Etap czwarty. Wyprowadzonej z równowagi mamie pozostaje tylko siłą nauczyć Janka posłuszeństwa. Daje mu klapsa i oświadcza, że wobec tego będzie chodził głodny.
Mniej więcej po półgodzinie mama zaczyna mieć wątpliwości, czy rzeczywiście odniosła sukces wychowawczy, i ogarnia ją poczucie winy. Co sobie ludzie pomyślą, gdy się dowiedzą, że nie potrafiła nakarmić syna? A jeśli Janek zgłodniał i czuje się źle? Zabawa Janka na podwórku trwa wystarczająco długo, by matczyne poczucie winy zrobiło swoje. Po chwili syn pojawia się w domu i oświadcza: „Mamusiu, mój brzuszek jest strasznie głodny!”.
Teraz mama przechodzi do wygłoszenia najzabawniejszej kwestii pod słońcem, czyli: „A nie mówiłam?”. Nie zauważa, że znudzony Janek błądzi wzrokiem po suficie, czekając, aż w końcu skończy truć. A mama jest w swoim żywiole. Spełniwszy obowiązek uświadomienia mu, że to ona miała rację, daje mu ciasteczko i pozwala iść się bawić. A potem, chcąc zrekompensować brak składników odżywczych na śniadanie, zabiera się za przygotowanie brokułów i wątróbki. Łatwo się domyślić, co się będzie działo podczas obiadu.
Kolejna scenka ma miejsce w pobłażliwym domu, gdzie mama zajęta jest wychowywaniem przyszłego anarchisty. Kiedy ten Janek pojawia się w kuchni, mama pyta: „Co chcesz na śniadanie, skarbie?”. Ponieważ chłopiec już od trzech lat trenuje bycie maminym „skarbem”, bez mrugnięcia okiem przechodzi przez nieco wydłużoną procedurę śniadaniową. Najpierw prosi o jajo na miękko z tostem. Dopiero dziewiąte z kolei okazuje się ugotowane tak, jak trzeba. Po chwili jednak dochodzi do wniosku, że nie ma ochoty na jajko na miękko i żąda francuskiego tosta. Dobrze, że mamie zostały jeszcze trzy jajka. Ona przygotowuje tosta, a Janek ogląda telewizję. W trakcie przerwy na reklamę dowiaduje się, że sportowcy osiągają niezwykłe wyniki, jeśli pałaszują „Śniadanie Mistrzów”. Woła: „Mamo, chcę płatki Wheaties”. Po spróbowaniu Wheaties zmienia zdanie i domaga się płatków Sugar Crispies. Ponieważ mama nie ma Sugar Crispies, w mgnieniu oka się ubiera i pędzi do sklepu. Janek nie musi się wysilać, by wzbudzić w mamie poczucie winy. Ona odczuwa je dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Te historie nie są ani przesadzone, ani wyssane z palca. Pewna matka powiedziała mi, że jej dziecko je tylko ziemniaczane chipsy. Na pytanie, skąd je bierze, wyznała: „Sama je kupuję, ponieważ on niczego innego nie bierze do ust!”. Wiele dzieci wyrasta na tyranów, którzy czują się ważni wyłącznie wtedy, kiedy dzięki manipulacji uda im się nakłonić innych do spełniania swoich żądań.
Teraz przenieśmy się do domu, w którym stosuje się pozytywną dyscyplinę. Dwie ważne rzeczy odróżniają go od poprzednich. Po pierwsze zanim Janek pojawi się na śniadaniu, ubiera się i ścieli łóżko (jak tego dokonać, dowiesz się nieco dalej). Po drugie ma, proporcjonalny do swoich możliwości i umiejętności, udział w jego przygotowaniu: nakrywa do stołu, przygotowuje tosty lub rozbija jajka (tak, trzylatek potrafi sam rozbić jajka – przekonasz się o tym, gdy będziemy omawiać domowe obowiązki).
Dzisiaj na śniadanie serwowane są płatki. Mama daje Jankowi ograniczony wybór:
– Wolisz płatki Cheerios czy Wheaties? – mama nie kupuje płatków w polewie cukrowej.
Również ten Janek widział reklamę o tym, co jedzą wielcy sportowcy, wybiera więc Wheaties. Po jednej łyżce zmienia zdanie.
– Nie chcę tego jeść!
– Dobrze – odpowiada mama. – Ale nie możemy odmiękczyć Wheaties i włożyć ich z powrotem do pudełka. Idź i pobaw się na zewnątrz. Zawołam cię na obiad.
