Elena wie, że jej córkę zamordowano. Nie wie, kto to zrobił ani dlaczego. Nie umie znaleźć motywu tej zbrodni. Nie widzi go. Musi więc pogodzić się z tym, że prokurator powie: samobójstwo. I że to samo powie inspektor Avellaneda. I że powie to też Roberto Almada. I że będą tak mówić wszyscy, którzy patrzą i milczą. Ale przecież padało, a ona jest matką, padało. To jest kluczowe, to zmienia wszystko, choć ona nie ma jak tego udowodnić, sama niczego nie osiągnie, bo nie ma już ciała. Nie teraz, kiedy król został obalony i rządzi Ona. Nawet stosując wszystkie możliwe sztuczki, nie jest w stanie dojść do prawdy, jeśli jakieś inne ciało jej nie pomoże. Czyjeś ciało, które będzie dla niej pracować. Które by zbadało sprawę, wypytywało, patrzyło prosto przed siebie, prosto w oczy, nie musząc mocować się z własnymi brwiami. Ciało, którym ona, Elena, mogłaby rządzić i które by jej słuchało. Nie jej ciało. Tylko kogoś, kto czuje się w obowiązku spłacić dług. Ciało Isabel. Dlatego wgramoliła się do tego pociągu, żeby tamto inne ciało, kobiety niewidzianej już od dobrych dwudziestu lat, pomogło jej szukać prawdy, czego ciało Eleny odmawia. Prawdy, której ona nie może zobaczyć. Nawet jeśli podróż do Buenos Aires zajmie cały dzień. Nawet jeśli utknie w bezruchu w pół drogi, kiedy pigułka przestanie działać, i wtedy nie będzie innego wyjścia, niż czekać, to jej czekanie, w którym czas się zatrzymuje, a ona znów liczy ulice i stacje, i królów, i dziwki, i cesarzy bez szat, po kolei i od tyłu, cesarzy, dziwki, królów, ulice i stacje.
I tak idzie, stopa kawałek przed drugą, choć nikt już nie zdoła zwrócić królowi korony ani córce życia, ani jej żywej córki.
8
Ojciec Juan od początku należał do osób najmniej zainteresowanych rozmową na ten temat. Elenę zmęczyły ciągłe odpowiedzi inspektora Avellanedy, który powtarzał, że wciąż nie udało mu się spotkać z duchownym. Albo pan niedostatecznie nalega, albo ojciec Juan traktuje pana jak idiotę, inspektorze, chyba pani nie oczekuje, że dopiszę księdza do listy podejrzanych, Eleno?, już mówiłam, pańskim obowiązkiem jest sprawdzenie wszystkich możliwych hipotez. Elena wybrała odpowiednią porę, nie w okolicy żadnej z dwóch codziennych mszy, a także poza godzinami zarezerwowanymi na spowiedź i sjestę. Poszła na zakrystię i zadzwoniła do drzwi. Ksiądz wyszedł, poprawiając sobie koloratkę, zastępującą niegdysiejsze sutanny, zapewne czas jego sjesty z upływem lat się przedłużał, dlatego Elena pośpieszyła się o kilka minut. Proszę wejść, Eleno, powiedział, więc weszła. Uwaga na próg, ostrzegł, ale to nie wystarczyło, Elena nie zdołała podnieść stopy odpowiednio wysoko, palcami dwa razy uderzyła o drewno i za trzecim razem ksiądz podszedł i podał jej rękę, żeby nie upadła. Co za zbieg okoliczności, Eleno, właśnie miałem do pani dzwonić, przyszli do mnie ze szkoły z prośbą, żeby odprawić mszę w intencji pani córki Rity, zrobimy to w tę niedzielę, na mszy o siódmej, zależałoby mi na pani udziale. Elena obliczyła szybko w pamięci i wyszło jej, że siódma wieczorem to nie jest dobra pora ze względu na pigułki, przytaknęła jednak. Jak pani znosi żałobę? zapytał ojciec Juan, na co odpowiedziała: nie myślę jeszcze o żałobie, to niedobrze, Eleno, jest czas na wszystko, czas na śmierć i czas na łzy, ale ja jeszcze nie mam czasu na płacz, ojcze, musi pani mieć, Eleno, tak mówi Biblia, u Eklezjasty, pani potrzebuje się wypłakać, zajmę się płakaniem, kiedy poznam całą prawdę, kiedy się dowiem, za czyją to sprawą moja córka skończyła tamtego dnia tak, jak skończyła. Ksiądz spojrzał na nią i choć wątpił, czy jest gotowa usłyszeć to, co miał jej do powiedzenia, powiedział jednak: tamten dzień nie kryje żadnych tajemnic oprócz przyczyn, które Rita zabrała ze sobą do grobu, Eleno, ale tego dnia padało, ojcze, a Rita nawet nie zbliżała się do kościoła w deszczowe dni, nie zauważył tego ksiądz przez te wszystkie lata?, nie, nie zauważyłem, dlaczego się nie zbliżała?, bo się bała, że ją porazi piorun, ach, Eleno, chyba pani w to nie