Wiekowe, kręte zaułki pięły się w górę, aż doszłyśmy do prostopadłej, bocznej ulicy biegnącej wzdłuż białej bryły zamku Siderno, położonego w najwyższym punkcie starego miasta. Tam dziewczyna czmychnęła w zwieńczoną łukiem, kamienną bramę. Umieszczone w napełnionych piaskiem, brązowych torbach świeczki do podgrzewaczy oświetlały nagie ściany wzniesionej przez królów Aragonii budowli. Schodząc po wąskich, krętych schodach do piwnicy, słyszałam ciche zawodzenie jazzujących tonów. Wyglądało na to, że dziewczyna była już umówiona, gdyż oplotły ją silne ramiona ogolonej na łyso kumpeli w oldskulowej męskiej koszuli i szelkach opinających zaokrąglone, krępe ciało. Kolekcja kolczyków w jej uchu błyszczała w blasku świecy.
Za bar służyły wysoka ławka i półka z butelkami. Zamówiłam kieliszek paskudnego czerwonego wina i rozejrzałam się wkoło w poszukiwaniu planu B. W niedużym pomieszczeniu znajdowało się jakieś dwadzieścia osób – mieszanka włoskich hipsterów demonstracyjnie uciekających z Wigilii i kilku grupek Afrykanów i Arabów, być może z obozu. Dwóch mężczyzn, niski, młody, brodaty Włoch i wysoki, ciemnoskóry facet we wzorzystej koszuli, w uniesieniu kołysało się w wolnym tańcu tuż obok głośnika, wpatrując się w siebie nawzajem. Zamiast kanap ustawiono pod szczytową ścianą rząd przykrytych przypadkowymi poduszkami skrzynek. Usiadłam na jednej z nich, zapaliłam papierosa i siedziałam, przyglądając się tancerzom.
– Ciao – odezwał się facet siedzący dwie skrzynki dalej. Prezentował się całkiem nieźle: szczupły, z długimi nogami i szerokim, zdradzającym inteligencję czołem. Uśmiechnęłam się, a on przesiadł się bliżej. W pomieszczeniu przybywało ludzi, a my gawędziliśmy, przekrzykując muzykę. Nieznajomy kupił mi kolejnego drinka i sprawdzającym gestem położył rękę na moim ramieniu. Nie strąciłam jej. Kiedy już ustaliliśmy, że mówię po francusku, zrezygnowaliśmy z włoskiego, który jemu najwyraźniej nie leżał. Chłopak powiedział, że nazywa się Serafim, pochodzi z Egiptu, pracuje jako mechanik, a wieczorowo studiuje angielski. Wyznał, że marzy o wyjeździe do Londynu.
– Carnaby Street – powiedział z rozmarzonym uśmiechem.
Nie miałam serca powiedzieć mu, że na ulicy roi się od sklepów Zary i chińskich barów. Powiało chłodem od drzwi i do lokalu weszła kolejna fala imprezowiczów. Czterech Włochów. Sarafim gestem przywołał jednego z nich i przedstawił jako swojego przyjaciela.
– To Raffaele.
– Naprawdę? Serafim i Raffaele? Chyba zmyślasz.
– Nie. Zresztą… jak sobie chcesz.
No, dobrze. Raffaele był niższy niż jego przyjaciel, miał jasne włosy i umięśnione, wypracowane na siłowni ciało. Było w nim coś intrygującego, a kiedy Serafim poszedł do baru, chłopak przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Otworzyłam się, gdy dotknął moich warg i pozwoliłam swym dłoniom odnaleźć pod jego bluzą napięty mięsień na klatce piersiowej. Kiedy wrócił Serafim, odwróciłam głowę, uśmiechnęłam się ponownie i tym razem jemu podałam swoje usta. Lekko i naturalnie.
– Chcesz pójść gdzieś indziej? – zapytał Serafim.
– Z wami dwoma?
Raffaele przytaknął powoli.
– Jasne. Wezmę butelkę.
Wyszliśmy ramię w ramią, ja pośrodku.
– Tędy – pokierował nas Serafim. A więc robili to już wcześniej. Coraz lepiej. Poprowadzili mnie po stopniach do bocznej uliczki, przeszliśmy na drugą stronę i podążyliśmy wzdłuż muru zamkowego aż do drewnianych drzwi z niedomkniętą kłódką.
