4
Ritę znaleziono powieszoną na dzwonnicy kościoła. Martwą. W deszczowe popołudnie. I to, znaczy ten deszcz, Elena wie, ma spore znaczenie. Nawet jeśli wszyscy powtarzają, że to było samobójstwo. Przyjaciele i nieznajomi, wszyscy. Ale mogą się upierać, mogą milczeć, nikt jednak nie zaprzeczy, że Rita nigdy nie zbliżała się do kościoła, kiedy zanosiło się na deszcz. W życiu by do niego nie podeszła, powiedziałaby jej matka, gdyby ktoś wcześniej zapytał. Z tym że teraz nie może już powiedzieć „w życiu”, bo przecież znaleziono tam jej ciało bez życia właśnie, ciało, które nie było już jej córką, znaleziono je na dzwonnicy w deszczowy dzień, choć nie było sensownego wytłumaczenia, jak Rita się tam znalazła. Od dziecka bała się piorunów i wiedziała, że krzyż na kościele może je przyciągać. To piorunochron całego naszego miasteczka, powiedział jej kiedyś ojciec nieświadom, że przez to jedno zdanie nigdy nie będzie chciała podchodzić do tego budynku w burzowe dni. Kiedy zanosiło się na deszcz, nie zbliżała się ani do kościoła, ani do domu rodziny Inchauspe, jedynego w okolicy, który wtedy miał basen. Woda to najlepszy przewodnik prądu, a baseny działają jak magnesy, usłyszała w wiadomościach, kiedy spiker relacjonował wypadek, jaki zdarzył się w prowincjonalnym klubie, podczas gdy dzieci pływały w basenie, lekceważąc napis „zakaz kąpieli”. Jeśli z czasem w okolicy przybyło basenów czy piorunochronów, wolała o tym nie wiedzieć, bo świadomość tego tylko jeszcze bardziej paraliżowała ją strachem. Nie chodzić po chodniku w szachownicę przed kliniką, nie iść do kościoła w deszczowe dni i nie zbliżać się do domu rodziny Inchauspe – to już było dostatecznie skomplikowane, żeby nie utrudniać sobie jeszcze bardziej życia. Nie wspominając o tym, że Rita dotykała się w prawy pośladek, kiedy mijał ją rudowłosy, i jednocześnie tonem, jakby odmawiała Ojcze nasz, wypowiadała zdanie „Ryżawo wściekła, zmykaj do piekła”, tak samo jak łapała się za prawą pierś, jeśli tylko ktoś wspomniał w rozmowie nazwisko Libertiego, biednego staruszka, którego w dzielnicy uważano za kogoś, kto sprowadza nieszczęścia, bo zdarzało mu się bywać w niewłaściwych miejscach w niewłaściwym czasie, był przed domem Ferrariego, gdy runęła sosna i rozwaliła mu dach, stał w ogonku do banku akurat wtedy, kiedy okradziono z emerytury wdowę po Gandem, znalazł się na rogu ulicy, na której doktor Benegas wjechał autem prosto z salonu w śmieciarkę, i w innych tego typu sytuacjach. Lepiej nie wiedzieć, mawiała Rita. Kiedy podjęła pracę w kościelnej szkole, a miała wtedy siedemnaście lat, było to kilka miesięcy po śmierci ojca i dzięki interwencji księdza Juana, który przekonał Radę Szkoły, żeby mimo młodego wieku przekazać jej stanowisko zmarłego rodzica, Rita nauczyła się wymyślać najróżniejsze wytłumaczenia, jeśli w deszczowy dzień chciano ją posłać w jakiejś sprawie na parafię. Bardzo pilna robota, bóle brzucha i głowy, nawet symulowane omdlenia. Cokolwiek, byle nie musiała się zbliżać do tego krzyża w czasie burzy. Tak było zawsze. I Elena jest przekonana i wie, że to akurat nie mogło się zmienić tak po prostu w dniu jej śmierci. Nawet jeśli nikt jej nie chce słuchać, nawet jeśli nikogo to nie obchodzi. Skoro jej córka zjawiła się w kościele w deszczowy dzień, znaczy, że ktoś ją tam musiał zaciągnąć, żywą albo martwą. Ktoś albo coś, odpowiedział jej inspektor Avellaneda, policjant z miejscowego posterunku skierowany do tej sprawy, dlaczego mówi pan, że coś, inspektorze? niby co?, a nie wiem, tak tylko powiedziałem, tłumaczył się Avellaneda, skoro pan nie wie, to po co pan mówi, zbeształa go.
Znaleźli ją dwaj chłopcy, których ojciec Juan posyłał na dzwonnicę, żeby dzwonili na mszę o siódmej. Zbiegli z wrzaskiem i przez nawę główną popędzili do zakrystii. Ojciec Juan nie uwierzył im, wynocha stąd, diabły wcielone, ale chłopcy nie odpuszczali i zaciągnęli go prawie siłą. Ciało wisiało na linie, a linę przywiązano do osi, na której umocowany był sam dzwon z brązu. Lina była mocno zużyta, trudno zrozumieć, jakim cudem utrzymała się tak długo, by zadać śmierć, leżała zapomniana na dzwonnicy na jakichś starych deskach od ostatniego czyszczenia kopuły, jak się później dowiedziała Elena z protokołu dochodzenia. Boże święty, mruknął ksiądz i choć od razu ją rozpoznał, nie wypowiedział jej imienia, jakże miałby jej nie rozpoznać, podstawił leżące obok krzesło pod ciało i wspiął się, żeby zbadać puls. Nie żyje, powiedział, acz chłopcy już to wiedzieli, wiele razy przecież w zabawach udawali trupa, bawili się w policjantów i złodziei, strzelali, zabijali i umierali, toteż rozumieli, że kobieta wisząca na dzwonnicy na pewno nie robi tego dla zabawy. Ojciec Juan zaprowadził ich tą samą drogą do zakrystii, ale tym razem kazał im się przeżegnać i przyklęknąć, kiedy przechodzili przed tabernakulum, w którym trzymano hostie już poświęcone. Wy tu poczekajcie, powiedział i poszedł zadzwonić na policję. Poprosił komisarza, by przyjechał po mszy o siódmej, ludzie już wchodzą do kościoła i nie chciałbym odwoływać celebracji, zwłaszcza dziś, w święto Bożego Ciała, adoracja Najświętszego Sakramentu w czwartek po uroczystości Trójcy Świętej, tak czy inaczej dla tej kobiety nic już zrobić nie możemy, tylko się modlić, komisarzu. Komisarz obiecał nie zakłócać obrządku. Kto nie żyje, ten nie żyje, proszę księdza, a dla ludzi to by był duży cios, bardzo drastyczny, lepiej niech się rozejdą w pokoju i dowiedzą dopiero rano, a co z rodziną? zna ją ksiądz?, rodziny nie ma, komisarzu, tylko matkę, to schorowana kobieta, nie wiem, jak to przyjmie, proszę się nie przejmować, proszę księdza, tym to my się zajmiemy, cesarzowi co cesarskie, Bogu co boskie. Komisarz się rozłączył i zaczął wydawać polecenia, czas, o który poprosił ksiądz, i tak był mu potrzebny, żeby dostać się do telefonu komórkowego, jednego na cały posterunek, zebrać paru funkcjonariuszy i zadzwonić po prokuratora. Macie tu czekać na mój powrót, żeby wam do głowy nie przyszło gdzieś się oddalać,