Mama tego Janka darowała sobie wszystkie etapy, przez które przechodzi surowa mama. Nie stara się przekonać synka do jedzenia, nie opowiada o głodujących dzieciach, ani nie poprawia smaku potrawy. Nie musi nawet dawać dziecku klapsa. Po prostu pozwala mu doświadczyć konsekwencji wyboru.
Pozytywną dyscyplinę stosuje dopiero od niedawna, a Janek jak zwykle usiłuje wzbudzić w niej poczucie winy. Kiedy dwie godziny później skarży się na „głodny brzuszek”, Mama z szacunkiem odpowiada:
– Faktycznie, musi być głodny.
Rezygnuje z „a nie mówiłam”. Zamiast tego wierzy w swojego syna:
– Jestem pewna, że wytrzymasz do obiadu.
Byłoby cudownie, gdyby w tym miejscu opowieść zakończyła się współpracą i zrozumieniem ze strony Janka. Rzeczywistość jednak nie jest tak różowa, a zmiana wymaga czasu. Janek nie jest przyzwyczajony do takiego zachowania Mamy. Odczuwa niezadowolenie, ponieważ nie udało mu się przeprowadzić swojej woli, i wpada w złość. W takiej chwili większość rodziców pomyślałaby, że pozytywna dyscyplina nie działa. Na szczęście mama Janka wie, jak mogą reagować dzieci, kiedy dorośli zmieniają taktykę.
Dziecko przyzwyczaja się do konkretnych reakcji dorosłych. Kiedy zmieniamy nasze podejście i reagujemy inaczej, zachowanie dziecka często się pogarsza, ponieważ za wszelką cenę usiłuje „sprowokować” nas do starej reakcji. Można nazwać to efektem kopania automatu z napojami. Wrzucasz pieniążek, ale napój nie wypada. Sfrustrowany walisz w niego pięściami i kopiesz go, by w końcu zaczął działać, jak należy.
Problem ze stosowaniem surowego podejścia polega na tym, że kiedy nieodpowiednie zachowanie spotyka się z karą, szybko ustaje, ale wkrótce się powtarza. W początkowym okresie używania pozytywnej dyscypliny zachowanie może się na krótko pogorszyć, ale kolejne problemy pojawiają się dopiero po dłuższym okresie spokoju. Choć dziecko przekonuje się, że jego taktyki manipulacyjne nie działają, nie omieszka spróbować znowu. Przy konsekwentnym stosowaniu pozytywnej dyscypliny nieodpowiednie zachowanie staje się coraz mniej intensywne i zdarza się rzadziej.
Nasze stanowcze i pełne szacunku działanie uczy dzieci, że nieodpowiednie zachowanie nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Dzięki temu mają motywację, by je zmienić, a jednocześnie zachowują nienaruszone poczucie własnej wartości. Uświadomiwszy to sobie, łatwiej stawimy czoła krótkim okresom pogorszenia zachowania u dzieci i zaniechamy nieustannej walki o władzę, nierozerwalnie związanej ze stosowaniem autorytarnego podejścia.
Kiedy Janek wpadnie w złość, mama może wykorzystać technikę uspokojenia (wyjaśnioną dalej) i pójść do innego pokoju do czasu, gdy obydwoje poczują się lepiej. Napad złości bez publiczności jest zdecydowanie mniej ekscytujący. Można też spróbować podejścia „potrzebuję przytulenia” (wyjaśnionego w rozdziale siódmym), które obydwojgu poprawi nastrój. Jeśli dziecko jest wystarczająco duże, by poszukać rozwiązania problemu, może to zrobić wspólnie z rodzicem. W przypadku młodszych dzieci do zmiany zachowania wystarczy poprawa samopoczucia lub odwrócenie uwagi.
Powyższe trzy opowieści świetnie ilustrują różnice pomiędzy trzema podejściami do interakcji dorosły–dziecko i pokazują, że wykorzystanie pozytywnej dyscypliny przynosi dobre rezultaty na dłuższą metę. Niestety dużo wody upłynie, zanim niektórzy dorośli przekonają się do długofalowych korzyści wynikających z tej metody.
Wiele osób odmawia rezygnacji ze stosowania nadmiernej kontroli ze względu na swoje błędne przekonanie, że jedyną alternatywą dla surowości jest pobłażliwość – obydwa te podejścia są niezwykle szkodliwe zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Pobłażanie dzieciom kształtuje w nich przekonanie, że świat jest im coś winien, a dorośli mają spełniać ich zachcianki i żądania. Tym samym uczy się je, że najlepszym sposobem wykorzystania energii i inteligencji jest manipulacja dorosłymi. Spędzają więcej czasu na unikaniu odpowiedzialności niż na rozwijaniu swoich umiejętności i uczeniu się niezależności.