– Ciii! – zachichotał jeden z nich i wśliznęliśmy się przez szparę w drzwiach. Prowadziły do kolejnych schodów pomiędzy ścianami zamku. Było tam znacznie ciemniej i zimniej. Część mojego mózgu pytała, czy powinnam się bać, ale ta część mózgu nie działa prawidłowo, więc ją zignorowałam. Wyszliśmy na przestronny, brudny dziedziniec z kępkami trawy wystającymi spomiędzy wielkich, starych płyt chodnikowych. Serafim poprowadził nas na drugą stronę do otwartej loggii. Podejrzewałam, że stamtąd roztacza się widok na morze. Koty czmychały po kątach, od czasu do czasu upiornie błyskając zielonymi oczami. Na końcu loggii znajdowała się zamknięta przestrzeń – nawet nie pokój, tylko nisza, w której stał rząd świec w puszkach po pomidorach. Serafim zapalił je jedna po drugiej. Podaliśmy sobie butelkę z ohydnym winem, z której każde z nas pociągnęło pojedynczy, porządny łyk. Panował ziąb, ale moja własna skóra wydawała mi się rozgrzana i pulsująca krwią. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, patrząc na siebie nawzajem, aż w końcu zdjęłam kurtkę i położyłam ją na ziemi, po czym to samo zrobiłam z sukienką.
– Chodźcie, ogrzejcie mnie.
Położyli się po obu stronach mnie. Odważniejszy Raffaele językiem odnalazł mój język i w tym samym momencie wsunął mi rękę w cipkę, Serafim zaś zatopił usta w mojej szyi, jednocześnie chwytając za piersi. Któryś z nich powiedział mi, że jestem piękna. Raffaele zaczął sunąć ustami w dół mojego ciała. Kiedy dotarł do wewnętrznej strony moich ud i zaczął niespiesznie zataczać na nich kręgi językiem, wciągnęłam gwałtownie powietrze, przyciągnęłam Serafima bliżej do siebie, sięgnęłam po jego fiuta i błądząc dłońmi w ciemności, wyjęłam go, a potem pokierowałam chłopaka, by ukląkł nade mną, i wzięłam go do ust. Delikatne trącanie i szepty wystarczyły, aż pokaźna kolba gładkiej skóry naparła na moje wargi i wtargnęła do gardła. Opierając się na jednej ręce, otwarłam usta, by owinąć żołądź językiem, podczas gdy język drugiego chłopaka znalazł wreszcie wilgotne wargi mojej cipy i zaczął ją lizać długimi pociągnięciami, od dołu do góry. Ssałam mocniej, biorąc w usta fiuta Serafima coraz głębiej, aż do ogolonego wzgórka łonowego, a potem ujęłam w dłoń jego jądra, przytrzymując je pewnie kciukiem u podstawy.
– Si, bella, si, cosi6.
– Attendez7. Chcę cię widzieć. – Cofnęłam się i usiadłam, opierając się o wilgotny tynk, a żółte płomienie oświetliły mieszankę soków między moją cipką a ustami chłopaka. Raffaele wytarł sobie usta wierzchem dłoni i uśmiechnął się przelotnie.
– Pokaż się. No, dalej, wstań. Jeden z was niech mnie zerżnie, a drugi się na mnie spuści. – Obaj słuchali, głaszcząc wystające z dżinsów fiuty. Spojrzałam na nich zachłannie. Serafim był zdecydowanie lepszą partią.
– Chcę ciebie. Połóż się. – Gdy zamienialiśmy się miejscami, ponownie pocałowałam Raffaele, wyraźnie czując na jego ustach zapach mojej wilgoci, dzisiaj o cytrynowej nucie.
– Weź go w rękę – poinstruowałam Serafima i odwrócona do chłopaka plecami opuściłam się na niego, najpierw kucając, a potem opierając się plecami na jego klatce piersiowej, aż jego fiut znalazł się we mnie cały, przeszywając mnie na wskroś. Kiedy Raffaele zaczął się onanizować gwałtownymi ruchami mocno zaciśniętej dłoni, usadowiłam się na wypełniającej mnie męskości i zaczęłam zataczać