– Łopatę? – ktoś spytał z niedowierzaniem.
Dixon wcale mu się nie dziwił, ale i tak go to wkurzyło.
– Tak, cholerną łopatę. Wygląda na to, że ktoś buszował po magazynie i rozrzucił jedzenie i śmieci wzdłuż ośmiu metrów mojego cholernego pokładu! – warknął. Nie był w nastroju na pogawędkę z kimś, kto nie brał się od razu do roboty.
– Przepraszam, bosmanie. Już kogoś wysyłam!
– Dobrze. I powiedz ochronie, że do nich idę. Chcę zobaczyć nagrania z kamer, więc lepiej niech je znajdą.
– Robi się, szefie.
Dixon zamknął kanał i wrócił do pobojowiska.
– Tylko nieco nieszczelny skafander. Nie chcę, żeby drań stracił przytomność, zanim doleci do rufowej bańki grawitacyjnej.
***
Komandor Michaels pogwizdywał sobie w drodze do symulatorów, idąc po raz pierwszy od dawna tak żwawym krokiem. Już trzy razy spytano go, czy udał mu się podryw na przepustce, co tylko go rozśmieszyło.
Noc z piękną damą była czymś przyjemnym, ale nie to go rozpromieniało. Miał znowu w rękach prawdziwy drążek sterowniczy. To zasługiwało na gwizdanie.
Oczywiście lubił „Odyseusza”. Była to piękna łajba, dużo mniej toporna, niż myślał, gdy po raz pierwszy otrzymał ten przydział. Studnie grawitacyjne używane przez napęd Alcubierre’a sprawiały, że był niemal tak zwrotny i reagujący jak myśliwiec.
Jednak „niemal” nie oznaczało „dokładnie jak”.
W sterowaniu myśliwcem było coś, co czuł we krwi. Żadnych tłumików inercyjnych, tylko jednostka masy przeciwnej. Mniejsza masa myśliwców pozwalała im na manewry przy wysokiej prędkości, przy których nawet „Odyseusz” wydawał się powolny.
Ale to samo uczucie miało na niego wpływ. Poczucie, że nie tyle pilotuje myśliwiec, co ma go przypiętego do pleców.
Tego nie czuło się na „Odyseuszu”.
Nie używano tu nawet żadnych pasów. Wszystko, co mogło w nich uderzyć na tyle mocno, by uszkodzić tłumiki inercyjne, rozsmarowałoby załogę na ścianach. Nie było sensu się zapinać – albo wszystko szło gładko, albo wszyscy ginęli.
Spojrzał na symulatory rozstawione równo na otwartym pokładzie. Skinął głową i ruszył w stronę trzeciego z nich.
– Poruczniku – przywitał mężczyznę.
– Komandorze – odpowiedział z siedzenia Keith Lancaster.
Steph pochylił się, żeby spojrzeć na odczyty instrumentów.
– Poziom dziewiąty? Nieźle. Jak długo?
– Niemal godzina – odparł Keith. – Próbuję opanować manewry bojowe.
– To ciężka bestia mimo prędkości. Nadal sporo masy, jeśli próbuje się latać precyzyjnie.
Wyprostował się i klepnął bok symulatora.
– Oby tak dalej. Potem przejrzę dane. Proszę nie zapomnieć o certyfikacie dla interfejsu neuronowego. Inaczej nie usiądzie się w tym prawdziwym.
– Tak jest, sir. Rano mam test kwalifikacyjny.
– Proszę go nie zawalić.
Keith skinął głową.
– Tak jest.
Step przyjrzał się innym będącym w użyciu symulatorom, dając rady i komentując wyniki. Ster „Odyseusza” był skomplikowanym systemem, więc każdy pilot na pokładzie musiał przechodzić testy kwalifikacyjne zarówno dla aktualnych systemów, jak i dla proponowanych zmian.
To zdecydowanie dotyczyło też samego głównego sternika, więc gdy sprawdził już, jak sprawują się inni, Steph wszedł do pustego symulatora i załadował program, na którym ostatnio skończył.
„Poziom trzydziesty trzeci”.
Program zaczął się w ogniu bitwy. W ciągu kilku minut Steph spocił się, manewrując wirtualnym „Odyseuszem” poprzez zmiany kursu, które wymagały pełni umiejętności. W końcu rozsiadł się wygodnie w fotelu i podłączył igły interfejsu neuronowego.
Ostre ukłucie sprawiło, że zesztywniał, ale w końcu, jak zawsze, przyzwyczaił się do uczucia i poczuł się jak w domu.
Przejście w stan zen było umiejętnością, którą starali się opanować piloci Archaniołów. Stan umysłu, który często wyglądał na skanach EKG jak utrata przytomności. Symulacja stała się nieco gładsza i Steph przechodził poziom za poziomem, aż w końcu trafił aż na pięćdziesiąty. Uznał, że dość już rozgrzewki.
Nie przyszedł tu, aby ustanowić nowy rekord.
Wciąż połączony przez IN, spojrzał w lewo i włączył przycisk.
– Komputer, uruchom scenariusz imperialny jeden, od początku.
Zgromadzili sporo danych o okrętach Imperium podczas ostatniego spotkania oraz analizując wraki zniszczonych jednostek. Ich konstrukcja była bardzo podobna do okrętów Priminae, co wskazywało na to, że coś łączyło te dwie kultury. Ale Imperium używało innych materiałów.
Ich pancerz ze stopów metali był bardziej wytrzymały niż ceramika Priminae, ale nie radził sobie tak dobrze z laserami. Steph pomyślał, że to dziwny wybór, wskazujący, że Imperialni musieli kiedyś stoczyć wiele walk z przeciwnikami skupiającymi się na broni kinetycznej, z którą tego rodzaju opancerzenie radziło sobie lepiej. Dało się w nim robić dziury jak w szwajcarskim serze, a załogi spokojnie by je reperowały. Ceramika Priminae dość łatwo pękała i jej łatanie było dużo trudniejsze.
Jak się jednak okazało, pancerz Imperialnych sprawił, że byli bardziej wrażliwi na ataki laserów „Odyseusza” niż Priminae czy nawet Drasinowie.
Steph próbował określić, jak dużą różnicę robiło to w prawdziwym świecie.
W symulacji pojawiły się trzy krążowniki Imperium, mniej więcej odpowiadające Herosom. Przyjęły standardowy szyk bojowy i przyspieszały w jego stronę.
Steph poczuł dreszczyk, gdy ledwie wyminął jeden z pocisków przeciwnika. Sam wycelował w stronę głównego okrętu wroga i wydał rozkaz symulacji oficera taktycznego.
– Główny bandyta namierzony, strzelać wedle uznania. Wykonać manewr alfa dziewięć – powiedział, kontynuując przechył na lewą burtę, zanim uruchomił studnie grawitacyjne, zasilające wielki okręt i ruszył do walki.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через