gdy kazałbyś jej skoczyć, zakładając, rzecz jasna, że wolno by się jej było odezwać. Dlaczego więc ja, Christianie? Po prostu tego nie rozumiem.

      Przygląda mi się przez chwilę, a ja nie mam pojęcia, co się wtedy dzieje w jego głowie.

      – Dzięki tobie inaczej postrzegam świat, Anastasio. Nie pragniesz mnie z powodu moich pieniędzy. Dajesz mi… nadzieję – mówi cicho.

      Co takiego? Powrócił Pan Tajemniczy.

      – Nadzieję na co?

      Wzrusza ramionami.

      – Na więcej. – Głos ma cichy i niski. – I masz rację. Jestem przyzwyczajony do tego, że kobiety robią dokładnie to, co im każę, kiedy im każę, to, czego chcę. Coś takiego może się znudzić. W tobie jest coś, Anastasio, co dociera do części mego jestestwa, której sam nie rozumiem. To syreni śpiew. Nie potrafię ci się oprzeć i nie chcę cię stracić. – Przechyla się i bierze mnie za rękę. – Nie uciekaj, proszę. Miej we mnie trochę wiary. I trochę cierpliwości. Proszę.

      Wygląda tak bezbronnie… To niepokojące. Opierając się na kolanach, nachylam się w jego stronę i delikatnie całuję w usta.

      – Dobrze. Wiara i nadzieja, jakoś sobie z tym poradzę.

      – To super. Ponieważ przyjechał Franco.

      Franco jest niskim, ciemnowłosym gejem. Uwielbiam go.

      – Takie piękne włosy! – zachwyca się z okropnym, najpewniej udawanym włoskim akcentem. Założę się, że pochodzi z Baltimore albo innego podobnego miejsca, ale jego entuzjazm jest zaraźliwy. Christian prowadzi nas do łazienki, szybko wychodzi i wraca z krzesłem.

      – Pozwolicie, że was zostawię – burczy.

      – Grazie, panie Grey. – Franco odwraca się do mnie. – Bene, Anastasio, co my z tobą zrobimy?

      Christian siedzi na kanapie, pracując nad czymś, co wygląda jak arkusz kalkulacyjny. W salonie rozbrzmiewa cicha, łagodna muzyka klasyczna. Jakaś kobieta śpiewa z pasją, wkładając w dźwięki własną duszę. Przepięknie. Christian unosi głowę i uśmiecha się.

      – Widzisz! Mówiłem, że mu się spodoba – cieszy się Franco.

      – Ślicznie wyglądasz, Ano – mówi Christian z uznaniem.

      – No to ja już skończyłem – wykrzykuje Franco.

      Christian wstaje z kanapy i podchodzi do nas.

      – Dziękuję, Franco.

      Fryzjer odwraca się, obdarza mnie niedźwiedzim uściskiem i całuje w oba policzki.

      – Nie pozwól, aby ktoś inny obcinał ci włosy, bellissima Ana!

      Śmieję się, zakłopotana jego bezpośredniością. Christian odprowadza go do drzwi i chwilę później wraca.

      – Cieszę się, że zostawiłaś długie – mówi, idąc ku mnie. Oczy mu błyszczą. Bierze pasmo włosów w palce. – Jakie miękkie – mruczy, patrząc na mnie. – Nadal się na mnie gniewasz?

      Kiwam głową, a on się uśmiecha.

      – A konkretnie za co?

      Przewracam oczami.

      – Mam ci pokazać listę?

      – To jest taka lista?

      – I to długa.

      – Możemy omówić ją w łóżku?

      – Nie. – Dąsam się niczym mała dziewczynka.

      – W takim razie podczas lunchu. Jestem głodny, i nie mam na myśli jedynie jedzenia. – Obdarza mnie lubieżnym uśmiechem.

      – Nie dam ci się omotać tymi twoimi sztuczkami.

      Tłumi uśmiech.

      – Co konkretnie panią gryzie, panno Steele? Wyrzuć to z siebie.

      No dobrze.

      – Co mnie gryzie? Cóż, po pierwsze, poważne naruszenie mojej prywatności, fakt, że zabrałeś mnie w miejsce, gdzie pracuje twoja dawna kochanka i gdzie miałeś w zwyczaju zabierać wszystkie swoje kochanki na woskowanie różnych części ciała, potraktowałeś mnie na ulicy, jakbym miała sześć lat, no a na dodatek pozwoliłeś się dotknąć tej swojej pani Robinson! – kończę piskliwie.

      Unosi brwi. Po jego dobrym humorze nie został już nawet ślad.

      – Dość długa ta lista. Ale pozwól, że podkreślę raz jeszcze: ona nie jest moją panią Robinson.

      – Może cię dotykać.

      Zasznurowuje usta.

      – Wie gdzie.

      – Co chcesz przez to powiedzieć?

      Przeczesuje obiema dłońmi włosy i na chwilę zamyka oczy, jakby czekał na jakieś boskie wskazówki. Przełyka ślinę.

      – Ty i ja nie mamy żadnych zasad. Nigdy nie byłem w związku pozbawionym zasad i nigdy nie wiem, gdzie zamierzasz mnie dotknąć. Denerwuję się tym. Twój dotyk… – urywa, szukając odpowiednich słów. – Po prostu znaczy więcej… dużo więcej.

      Więcej? Jego odpowiedź niezwykle mnie zaskakuje. No i znowu wisi między nami to krótkie słowo, znaczące tak wiele.

      Mój dotyk znaczy… więcej. I jak mam się oprzeć, kiedy mówi mi takie rzeczy? Szare oczy szukają moich, pełne niepokoju.

      Niepewnie wyciągam rękę i niepokój przekształca się w strach. Christian cofa się, a ja opuszczam rękę.

      – Granica bezwzględna – szepcze, a na jego twarzy malują się ból i panika.

      Moje rozczarowanie bierze górę.

      – Jak byś się czuł, gdybyś nie mógł mnie dotykać?

      – Zdruzgotany i pozbawiony tego, co najważniejsze – odpowiada natychmiast.

      Och, mój Szary. Kręcę głową i uśmiecham się blado. Christian wyraźnie się odpręża.

      – Pewnego dnia będziesz mi musiał powiedzieć, dlaczego to akurat jest granicą bezwzględną.

      – Pewnego dnia – mruczy i w ułamku sekundy pozbywa się swej bezbronności.

      Jak to możliwe, że tak szybko przeskakuje z nastroju w nastrój? To najbardziej zmienna osoba, jaką znam.

      – No więc wracając do twojej listy. Naruszenie prywatności. – Krzywi się. – Bo znam numer twojego konta?

      – Tak, to oburzające.

      – Robię wywiad w przypadku wszystkich moich uległych. Pokażę ci. – Odwraca się i rusza w stronę gabinetu.

      Posłusznie idę za nim. Z zamkniętej na klucz szafki na dokumenty wyjmuje szarą teczkę. Widnieje na niej napis: ANASTASIA ROSE STEELE.

      O kurwa. Piorunuję go wzrokiem.

      Wzrusza przepraszająco ramionami.

      – Możesz to wziąć – mówi cicho.

      – Wielkie dzięki – warczę. Przeglądam zawartość. Ma kopię mojego aktu urodzenia, na litość boską, moje granice bezwzględne, NDA, umowę, o rany, numer ubezpieczenia zdrowotnego, życiorys, historię zatrudnienia. – Więc wiedziałeś, że pracuję u Claytona?

      – Tak.

      – To