wierzy?!, to nie ja w to wierzyłam, tylko moja córka, jednak tego dnia przyszła tu, Eleno, sam widziałem to ciało, kiedy mnie powiadomiły chłopaki od Gómeza, zna ich pani, prawda? to dzieci właściciela tego gospodarstwa po drugiej stronie ulicy, rozrabiaki, ale dobrzy chłopcy, pomagają mi przy prostych pracach na parafii, a ja pozwalam im dzwonić na mszę, bardzo ich to bawi, znaczy, bawiło. Ksiądz proponuje kawę, Elena odmawia. Chciałaby pani, żebyśmy się razem pomodlili?, nie przyszłam się modlić, proszę księdza, przyszłam szukać brakującej części tej historii, jak na razie wiem tylko, że ciało mojej córki wisiało na dzwonnicy księdza parafii, to nie jest moja parafia, Eleno, ona należy do wszystkich, do całej wspólnoty, nie mogę pojąć, jak ona się tam dostała, ojcze, ale przecież pani to wie, Eleno, nie, przysięgam, że nie, niełatwo jest pogodzić się z odejściem bliskiej osoby, a tym bardziej w takich okolicznościach, w których nakładają się różne rzeczy, co się nakłada, proszę księdza?, ból i żal, bo my, jako chrześcijanie, wiemy, że nie jesteśmy panami naszego ciała, jego panem jest Bóg, toteż człowiek nie może postępować wbrew Bogu i właśnie przez to, że pani ma tego świadomość, trudno jest pani się z tym pogodzić, ja to rozumiem, Eleno, ale ja księdza nie rozumiem. Ojciec Juan popatrzył na nią, w jej pochylonej twarzy ujrzał parę oczu zdziwionych, lecz bez zdziwienia, patrzyły na niego spod brwi i czoła, oczekiwały czegoś od niego, ale Elena nie powiedziała nic, trwała w milczeniu, czekała, i wtedy ksiądz uznał, że musi wyrażać się dosłowniej, Kościół potępia samobójstwo, jak każde inne zabójstwo, każde niewłaściwe potraktowanie ciała, które do nas nie należy, jakkolwiek to nazywać, samobójstwem, aborcją, eutanazją. Parkinsonem, dodała Elena, lecz ksiądz nie zatrzymał się na tym. Podszedł do kredensu i nalał sobie zimnej herbaty z dzbanka, napił się, na pewno pani nie chce? Elena miała wrażenie, że robi to tylko po to, aby dać jej czas, jak dentysta, który podaje środek znieczulający, ale kiedy zaczyna wyrywać ząb, pacjent krzyczy, więc wiadomo, że trzeba jeszcze trochę poczekać, że nerw jest jeszcze czuły na ból. Eleno, pani musi zachować spokój, pani, mimo tych prób, na jakie Pan nas czasem wystawia, musi zawsze dawać świadectwo swojej wiary, mojej wiary? a kto księdzu powiedział, że ja jeszcze w coś wierzę? kto powiedział, że kiedykolwiek wierzyłam?, pani mi to mówi, Eleno, swoimi postępkami, chodzi księdzu o to, że się nie zabiłam? o to, że nie powiesiłam tego bezużytecznego ciała na sznurze na dzwonnicy? czy może dlatego, że umarła mi córka, a ja żyję nadal?, Eleno, proszę, niech pani nie bluźni, ciało to przestrzeń, którą włada Bóg, a człowiek może z niego tylko korzystać, ja nie mogę korzystać z mojego ciała już od pewnego czasu i nie Bóg mi je odebrał, tylko ta dziwka, to choróbsko, Eleno, niech pani się opanuje, bluźniąc, niczego pani nie osiągnie, ja bym sugerował, by modliła się pani za duszę córki, żeby Bóg okazał jej miłosierdzie w dniu sądu ostatecznego, nie obchodzi mnie dzień sądu ostatecznego, proszę księdza, obchodzi mnie sąd tu, na ziemi, chciałabym, żeby ksiądz powiedział mi wszystko, co wie, żeby mi pomógł odkryć prawdę, dziś, chce pani prawdy, Eleno? powtarzam zatem, głośno i wyraźnie, a pani niech słucha, tego dnia pani córka dopuściła się szalonego czynu, odebrała sobie życie, zadysponowała ciałem, które nie należało do niej, tylko do Boga, powiedziała: już dość, choć każdy chrześcijanin wie, że nie ma prawa wyznaczać kresu swojego życia, taka jest prawda, i powinniśmy litować się nad nią, ale padało, proszę księdza, niech pani da spokój z tym deszczem albo uznam, że grzeszy pani pychą, Eleno, że czym grzeszę?, próżnością i pychą, przekonaniem, że wie pani wszystko, przeświadczeniem, że sprawy wyglądają tak, jak pani się wydaje, choć fakty temu przeczą, a czy nie tego ksiądz i jego Kościół cały czas nauczają?, my uczymy słowa Bożego, próżnością nad próżnościami jest takie przypisywanie sobie słowa